Rozdział 14

4.5K 348 13
                                    

Lauren's POV

- Wrócimy za dwie godzinki. - stwierdza Mani, pochylając się, aby poprawić sznurówki w butach. 

- Poradzicie sobie? - dopytuje Dinah. 

- Damy sobie radę, prawda Lern? - uśmiecha się brunet. 

Odpowiadam skinięciem głowy. Nie rozumiem, dlaczego dziewczyny traktują mnie jak małe dziecko. Może żadna  nich nie zauważyła, ale jestem dorosłą kobietą. Mam przeklęte dwadzieścia trzy lata. Powoli zaczynam ogarniać własne życie, a ich matczyna troska często jest przesadzona. 

- Fifa? - proponuje, gdy tylko zostajemy sami. 

- Z przyjemnością. - z entuzjazmem podnoszę się z kanapy, aby usiąść na wygodnej pufie bliżej telewizora. 

Nathan jest jednym z moich najlepszych przyjaciół. Świetnie się z nim dogaduję. Zawsze mamy o czym rozmawiać, a gdy zdarzy się, że nie mamy na to ochoty, potrafimy siedzieć w ciszy godzinami i nie jest ona niezręczna. To świetny chłopak i cieszę się, że Dinah zdecydowała się przejść z nim na kolejny etap znajomości. Nie oddałabym przyjaciółki w niepowołane ręce, ale on jak najbardziej na nią zasługuje. Wszyscy znamy się od dobrych kilku lat. Poznaliśmy się za czasów college'u. Hansen dorabiała wtedy w studiu tańca, gdzie Nathan pracował jako świeżo upieczony instruktor. Dzisiaj Buzolic jest jakimś tam zastępcą kogoś, a Hansen prowadzi własne warsztaty. 

- Gdzie one w ogóle polazły? - pytam, sięgając po pada. 

- Nie mam pojęcia. - odpowiada zdecydowanie zbyt szybko i zbyt nerwowo, abym mu uwierzyła. 

- Mów. - wbijam w niego spojrzenie. 

- Pojechały do Chrisa. - krzywi się lekko. 

- No zajebiście. Skoro nie potrafią mnie namówić na wizytę u brata, to będą mnie okłamywać. 

- Lauren. - patrzy na mnie maślanym wzrokiem. - Nie miej im za złe, że chcą go odwiedzać. Jest dla nich równie ważny, co ty. 

- Ta, chyba martwy. - mruczę, chcąc jak najszybciej skończyć temat. 

- Dobrze wiesz, że to nieprawda. 

Czyżby? Jest przytomny, ale nie może wykonać żadnego ruchu. Słyszy, ale nie może odpowiedzieć. Jest sparaliżowany od stóp do głów. Jest jak roślinka. Dla mnie to równoznaczne ze śmiercią. Mój brat nie żyje i już się z tym pogodziłam. 

- Pracujesz dzisiaj? - pyta po chwili. 

- Tak. - uśmiecham się mimowolnie. 

Zeszłej nocy zadzwoniła pewna kobieta. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu miałam przyjemność z rozmowy. Nie fizyczną rzecz jasna, ale dobrze mi się z nią rozmawiało. Była taka niewinna. Mam ogromną nadzieję, że zadzwoni ponownie. 

- Czyżby ktoś szczególny zwrócił twoją uwagę? - porusza brwiami w zabawny sposób, jakby czytał mi w myślach. 

- Nikt szczególny. - macham niedbale ręką. 

- Zdecydowanie powinnaś sobie kogoś znaleźć. Mam takiego jednego kumpla. Pasowalibyście do siebie. 

No tak. Przecież on nie ma pojęcia, że nie gustuję w facetach. Zresztą nikt o tym nie wie. Nie mam odwagi się do tego przyznać. Zostałam wychowana w bardzo pobożnej rodzinie. Wpajano mi od małego, że kiedyś poślubię księcia z bajki i urodzę mu gromadkę dzieci. Dla moich rodziców homoseksualizm jest niedopuszczalnym odstępstwem od przyjętej normy. To ich reakcji boję się najbardziej. Wiem, że dla moich przyjaciół nie miałoby znaczenia jakiej jestem orientacji. Kochaliby mnie bez względu na wszystko, ale rodzina... Dlatego staram się utrzymać to w tajemnicy, aby przypadkiem się nie dowiedzieli. 

- Nie wysilaj się, Nath. Potrafię o siebie zadbać. 

- Ta, yhm. - kręci przecząco głową. - Jesteś sama, od kiedy pamiętam. 

- Najwidoczniej ty mi wystarczasz do szczęścia. - śmieję się cicho. 

- Przestanę przynosić ci jedzenie do łóżka i szybko sobie kogoś znajdziesz. - żartuje, mając na myśli okres mojej choroby. 

Przesiadywał ze mną całymi dniami. Dbał, abym zażywała leki, gotował mi i sprzątał zużyte chusteczki. Lepszego przyjaciela nie mogłam sobie wymarzyć. 

- Wtedy nie będę miała innego wyjścia. - klepię go lekko w ramię. 

- To oznacza wojnę. - patrzy na mnie w pełnym skupieniu.

Chwilę później chwyta moją rękę i ciągnie w swoją stronę. Ląduję brzuchem na jego kolanach. Zaczyna mnie łaskotać, przez co kręcę się na wszystkie możliwe strony, usiłując się wyrwać. Torturuje mnie w ten sposób przez dobrych kilka minut. W końcu sobie odpuszcza, więc zmęczona zsuwam się z jego nóg. Obracam ciało tak, aby swobodnie położyć głowę na udzie chłopaka. 

- Zemszczę się w grze. - mamroczę pod nosem, na powrót chwytając w dłoń pada. 

- Marzenia nie kosztują. - śmieje się ze mnie. 

iიsoოიio | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz