EPILOG

87 8 35
                                    

Nowy Jork, 04.05.2016 r.

          Życie to ciągłe niespodzianki, walka z przeciwnościami, pogoń za marzeniami. Wszystkie nasze decyzje przynoszą określone rezultaty, ale także niechciane konsekwencje. Spotykamy w nim miłość, przyjaźń, czasami rozczarowanie, czy smutek. Jak można pogodzić się z takim uczuciem, którym jest strata? Dlaczego ludzie nie potrafią cieszyć się czyimś szczęściem, tylko za wszelką cenę chcą to zniszczyć? Zrozumiałam wiele rzeczy, ale nigdy nie pojmę tego, jak człowiek może być taki zawistny.

          Minęły dwa miesiące...dwa cholerne miesiące od tego nieszczęśliwego wypadku. W dalszym ciągu nie pogodziłam się z tym wszystkim. Znajomość z Louisem przysporzyła mi samych problemów. Przez niego moje życie zamieniło się w piekło. Tym razem mu nie odpuściłam, zgłosiłam wszystko na policję, nie zamierzałam ryzykować, ale i tak nie przyniosło to oczekiwanej przeze mnie kary dla niego. Miały zostać przeprowadzone badania, które powinny stwierdzić, czy Louis był poczytalny w trakcie wypadku. Nie sądziłam, by mógł zwariować, od bardzo dawna próbował się do mnie dobrać. Tylko dlaczego musiał ucierpieć Luke?

          Nie mogłam zakończyć tego, co zaczęłam. Mimo bólu, który nosiłam w sercu, musiałam zająć się swoją pracą i szkołą. Chciałam zrobić to dla chłopaka, który wyznał mi miłość w ostatniej chwili. Wiedziałam, że nie mogłam się załamać, ale nie potrafiłam tego zrobić. Tak naprawdę ta sytuacja otworzyła mi oczy. Potrzebowałam Luke'a jak powietrza, ale nie miałam już takiej możliwości. Wszystko nagle straciło jakikolwiek sens. Zrozumiałam, co czułam do niego. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu, podobał mi się, ale nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym go kochać. Uważałam, że Luke zasługiwał na kogoś lepszego niż ja, do tej pory mam takie zdanie. Gdybym nie stanęła na jego drodze, to wszystko by się nie wydarzyło i brunet dalej mógłby cieszyć się życiem.

          Musiałam wrócić na scenę, znowu zacząć koncertować. Było to dla mnie bardzo ciężkie, bo Luke cały czas przewijał mi się w myślach, nosiłam go w sercu. Napisałam piosenkę o śmierci i stracie, kolejne aspekty, z którymi każdy musi się zmierzyć, niezależnie w jakim okresie życia. Chciałam zatracić się w mojej muzyce, tak jak to było kiedyś, ale nie potrafiłam porządnie stanąć na nogi. Zbyt wiele rzeczy się wydarzyło, by po prostu ruszyć z miejsca. Jednak zatrzymać się też nie mogłam, dlatego postanowiłam stworzyć coś, co byłoby poświęcone tylko Luke'owi. Nie chciałam na razie nikomu pokazywać tej piosenki, była zbyt osobista. Kiedyś muzyka dawała mi ukojenie, obecnie kojarzy mi się ze wszystkim, co złe.

          Cieszyłam się, że Michael to wszystko rozumiał i nie zmuszał mnie do zbyt ciężkiej pracy nad albumem. Wiedziałam, że to wszystko przesunie się na późniejszy termin. Nie mogłam się na niczym skupić, ale dawałam z siebie wszystko. Przynajmniej miałam obok siebie Meredith i Cody'ego. Trwali ze mną w tych strasznych chwilach, chociaż sami też bardzo cierpieli. Mimo tego wszystkiego trzymaliśmy się razem. Nie miałam ochoty na nic, nawet na jedzenie, ale nie poddawałam się, wiedziałam, że Luke by tego nie chciał. Cody znalazł oparcie w Christianie, my również je uzyskałyśmy. Byłam im wszystkim bardzo wdzięczna.

          — Judith, co zamierzasz? Jak chcesz dalej występować na scenie? — zapytał Cody, gdy siedzieliśmy u mnie w mieszkaniu. Przez cały czas byłam nieobecna. 

          — Nie wiem, ciężko mi z tym wszystkim, ale muszę to robić... — odpowiedziałam.

          — Nie możesz zrobić sobie przerwy? — Pytanie zadał Christian.

          — Nie mogę. Zbyt długo na to wszystko pracowałam, a poza tym Luke chciałby, abym nie stała w miejscu.

          — Judith, my wszyscy jesteśmy z tobą, ale musisz patrzeć również na siebie — rzekła Meredith.

          — Nie rozumiesz, że to wszystko moja wina? Ja do tego doprowadziłam. Gdyby mnie nie znał, to nic takiego by się nie stało.

          — To wcale nie prawda, Judith, to mogło spotkać każdego z nas. Luke na pewno nie miałby ci tego za złe... musisz zrozumieć, że nie jest to twoją winą. — Cody tłumaczył mi jak małemu dziecku, a po moich policzkach znowu popłynęły łzy.

          Cały czas obwiniałam się za to, co się stało. Jak miałam stworzyć coś wesołego w takiej sytuacji? Nie rozumiałam siebie. Dopiero taka akcja udowodniła mi, że również kochałam Luke'a. Musiała stać się taka tragedia, żebym w końcu to pojęła? Jeżeli kiedykolwiek będziecie zastanawiali się, co czujecie, idźcie za głosem serca. Ja swojego nie posłuchałam i straciłam szansę na miłość. Bałam się tego, nie potrafiłam zaakceptować, że mogłam być dla kogoś odpowiednia. Żałowałam tego, tak cholernie było mi przykro, że nie miałam odwagi, by darzyć Luke'a tym samym uczuciem. Wszystko, co go spotkało, nie powinno się zdarzyć.

          Wiecie, co było najgorsze? To, że musiałam wszystko opowiedzieć. Dokładnie jak było. Jeszcze raz odtwarzałam tę sytuację, każdego dnia pojawiał mi się w głowie obraz Luke'a, opadającego na hotelową podłogę i zakrwawiona koszulka chłopaka. Okropny widok, który śnił mi się po nocach. Nigdy nie myślałam, że coś takiego mi się przytrafi. Dlaczego to nie mogłam być ja? Czemu to Luke musiał dostać te cholerne kulki, które pewnie były przeznaczone dla mnie? Życie jest bardzo niesprawiedliwe. Tak nie powinno być.

          Jedynie wszystko, co poszło, tak jak chciałam, to koncert, który był udany. Albert pomyślnie przeszedł operację, na którą zebraliśmy pieniądze. Świadomość tego, że chociaż coś poszło po mojej myśli, jest wspaniałym uczuciem. Ludzie powinni sobie pomagać, bo kto wie, może kiedyś ty będziesz kogoś potrzebował. Kwestia tego, czy dana osoba też na to zasługuje. Dzieci nie są niczemu winne i powinny mieć wszystko, co najlepsze, a nie od młodych lat dostarczać takiego cierpienia.

          — O czym myślisz, Judith? — Usłyszałam głos Meredith.

          — Sama nie wiem. Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe? — Spojrzałam po twarzach moich przyjaciół.

          — Nigdy nie wiesz, co cię spotka, trzeba być przygotowanym na wszystko — szepnął Cody.

          To prawda, w życiu nigdy nie ma nic pewnego. Każdy z nas ma pewien bagaż doświadczeń. Jedni mniej, drudzy więcej, ale wszyscy muszą się z tym zmierzyć. Czasami wystarczy jedna rzecz, aby wszystko zaczęło się sypać. Patrzymy, jak życie przemija, jak czas ucieka nam przez palce. Jednak wszystko ma swój początek i koniec.  

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ!

***

Kochani, tak bardzo zżyłam się z tą książką, że aż żal mi ją kończyć... Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was nią. Jeżeli macie do mnie jakieś pytania, to piszcie śmiało, chętnie na nie odpowiem. 

To była dla mnie wspaniała przygoda, cieszę się, że mogłam pokazać Wam losy naszej kochanej Judith. Bardzo przywiązałam się również do innych bohaterów. 

***

Parę ogłoszeń:

1. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się nowa część Judith. Będę Was o wszystkim informować. 

2. Druga część będzie połączona z pierwszą. 

3. Dziękuję Wam wszystkim za rady i pomoc <3 Szczególnie Anett360 i lidia1394 <3 Dziękuję również za wszystkich czytelników, którzy byli, a przede wszystkim tym, którzy dotrwali do końca tej książki :*

Miłego dnia i do zobaczenia w kolejnej części, mam nadzieję :) 

Impossible ^.^ 

Judith Campbell - w pogoni za marzeniamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz