#12

49 10 32
                                    

Nowy Jork, 25.12.2015 r.

          Od poprzednich wydarzeń wiele się zmieniło. Nie spotkałam do tego czasu Louisa. Jednak wielokrotnie próbowała kontaktować się ze mną Lynette. Nie miałam choćby najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. Nie potrzebowałam jej osoby przy sobie. Luke, Cody i Meredith nie odstępowali mnie na krok, z obawą, że blondyn zrobi mi krzywdę. Zastanawiałam się, czy nie zgłosić tego na policji. Jednak po dłuższym czasie stwierdziłam, że to nie będzie miało większego sensu. Równie dobrze mogłabym wystąpić do sądu o zakaz zbliżania się do mojej osoby. Tylko po co? Przecież nic złego się nie stało. Wyszłam z tego bez szwanku. No może....poza lekkim urazem psychicznym.

          W ogóle moja praca ze studiem „You can do anything" cały czas szła naprzód. Do tego czasu nagrałam już cztery piosenki. Wliczając w to niektóre z moich coverów. Każda moja inwencja twórcza podobała się Michaelowi i panu Alecowi. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. To było jak najpiękniejszy sen, z którego nie chciałam się obudzić. Myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach, albo najlepszych książkach. Jednak nie w moim życiu. Wszyscy chwalili moje postępy. Sama widziałam swój rozwój w pracy. Z każdym dniem muzyka coraz mocniej łączyła mnie z Luke'em. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo się do niego przywiązałam. Często razem śpiewaliśmy i graliśmy. Aczkolwiek brunet był tylko moim wspaniałym przyjacielem. Niczego innego nie oczekiwałam, a może bardziej nie chciałam.

         Nadszedł dzień, na który czekałam, odkąd byłam małym dzieckiem. Zawsze wyczekiwałam Bożego Narodzenia. Nie chodziło mi o prezenty czy o jakieś korzyści materialne. Uwielbiałam czas, który mogłam spędzić z matką i Mary. W tym dniu Adeline za każdym razem była przy mnie i mogłyśmy porozmawiać. Cieszyłam się każdą chwilą. Bo dla mnie, jako małego dziecka, ten czas zawsze był najlepszy. Wtedy korzystałam z okazji, gdy mama była przy mnie i nic tego nie zmieniało. Miałam nadzieję, że odłoży swoją dumę na bok i przyjdzie do mnie na świąteczny obiad. Dlatego od samego rana stałam w kuchni. Wcześniej miałam tylko chwilę na zrobienie stosownych zakupów.

          Zaprosiłam rodzinę i przyjaciół na godzinę drugą po południu. Miałam sporo czasu na ugotowanie wszystkiego. Do piekarnika wstawiłam naczynie żaroodporne z indykiem, który był z farszem. Miałam nadzieję, że wyjdzie dobry, ponieważ ten przepis stosowałam pierwszy raz. Zdziwiłam się, bo musiałam piec go około dwóch godzin. Dlatego zaczęłam przygotowywać zapiekankę z zielonej fasolki. Pierwszy raz tyle czasu miałam spędzić w kuchni. Jednak wcale nie przeszkadzało mi to zajęcie. Bardzo chętnie dla nich gotowałam.

***

          Krótko przed wyznaczoną godziną miałam już zastawiony stół w salonie i musiałam jeszcze tylko przygotować eggnog. Może zbyt często to powtarzałam, ale byłam podekscytowana. Pierwszy raz Adeline miała zjeść moje dania. Miałam lekką tremę, bo u niej w domu gotowały najlepsze kucharki, dlatego ja wcale w zdolnościach kulinarnych im nie dorównywałam. Miałam zamiar przygotować koktajl na bazie rumu, ale rozdzwonił się mój telefon.

          — Halo? — powiedziałam, gdy zobaczyłam, kto dzwoni. Odebrałam ten telefon z wielką niechęcią. — Lynette, dziewczyno, czego ty jeszcze ode mnie chcesz? — zapytałam, gdy brunetka się jeszcze nie odezwała.

          — Judith, ja naprawdę cię przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło, to po prostu się stało. Musisz mi uwierzyć...

          — Nic nie muszę... — Zamyśliłam się na chwilę. — Nic nie dzieje się bez przyczyny, po co chciał dalej ze mną być, skoro miał zamiar zdradzić mnie z tobą? Mimo tego, że go nie kochałam, to i tak boli, wiesz? Dwie najważniejsze osoby w moim życiu wbiły mi nóż w plecy, jak miałam się czuć? Uważasz, że twoje próby kontaktowania się ze mną są w porządku? — dodałam po chwili.

Judith Campbell - w pogoni za marzeniamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz