#24

40 9 33
                                    

Los Angeles, 25.02.2016 r.

          Znajdowałam się w mieście, które zawsze chciałam odwiedzić. Moje kolejne marzenie się spełniło. Nigdy nie miałam okazji, by zobaczyć to piękne i słoneczne miejsce. Z mojego pokoju mogłam obserwować wielki napis „Hollywood", jednak to nie było to samo. Mimo porannej pory byłam wypoczęta. Dostałam szansę, by zwiedzić miasto moich snów, dlatego nie zamierzałam jej stracić. Ogarnęłam się dosyć szybko i udałam się do pokoju Aleca. Zapukałam, a gdy poprosił, to weszłam delikatnie do środka.

          — Niech zgadnę, nie chcesz siedzieć w hotelu i chcesz pochodzić po mieście? — zapytał, gdy tylko otworzyłam usta, by cokolwiek powiedzieć.

          — Tak, czy to takie oczywiste?

          — Jak myślisz? Nie potrafisz usiedzieć w jednym miejscu — rzekł i się uśmiechnął.

          — Jestem bardzo przewidywalna? To jak będzie, mogę iść?

          — Tak, Judith, jesteś. Możesz, tylko proszę, nie wpakuj się w żadne kłopoty, bo nie chcę odwoływać kolejnego koncertu.

          — Postaram się, dziękuję — powiedziałam i opuściłam jego lokum.

          Nie chciałam znowu prosić Jasona i Jonatana, by ze mną poszli, ale bez ochrony wychodzić nie mogłam, dlatego oni nie mieli innego wyjścia. Nie kazałam, tylko prosiłam. Pamiętałam, że w każdym mieście coś zwiedzaliśmy, ale ja nie mogłam siedzieć bezczynnie. Lubiłam spacerować, a także oglądać miejsca, które mnie interesowały. Trasa to nie tylko szansa na zauważenie przez innych ludzi, ale możliwość poznania nowych miejscowości. Nie miałam żadnego problemu, by namówić Sabrinę na małą wycieczkę, zgodziła się od razu. Za nim jednak wyruszyłyśmy, to zadzwoniłam do Cody'ego.

          — Hej, Judith — powiedział, gdy tylko odebrał telefon.

          — Cześć, Cody, jesteś sam?

          — Tak, co jest?

          — Pamiętasz o mojej prośbie?

          — Tak, powiedz mi, że żadne plany się nie zmieniły?

          — Nie, jasne, że nie, niedługo będę w domu, słuchaj, wiesz może, czy Luke coś organizuje?

          — Co masz na myśli?

          — No nie wiem, jakąś imprezę, czy coś w tym rodzaju?

          — Meredith mówiła, że robi małe spotkanie u siebie w domu, ale tylko dla najbliższych, wspominała coś, że jesteśmy zaproszeni, co planujesz?

          — Nic, nic, tak tylko pytam. — Nie zamierzałam mu na razie nic mówić. Ufałam szatynowi, ale to postanowiłam zachować dla siebie.

          — Dobra, nie będę nalegać, muszę kończyć, do zobaczenia, uważaj na siebie.

          — Cześć, Cody — powiedziałam i zakończyłam połączenie.

          Gdy odłożyłam telefon do torebki, to akurat Sabrina szła w moim kierunku. Nie musiałam długo na nią czekać, dlatego byłam jej wdzięczna. Zbyt często zachwycałam się najzwyklejszymi rzeczami, ale taka już moja osobowość. Nie zauważyłam, by komuś zbytnio to przeszkadzało. Z hotelu ruszyliśmy najpierw w stronę napisu. Mimo tego, że nie był jakimś cudem natury, to i tak każdy chciałby go zobaczyć. Nie rozumiałam tego i w dalszym ciągu nie dało się pojąć tej fascynacji, ale takie życie.

Judith Campbell - w pogoni za marzeniamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz