Nowy Jork, 02.10.2015 r.
Gdy już zdecydowałam się powiedzieć mamie o moich planach, postanowiłam wcielić te pomysły w życie. Jednak musiałam porozmawiać jeszcze z kimś, kto pomógłby mi w tym wszystkim. W tamtym momencie pomyślałam o Mary. Nie poszłam tego dnia na zajęcia, musiałam przygotować się na rozmowę z rektorem. Była przecież ona bardzo trudna. Wiedziałam, że czeka mnie ciężka praca i wiele straconych nerwów. Masa nieprzespanych nocy i cała reszta tej niesamowitej otoczki wkuwania.
Byłam świadoma tego, że przeniesienie się na inny wydział jest dosyć męczącym doświadczeniem. Wstałam i tak dosyć szybko, ogarnęłam siebie i mieszkanie. Chciałam zadzwonić do Mary, ale najpierw musiałam odpisać na SMS-a od Louisa.
Louis ;3: Słońce, czemu nie ma cię na uczelni? Stało się coś?
Judith: Nic się nie stało, po prostu muszę coś załatwić, może jutro wam wszystko opowiem, ale dzisiaj nie naciskaj.
O co mu chodzi? – pomyślałam sobie w chwili, gdy przeczytałam wiadomość. I od kiedy zwraca się do mnie „Słońce", coś mi tu nie gra.
Wybrałam numer do rudowłosej i zadzwoniłam. Odebrała dopiero po trzech sygnałach. Nie zawsze mogła zrobić to od razu, praca u mojej matki, a zwłaszcza z nią, nie należała do łatwych. Dlatego cieszyłam się, że chociaż udało jej się na chwilę oderwać od obowiązków.
— Halo, Judith? — Usłyszałam jej zaniepokojony głos.
— Masz chwilę, by wpaść do mnie? Chciałabym porozmawiać — powiedziałam spokojnym tonem.
— Myślę, że uda mi się za trzydzieści minut wpaść. — Po tych słowach podziękowałam jej i się rozłączyłam.
Udałam się do swojej sypialni, musiałam zobaczyć w kalendarzu, kiedy miałam kolejną lekcję języka polskiego. Lubiłam na nie uczęszczać. Sprawiało mi to radość i myśl, że kiedyś może uda mi się odszukać tatę i poznać go. Pragnęłam tego z całego serca, wtedy byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Pewnie byłam trochę marzycielką, ale czy marzenia nie są ważne? Przecież bez nich nie byłoby ciekawego życia, nie stawialibyśmy sobie żadnych celów. Czyż nie mam racji?
Niedługo w moich progach miała zagościć Mary, dlatego zeszłam na dół i chciałam przygotować nam kawę. Wsypałam ziarenka do ekspresu i włączyłam. Przez chwilę było okej, a potem? Niestety coś się popsuło. Proszę nie teraz, nie w tym momencie – powtarzałam sama do siebie. Poważnie? Ten dzień będzie trwał w nieskończoność – pomyślałam, kiedy miałam zadzwonić po konserwatora, usłyszałam pukanie do drzwi. Zrezygnowałam z telefonowania i poszłam otworzyć.
— Przyszłam najszybciej, jak tylko mogłam — Głośno rzuciła na wstępie.
Zaprosiłam ją do środka i zajęłyśmy miejsce w salonie.— Chciałam przygotować dla nas kawę, ale niestety muszę poczęstować cię tylko sokiem, gdyż niespodziewanie mój ekspres postanowił zaprotestować — rzekłam i lekko się uśmiechnęłam.
— Nic się nie stało. Nie jestem przecież, nie wiadomo kim, aby częstować mnie najlepszą kawą — powiedziała poważnym tonem. — Sok będzie odpowiedni, podasz mi go? — zapytała, po czym obie wybuchłyśmy gromkim śmiechem. Lubiłam ją, wielokrotnie poprawiała mi nastrój. Zawsze wiedziała, co powinna powiedzieć w danej sytuacji.
— Ależ oczywiście, droga pani — mruknęłam, uśmiechając się od ucha do ucha oraz oddaliłam się do kuchni po szklanki z sokiem jabłkowym i talerzyk przepysznych, czekoladowych ciasteczek. — Proszę — powiedziałam, gdy postawiłam wszystko na okrągłym stoliku.
CZYTASZ
Judith Campbell - w pogoni za marzeniami
Teen FictionJudith jest przeciętną uczennicą, choć posiada własną pasję. Musi się jednak zmagać ze swoim życiem, które nie do końca jej pasuje. Odkąd pamięta, stoi w cieniu matki, która jest słynną aktorką filmową. Nie podoba jej się podążanie wydeptaną ścieżką...