Rozdział 24

4.1K 338 5
                                    

Camila's POV

- Ręce wyżej! - powtarza kolejny raz, gdy próbuję bez skutku trafić piłką do kosza. 

- Są za krótkie! - marudzę zrezygnowana. 

- Naprawdę nigdy tego nie robiłaś? - śmieje się, stając za mną i niwelując tym samym odległość między nami do minimum. 

- W prywatnych szkołach zawalenie wychowania fizycznego nie groziło nie zdaniem do następnej klasy. 

- Karla! Zawalałaś wychowanie fizyczne? - udaje poważnego, chwytając mnie za łokcie i unosząc je na odpowiednią wysokość. 

- Nie mów tak do mnie. Wiesz, że tego nie lubię. 

- Rozmawiałaś z kimś z Miami? - przekręca moje nadgarstki. 

- Nieświadomie. 

- Z tej pozycji celuj w lewy górny róg. - instruuje mnie, wskazując palcem wspomniany wierzchołek. - Jak to nieświadomie? 

- Ugh! To nie dla mnie! - irytuję się, kolejny raz nie trafiając w otwór. - Poznałam kogoś na gorącej linii. Kilka dni temu przypadkiem wpadła, że pracuje w mojej firmie. 

- Sekstelefon? - patrzy na mnie z rozbawianiem. - Po co ci to? Przecież masz na wyłączność mnie. - zarzuca ramię na moje barki. 

- Och, Ian, Ian. Ciebie nie mogę mieć każdej nocy, zwłaszcza w Miami. Zresztą ona... - urywam na chwilę, chcąc dobrać odpowiednie słowa. - Powiem tak: nie podnieca mnie twoja naga klata, a na sam dźwięk jej głosu mam mokre majtki. 

- Nie podnieca cie moja klata. - kładzie dłoń na piersi, podkreślając teatralnie, że go uraziłam. Chociaż doskonale wiem, iż żartuje, jego mina sprawia, że czuję się winna. 

- Wracając do tematu, nie rozmawiałam z nikim. Odrzucam wszystkie połączenia. 

- Wiesz, jak to wygląda? Dla ciebie to tylko odrzucone połączenia, ale dla twoich przyjaciół i rodziny to odrzucenie ich troski. Powinnaś chociaż dać im jakiś znak, że żyjesz. 

- Daj spokój. Chcę mieć kilka dni dla ciebie i mnie. - podnoszę z betonu butelkę wody. - Odbiorę telefon tylko i wyłącznie z firmy. 

- Na przykład od swojej asystentki Normani? 

- Skąd... - ucinam, dostrzegając imię dziewczyny na wyświetlaczu swojego telefonu, który trzyma w ręce Ian. 

Wzdycham ciężko, zabierając od niego urządzenie. Naprawdę miałam nadzieję, że w BelloCorp wszystko będzie w porządku przed kilka dni mojej nieobecności. 

- Coś się stało? - pytam, odebrawszy połączenie. 

- Odebrała pani! - nie ukrywa ulgi. - Jest ogromny problem. 

- Atak terrorystów? Bomba? Czy może samolot rozbił się na budynku? 

- Do firmy wpadł pan Mahone. - odpowiada cicho. 

- Słucham? Jak to wpadł? 

- Wszedł z ochroną. Zwołał zebranie zarządu. 

- A to z jakiej racji? - z nerwów zaciskam palce na plastikowej butelce tak mocno, że wgniata się i nie powraca do pierwotnej postaci. 

- Nie wiem, co dzieje się w środku, ale obawiam się, że nic dobrego. 

- Wejdź tam z mojego polecenia i się dowiedz! 

- Oczywiście. - odpowiada niespokojnie. 

- Czekam na telefon. 

Rzucam przed siebie trzymaną wodą. Ian patrzy na mnie ze spokojem, ale wiem, że wcale nie jest opanowany. Jedak stara się udawać, żebym tylko i ja nie zdenerwowała się jeszcze bardziej. 

- Wracam do Miami. - stwierdzam, widząc jego pytające spojrzenie. - Austin. 

- Nie mów mi, że nie złożyłaś papierów. 

- Nie odesłałam ich. - zakrywam dłonią usta, uświadamiając sobie, w jakiej znalazłam się sytuacji. 

Telefon znowu się odzywa. Prawie wypada mi z ręki. Cała się trzęsę z nerwów. 

- Mów. - mruszę do słuchawki. 

- Pan Mahone przejął obowiązki prezesa BelloCorp. 

- Co?!

- Jest do tego upoważniony pod pani nieobecność, bo jest...

- Moim mężem. - kończę za nią. - Kurwa! - wrzeszczę z frustracji. 

- Oddychaj. - odzywa się cicho Ian. 

Idę za jego radą i biorę kilka głębokich wdechów, aby odrobinę się uspokoić i myśleć jasno. 

- Idź do mojego biura. - wydaję polecenie. - Nie wejdziesz za pomocą odcisku, ale możesz skorzystać z kodu awaryjnego. 

- Rozumiem. - przytakuje zdyszana, więc podejrzewam, że właśnie biegnie do gabinetu. - Co mam wpisać? - pyta po chwili. 

Podaję jej ciąg cyfr i liter, który sama ułożyłam dla bezpieczeństwa. Po powrocie go zmienię, ale na chwilę obecną Normani jest jedyną osobą, której ufam. Nawet Ally nie powierzyłabym takiej wiedzy. 

- Weszłam. - informuje. 

- Za obrazem jest przyklejony klucz do szuflady. Otwórz ją i wyciągnij kopertę. Zrób dyskretnie kilka kopii zawartości. 

- Rozumiem. 

- Schowaj je do szuflady, pozbądź się klucza i idź z oryginałami do Mahone'a. Daj mu kopertę i powiedz, że to ostrzeżenie. 

- Pani Camilo... 

- Wiem, nie powinnam cię w to mieszać, ale nie przyjadę na czas, a ten człowiek może z łatwością zniszczyć w ciągu kilku godzin dobytek mojej rodziny. 

- A jeśli nie zrezygnuje?

- Oby to zrobił, bo to mój jedyny as w rękawie. 

iიsoოიio | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz