Nowy Jork, 18.12.2015 r.
Po spotkaniu z Michaelem zadzwoniłam do pana Cartera. Spotkał się ze mną tego samego dnia, więc od poniedziałku miałam dobrego managera. Cieszyłam się z tego faktu, bo nie musiałam wszystkiego sama ustalać. Byłam pewna, że się na nim nie zawiodę. Podpisałam z panem Aleciem umowę, która była korzystna. Mimo tego, że nie znałam się zbytnio na prawie, ale nie miałam powodów, by mu nie ufać. Powiedział, czego ode mnie oczekuje i co powinnam zrobić. Musiałam zaproponować również swoje warunki, na które przystał.
Do godziny czwartej po południu miałam jeszcze dosyć sporo czasu, dlatego spokojnie się przygotowałam. Skoro musiałam znowu płacić za taksówkę, to wolałam te pieniądze dać komuś z moich przyjaciół. Po co miałam dorabiać kogoś innego? Niestety o tych godzinach nie mogła ani Meredith, ani Cody. Nie wiedziałam, dlaczego zawsze Luke miał dla mnie czas. Za każdym razem, gdy czegoś potrzebowałam, on był pierwszym, który oferował swoją pomoc. Zaczynało mnie to strasznie zastanawiać, ale nie chciałam się zagłębiać w to wszystko.
***
Przez te kilka miesięcy nauczyłam się nie poddawać. Bo co jeśli miałabym zrezygnować? Gdybym stwierdziła, że się do tego nie nadaję? Miewałam czasami chwile zwątpienia, ale lepiej iść do przodu niż się cofać. Większość ludzi ma jakieś pesymistyczne myśli, prawda? Mimo moich upadków wierzyłam, że znajdzie się osoba, która pomoże mi się podnieść i nie pozwoli, bym stanęła w miejscu. W sumie...to nie wiedziałam, czy takimi rozmyślaniami chciałam zapewnić samą siebie o istnieniu takiej dobrej duszyczki. Miałam wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Z moich myśli wyrwał mnie głos przychodzącej wiadomości.
Luke: Jestem :') Możesz schodzić, czekam tam, gdzie zawsze.
Judith: Okej.
Włożyłam swój biały płaszcz, wzięłam torebkę i opuściłam mieszkanie. Na dworze robiło się coraz chłodniej. Nie chciałam zachorować i pozbawić się głosu, który był mi bardzo potrzebny do śpiewania. Wiadomo, że gdy wokalistka ma jakieś problemy z gardłem, niekoniecznie musi zakończyć się to pozytywnie. Wolałam dmuchać na zimne i dbać o swoje zdrowie. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym w ten sposób zaprzepaściła swoje wszystkie marzenia, które zaczęły się dopiero spełniać. Wiedziałam, że do gwiazdy estrady jeszcze wiele mi brakowało. Spokojnie, nie miałam zamiaru być taką osobą, która uważa się za lepszą od innych, bo ma o wiele więcej pieniędzy. Wtedy nie byłabym po prostu sobą.
Wychodząc z budynku, wypatrzyłam samochód przyjaciela i udałam się w jego stronę. Wiatr rozwiał moje włosy, które dopiero co dobrze ułożyłam. Jednak nie potrafiłam złościć się na warunki pogodowe w Nowym Jorku. Wręcz przeciwnie, nie zwracałam na to wszystko uwagi. Miałam w końcu zacząć na poważnie zajmować się muzyką, razem ze studiem. Wiedziałam, że czekała mnie ciężka praca, ale przecież ona się opłaca, prawda?
— Hej Luke — przywitałam się, wchodząc do środka i dając buziaka chłopakowi w policzek. — Dziękuję, że znalazłeś czas, ile mam ci zapłacić? — zapytałam.
— Po pierwsze hej, po drugie nie wygłupiaj się, robię to z wielką przyjemnością — odpowiedział i zaczął powoli wyjeżdżać z miejsca parkingowego.
— Ile chcesz za podwiezienie mnie? — zapytałam po raz kolejny. — Samochód na wodę nie jeździ. — Uśmiechnęłam się.
— Judith, mam się obrazić? Nie będę brał od ciebie pieniędzy za małą przyjacielską przysługę. — Spojrzał na mnie i puścił oczko, uśmiechając się szeroko, ukazując przy tym swoje słodkie dołeczki.
CZYTASZ
Judith Campbell - w pogoni za marzeniami
Teen FictionJudith jest przeciętną uczennicą, choć posiada własną pasję. Musi się jednak zmagać ze swoim życiem, które nie do końca jej pasuje. Odkąd pamięta, stoi w cieniu matki, która jest słynną aktorką filmową. Nie podoba jej się podążanie wydeptaną ścieżką...