- Dzień dobry, wszystkim. - uśmiecham się, przekraczając próg BelloCorp.
Mimo braku snu, jestem pełna energii i pozytywnego nastawienia. Zdarza mi się to bardzo rzadko, więc czemu by nie podzielić się tym z innymi.
- Dzień dobry, pani Cebello. - odpowiadają chórem.
Byłam nawet miła dla kierowcy. No dobra, miła to może za dużo powiedziane. Nie byłam niemiła. Swoją drogą, chyba wypiłam za dużo kawy. Za dużo gadam i jestem zbyt ruchliwa.
Wchodzę do windy i naciskam odpowiedni guzik. Wpatruję się w widok za szybą. Nigdy nie zwróciłam na to uwagi, ale przypomina to trochę start samolotem. Powoli wszystko staje się mniejsze. Z jedną małą różnicą. Nie odczuwam tej adrenaliny. W sumie to już nawet nie pamiętam, jak to jest. Skończyłam z szybką jazdą samochodem i nie mam już ośmiu lat, żeby odwiedzać wesołe miasteczka.
Winda zatrzymuje się na moim piętrze, więc szybkim krokiem z niej wychodzę i ruszam w kierunku biura.
- Cześć, Mani. - witam się z asystentką. - Mogę tak do ciebie mówić? Znacznie wygodniej.
- Oczywiście. - patrzy na mnie ze zdumieniem. - Dzień dobry, pani Cabello.
- Jaki plan na dziś? Jakieś spotkanie?
- Jedno. - zerka do mojego grafiku na swoim tablecie. - Ale nie powinno go tu być. - marszczy brwi w niezrozumieniu.
- Z kim i w jakiej sprawie?
- Prezes W&G.
- Ooo. - uśmiecham się. - Nie odwołuj. Z chęcią spotkam się z panią Woods.
Już kiedyś ją poznałam. Jest do mnie bardzo podobna i nie mówię tu o wyglądzie. Mamy podobne charaktery i podejście to pracy. Firma na pierwszym miejscu, przyjemności na drugim. Zresztą jeśli chodzi o wygląd, jest niczego sobie.
- Chodź, chodź. - przywołuję ją do siebie, wchodząc do biura. - Usiądź gdzieś sobie. Musimy omówić kilka spraw.
- Oczywiście. - kiwa głową.
- Po pierwsze, nie pozwól mi wypić kolejnej kawy. - śmieję się cicho. - Po drugie, możesz skoczyć na technologiczny i załatwić mi jakieś głośniki. Strasznie tu cicho. - siadam w swoim fotelu. - Po trzecie, poprosiłam cię, żebyś przyszła wcześniej, bo muszę wyjść wcześniej, czyli ty też skończysz wcześniej. - kręcę głową na własną wypowiedź.
- Te głośniki to na poważnie? - pyta zdezorientowana.
- Tak, tak, ale to później. Teraz skoczymy na śniadanie. Bufet już jest otwarty, prawda?
- Normalnie to nie, ale przyjechałam z przyjaciółką, więc coś dla pani przyszykuje. - tłumaczy.
- Świetnie. - uśmiecham się.
Podnoszę się z miejsca i ruszam do wyjścia. Dziewczyna kroczy tuż za mną, co trochę mnie irytuję. Wolę, gdy ludzie idą obok mnie, więc zwalniam, aby wyrównała kroki z moimi.
- Zastanawiam się nad sukienką na dzisiejszy wieczór. - odzywam się, gdy docieramy do windy. - Nie uważasz, że Chanel i Dior to takie typowe?
- Na moje standardy to raczej H&M. - śmieje się cicho.
Jazda w dół mija nam w milczeniu. Myślę nad kreacją na imprezę Lucy. Ally ma już to z głowy. Ja natomiast niestety zostawiam takie rzeczy na ostatnią chwilę. Przez to muszę dzisiaj wyjść szybciej z pracy, żeby zrobić zakupy i się przyszykować. To marnowanie czasu, ale obiecałam jej, że się pojawię. Zawodzenie bliskich nie leży w mojej naturze.
Wychodzimy z windy i ramię w ramię kierujemy się do bufetu. Budynek jeszcze świeci pustkami, ale to zrozumiałe. Obie przyjechałyśmy znacznie przed typową godziną rozpoczęcia pracy.
- Lauren! - Normani krzyczy, gdy wchodzimy na salę.
Nie ma nikogo za ladą, więc podejrzewam, że jej przyjaciółka siedzi na kuchni.
- Daj mi spokój! Zaczynam za godzinę! - odpowiada, na co uśmiecham się pod nosem.
Brzmi trochę jak niezadowolone dziecko.
- Lauren, radzę ci tu przyjść. - dodaje, zerkając na mnie przepraszająco.
- Oby to było coś waż... - urywa, wychodząc zza drzwi. - Um... przepraszam. - czerwieni się, prawdopodobnie na mój widok.
- Zrobisz mi śniadanie, Lauren? - pytam łagodnie.
Wygląda na przestraszoną, więc nie chcę stresować jej jeszcze bardziej.
- Oczywiście, pani Cabello. - poprawia służbową koszulę. - Co podać? - Normani chichra się pod nosem z całej tej sytuacji.
- Naleśniki z owocami i czarną kawę.
- Nie sądzi pani, że sok pomarańczowy będzie bardziej odpowiedni? - odzywa się moja asystentka.
- Och, no tak. Zero kofeiny. - przyznaję jej rację. - Niech będzie nektar bananowy. - parskam śmiechem pod nosem.
CZYTASZ
iიsoოიio | CAMREN |
Hayran KurguDodzwoniłeś się na gorącą linię. Jeśli nie ukończyłeś osiemnastego roku życia, zakończ połączenie. Aby odbyć seks rozmowę, pozostań na linii.