Camila's POV
- Ręce wyżej! - powtarza kolejny raz, gdy próbuję bez skutku trafić piłką do kosza.
- Są za krótkie! - marudzę zrezygnowana.
- Naprawdę nigdy tego nie robiłaś? - śmieje się, stając za mną i niwelując tym samym odległość między nami do minimum.
- W prywatnych szkołach zawalenie wychowania fizycznego nie groziło nie zdaniem do następnej klasy.
- Karla! Zawalałaś wychowanie fizyczne? - udaje poważnego, chwytając mnie za łokcie i unosząc je na odpowiednią wysokość.
- Nie mów tak do mnie. Wiesz, że tego nie lubię.
- Rozmawiałaś z kimś z Miami? - przekręca moje nadgarstki.
- Nieświadomie.
- Z tej pozycji celuj w lewy górny róg. - instruuje mnie, wskazując palcem wspomniany wierzchołek. - Jak to nieświadomie?
- Ugh! To nie dla mnie! - irytuję się, kolejny raz nie trafiając w otwór. - Poznałam kogoś na gorącej linii. Kilka dni temu przypadkiem wpadła, że pracuje w mojej firmie.
- Sekstelefon? - patrzy na mnie z rozbawianiem. - Po co ci to? Przecież masz na wyłączność mnie. - zarzuca ramię na moje barki.
- Och, Ian, Ian. Ciebie nie mogę mieć każdej nocy, zwłaszcza w Miami. Zresztą ona... - urywam na chwilę, chcąc dobrać odpowiednie słowa. - Powiem tak: nie podnieca mnie twoja naga klata, a na sam dźwięk jej głosu mam mokre majtki.
- Nie podnieca cie moja klata. - kładzie dłoń na piersi, podkreślając teatralnie, że go uraziłam. Chociaż doskonale wiem, iż żartuje, jego mina sprawia, że czuję się winna.
- Wracając do tematu, nie rozmawiałam z nikim. Odrzucam wszystkie połączenia.
- Wiesz, jak to wygląda? Dla ciebie to tylko odrzucone połączenia, ale dla twoich przyjaciół i rodziny to odrzucenie ich troski. Powinnaś chociaż dać im jakiś znak, że żyjesz.
- Daj spokój. Chcę mieć kilka dni dla ciebie i mnie. - podnoszę z betonu butelkę wody. - Odbiorę telefon tylko i wyłącznie z firmy.
- Na przykład od swojej asystentki Normani?
- Skąd... - ucinam, dostrzegając imię dziewczyny na wyświetlaczu swojego telefonu, który trzyma w ręce Ian.
Wzdycham ciężko, zabierając od niego urządzenie. Naprawdę miałam nadzieję, że w BelloCorp wszystko będzie w porządku przed kilka dni mojej nieobecności.
- Coś się stało? - pytam, odebrawszy połączenie.
- Odebrała pani! - nie ukrywa ulgi. - Jest ogromny problem.
- Atak terrorystów? Bomba? Czy może samolot rozbił się na budynku?
- Do firmy wpadł pan Mahone. - odpowiada cicho.
- Słucham? Jak to wpadł?
- Wszedł z ochroną. Zwołał zebranie zarządu.
- A to z jakiej racji? - z nerwów zaciskam palce na plastikowej butelce tak mocno, że wgniata się i nie powraca do pierwotnej postaci.
- Nie wiem, co dzieje się w środku, ale obawiam się, że nic dobrego.
- Wejdź tam z mojego polecenia i się dowiedz!
- Oczywiście. - odpowiada niespokojnie.
- Czekam na telefon.
Rzucam przed siebie trzymaną wodą. Ian patrzy na mnie ze spokojem, ale wiem, że wcale nie jest opanowany. Jedak stara się udawać, żebym tylko i ja nie zdenerwowała się jeszcze bardziej.
- Wracam do Miami. - stwierdzam, widząc jego pytające spojrzenie. - Austin.
- Nie mów mi, że nie złożyłaś papierów.
- Nie odesłałam ich. - zakrywam dłonią usta, uświadamiając sobie, w jakiej znalazłam się sytuacji.
Telefon znowu się odzywa. Prawie wypada mi z ręki. Cała się trzęsę z nerwów.
- Mów. - mruszę do słuchawki.
- Pan Mahone przejął obowiązki prezesa BelloCorp.
- Co?!
- Jest do tego upoważniony pod pani nieobecność, bo jest...
- Moim mężem. - kończę za nią. - Kurwa! - wrzeszczę z frustracji.
- Oddychaj. - odzywa się cicho Ian.
Idę za jego radą i biorę kilka głębokich wdechów, aby odrobinę się uspokoić i myśleć jasno.
- Idź do mojego biura. - wydaję polecenie. - Nie wejdziesz za pomocą odcisku, ale możesz skorzystać z kodu awaryjnego.
- Rozumiem. - przytakuje zdyszana, więc podejrzewam, że właśnie biegnie do gabinetu. - Co mam wpisać? - pyta po chwili.
Podaję jej ciąg cyfr i liter, który sama ułożyłam dla bezpieczeństwa. Po powrocie go zmienię, ale na chwilę obecną Normani jest jedyną osobą, której ufam. Nawet Ally nie powierzyłabym takiej wiedzy.
- Weszłam. - informuje.
- Za obrazem jest przyklejony klucz do szuflady. Otwórz ją i wyciągnij kopertę. Zrób dyskretnie kilka kopii zawartości.
- Rozumiem.
- Schowaj je do szuflady, pozbądź się klucza i idź z oryginałami do Mahone'a. Daj mu kopertę i powiedz, że to ostrzeżenie.
- Pani Camilo...
- Wiem, nie powinnam cię w to mieszać, ale nie przyjadę na czas, a ten człowiek może z łatwością zniszczyć w ciągu kilku godzin dobytek mojej rodziny.
- A jeśli nie zrezygnuje?
- Oby to zrobił, bo to mój jedyny as w rękawie.
![](https://img.wattpad.com/cover/135357001-288-k727206.jpg)
CZYTASZ
iიsoოიio | CAMREN |
Fiksi PenggemarDodzwoniłeś się na gorącą linię. Jeśli nie ukończyłeś osiemnastego roku życia, zakończ połączenie. Aby odbyć seks rozmowę, pozostań na linii.