Nowy Jork, 23.01.2016 r.
Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie bardzo pracowite. Gdy wracałam do domu po ciężkim dniu, pisałam co najmniej jedną zwrotkę piosenki. Musiałam do tego czasu stworzyć około dziesięciu utworów. Koncert nie mógł trwać tylko godziny. Michael powiedział, że mogłabym wykorzystać również piosenki, które nie były zamieszczone na płycie. Nie myślałam, że kiedyś będę pisała zawodowo. W głowie mi się to nie mieści. Wszystko idzie po mojej myśli. Czego chcieć więcej?
Z początku nie miałam pojęcia, na jaką fundację mogłabym przeznaczyć zebrane pieniądze z koncertu. Poszukałam w Internecie, które instytucje znajdują się w Nowym Jorku. Postanowiłam je odwiedzić i zobaczyć, dlaczego akurat tą można wspomóc jakimikolwiek funduszami. Trafiłam do „Happy children", poznałam tam wiele wspaniałych dzieci. Szczególnie jedna dziewczynka utkwiła mi w pamięci. Mała i drobna blondyneczka z zespołem Downa. Cudowne dziecko, które niczym nie różni się od innych. Mimo swojej niesprawności umysłowej zaimponowała mi sobą. Rozmawiałam z nią przez kilka minut i Amber powiedziała mi, co chciałaby robić w przyszłości. Wtedy wiedziałam, że pieniądze przeznaczę dla tej fundacji. Nikomu nie powiedziałam o mojej wizycie w tym miejscu.
Gdy tak rozmyślałam, to ktoś zapukał do moich drzwi. Miała przyjść do mnie Meredith, by pomóc mi wybrać jaki makijaż zrobić na koncert. Nie musiałam się martwić ani o rzeczy, ani o nic innego. Michael załatwił mi stylistę, fryzjera i co nie tylko. Byłam mu za to ogromnie wdzięczna. Wstałam z kanapy i udałam się w stronę drzwi. Otworzyłam je i wpuściłam blondynkę do mieszkania.
— Hej Meredith — powiedziałam i dałam jej całusa w policzek.
— Witaj, Judith — odpowiedziała i odwzajemniła mój gest. — Gotowa pokazać się dzisiaj ludziom? — zapytała z wielkim uśmiechem. Przeszłyśmy do salonu, po czym zaproponowałam jej coś do picia i przyniosłam jakieś przekąski.
— Nie mogę uwierzyć, że to wszystko jest prawdą. Cały czas mam wrażenie, że to jakiś piękny sen, z którego się obudzę i moje szczęście zniknie jak bańka mydlana — zaczęłam. — Jednak jestem gotowa, by w końcu pokazać się światu — dodałam po chwili.
— Nie masz żadnej tremy ani nic z tych rzeczy? — Jej mina wyrażała ogromne zaskoczenie. W sumie to na razie nie odczuwałam nawet żadnego stresu. Wczoraj oddałam Michaelowi wszystkie piosenki, a tego dnia miałam tylko dobrze wypocząć i przygotować się do koncertu, który zorganizowany był w jakiejś operze czy czymś podobnym. Nie zrozumiałam dokładnie.
— Wiesz, z tego, co pamiętam, to występowałam już przed większą publicznością, mój pierwszy występ, mówi ci to coś? — Blondynka kiwnęła głową. — Ale chyba nie o tym miałyśmy rozmawiać — dodałam, popijając moją colę.
— Wiem, ale to tylko taki dodatek. — Meredith zaśmiała się, a ja do niej dołączyłam. — Znalazłaś coś, czy w ogóle nie masz pomysłu?
— Znaczy, znalazłam kilka pomysłów, ale kompletnie się na tym nie znam. — Wzruszyłam bezradnie ramionami. Wiedziałam, kogo mogłabym poprosić o radę, jednak nie miałam na to chęci.
— I uważasz, że akurat ja ci pomogę? Trochę źle trafiłaś, ale postaram się zrobić, co mogę. — Uśmiechnęła się do mnie promiennie, po czym poprosiła o mój telefon, by zobaczyć, co wybrałam.
Podałam go jej bez żadnych protestów. Czekałam z niecierpliwością, aż cokolwiek powie na ten temat. Nigdy nie byłam dobra w te klocki, ponieważ nie interesowałam się tym. Wiedziałam, że makijażystka powinna sama dobrać odcienie, by współgrały z sukienką, ale nie chciałam być ze wszystkim zależna od innych. Dlatego porozmawiałam z Michaelem, czy mogłabym, chociaż wybrać sama swój makijaż. Mężczyzna nie miał z tym żadnego problemu. Jednak nie wiedziałam jakich kolorów mogę szukać, bo nie chciał mi powiedzieć, w co będę ubrana.
CZYTASZ
Judith Campbell - w pogoni za marzeniami
Teen FictionJudith jest przeciętną uczennicą, choć posiada własną pasję. Musi się jednak zmagać ze swoim życiem, które nie do końca jej pasuje. Odkąd pamięta, stoi w cieniu matki, która jest słynną aktorką filmową. Nie podoba jej się podążanie wydeptaną ścieżką...