#23

41 9 23
                                    

Phoenix, 20.02.2016 r.

          Do Arizony znowu lecieliśmy dobrych kilka godzin. Przyzwyczaiłam się do ciągłej podróży, ale cały czas mi czegoś brakowało. Przez ten okres zdążyłam napisać dwa nowe utwory. Podjęłam się dosyć trudnych tematów, bo jeden z nich dotyczył mojego biegu życia, a drugi niektórych problemów społecznych na świecie. Wiedziałam, że mogą nie spodobać się wytwórni oraz publiczności, ale wyrażały moją opinię na wiele czynników. Zapomniałam wspomnieć, że kontrakt z Michaelem podpisany miałam na około trzy lata. Długi okres, jednak dzięki niemu mogłam spełniać marzenia.

          Byłam zdania, że mimo nieprzyjemnej tematyki piosenek, nie musiałam martwić się o to, że nie są chwytliwe, czy nie wpadają w ucho. Do „Social Problem's" melodia była smutna, czyli adekwatna do podanego tytułu. Nie byłam obojętna na krzywdę drugiego człowieka. Chciałam uświadomić innych, że warto podać pomocną dłoń. Czasami mały gest, a może świadczyć bardzo dużo. Wystarczy przyjrzeć się, ile ludzi potrzebuje jakiegokolwiek wsparcia. W codziennym życiu spotykamy się z anoreksją u bardzo młodych osobników. W wielu krajach Afryki panuje głód i ubóstwo. Po prostu im więcej człowiek będzie miał chęci, by nieść pomoc innym, tym mniej populacji będzie cierpiało.

          Drugi utwór był dla mnie szczególny. Chciałam w jakiś sposób przedstawić moje uczucia. W tej piosence wyrażałam siebie, cały bieg życia. Zachowałam go w szybszym i weselszym tempie. W „My Life" byłam sobą. Pierwszy raz stworzyłam coś tak osobistego, ale warto tworzyć tekst, który mógłby pomóc innym w podjęciu niektórych decyzji. Większość młodych ludzi cały czas żyje pod dyktandem swoich rodziców. Uważam, że tak nie powinno być, bo to nie jest dobre rozwiązanie. Byłam tego żywym przykładem. Każdy, kto chce coś osiągnąć, musi wziąć byka za rogi i żyć po swojemu.

          W hotelu byliśmy już z kilka godzin. Nie miałam ochoty, by gdziekolwiek wychodzić. Wolałam sobie odpocząć. Pomyślałam, że dopiero po południu mogłabym udać się na jakiś spacer, by przewietrzyć swoją mózgownicę. Z moich dziwnych rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu widniał Michael. Szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę.

          — Halo — powiedziałam, gdy odebrałam. — Stało się coś? — dodałam po chwili.

          — Witaj, Judith. Mam sprawę, musisz wrócić do Nowego Jorku.

          — Nie ma problemu, kiedy?

          — Z tego, co wiem, teraz jesteś w Phoenix, potem masz koncert w Kalifornii, tak?

          — Tak, ale Sabrina ma potem jeszcze koncerty na północy Stanów.

          — Chciałbym, abyś z Los Angeles wróciła do domu. Zorganizowałem koncert na rzecz jednego chłopca z fundacji, którą wspomagasz. Sprawa jest naprawdę poważna, bo potrzebuje on natychmiastowej operacji. Ustaliłem go na piątego marca, musisz być już wtedy w Nowym Jorku.

          — Boże, nie martw się, zaraz po koncercie jadę na lotnisko i wracam do domu. Pójdę do Aleca i przebukujemy bilety. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, dziękuję Michael, naprawdę.

          — Nie ma o czym mówić, widzę, jak bardzo poświęcasz się dla tej fundacji i ile serca w to wkładasz. Możesz na mnie liczyć, do usłyszenia.

          — Cześć — powiedziałam i zakończyłam połączenie.

          Czym prędzej opuściłam swój pokój i udałam się do Aleca. Musieliśmy zająć się tym jak najszybciej. Nie było ani chwili do stracenia. Nie zamierzałam nawet przebierać się po tym koncercie w Los Angeles. Z jednej strony cieszyłam się z takiego obrotu spraw, bo szybciej zobaczyłabym moich przyjaciół, za którymi swoją drogą bardzo tęskniłam, ale z drugiej było mi smutno z powodu tego chłopaka. Nie wybaczyłabym sobie tego, że nie zrobiłam wszystkiego, co było w mojej mocy, by pomóc temu niewinnemu dziecku. Myślicie podobnie? Co takie maluchy zrobiły, że muszą tak cierpieć? Los już wielokrotnie ze mnie zakpił, ale nauczyłam się, że życie nigdy nie było, nie jest i nie będzie sprawiedliwe.

Judith Campbell - w pogoni za marzeniamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz