Camila's POV
- Mogłam zadzwonić po szofera — mruczę pod nosem.
Mimo wskazówek Lauren pomyliłam drogę już dwa razy. Jak tak dalej pójdzie, dojedziemy na kolacje.
- Prawie na kolanach błagał cię o wolny weekend — śmieje się cicho. - Przecież dojechaliśmy.
- To tutaj? - pytam uradowana.
- Dom po prawej.
- Cudownie!
Jestem bardzo zestresowana, ale wiem, że to świetna okazja, żeby uświadomić Normani, Dineh i jej chłopaka o nas. Nie chcę narażać Lauren na awantury. To przeze mnie się ukrywała i czuję się winna z tego powodu. Jednak przy obiedzie chyba nie zrobią afery.
- Są już — stwierdza, zauważając auto Mani zaparkowane na podjeździe.
- To będzie wejście smoka.
Zatrzymuję samochód obok wozu Hamilton. Obie nieśpiesznie z niego wysiadamy. Widzę, że Lauren również się stresuje. Czekam, aż stanie u mojego boku, po czym obejmuję ją w talii.
- Spokojnie, skarbie — składam pojedynczy pocałunek na jej policzku.
- Wdech i wydech, Lern — mówi do siebie, zaciągając się powietrzem.
Powoli ruszamy do wejścia. Dom jest naprawdę uroczy. Nie jest zbyt duży, ale też nie za mały. Idealny dla pary z jednym lub dwójką dzieci.
Lauren odpuszcza sobie pukanie. Bez skrępowania naciska na klamkę, a następnie obie wchodzimy do środka.
- Moja lepsza córka przyszła! - woła mama Normani na widok zielonookiej. - I jej piękna towarzyszka. - Obie zostajemy wycałowane.
- Dzień dobry, pani Hamilton — uśmiecham się.
- Mów mi Andrea. - Macha niedbale ręką. - Chodźcie, chodźcie. Reszta już przy stole.
- Camila — przedstawiam się, po czym podążam za kobietą do jadalni, kurczowo ściskając dłoń Lauren.
Przy stole siedzi starszy mężczyzna. Podejrzewam, że to tata Normani.
- Aleś ty śliczna! - odzywa się z entuzjazmem. - Chodź no tutaj, niech ci się przyjrzę.
To naprawdę miłe. Wiem, jaki Lauren ma kontakt z państwem Hamilton i cieszę się, że tak ciepło mnie przyjęli.
- Dzień dobry, panu — uśmiecham się, pochodząc bliżej.
- Jaki tam ze mnie pan. Na pana to trzeba mieć pieniądze i wygląd — śmieje się. - Jestem Derrick.
- Camila.
Siadam obok mężczyzny, a zielonooka tuż przy mnie. Andrea krząta się jeszcze po kuchni. Ciekawi mnie tylko, gdzie jest Normani, Dinah i jej chłopak. Samochód stoi przed domem, ale przy stole ich nie ma.
- Lern! Wejdź na górę! - słyszę donośny głos blondynki.
- Rusz dupsko na dół, jak coś chcesz! - odpowiada dziewczyna.
- Idź, kochanie. Poczekam — mówię łagodnie.
- Na pewno?
- Oczywiście. - Kładę dłoń na jej kolanie.
Dziewczyna unosi kąciki ust, po czym wstaje z miejsca. Zostaję w towarzystwie Derricka, który uważnie nam się przyglądał.
- Jak się poznałyście? - pyta po chwili.
Nie bardzo wiem, co odpowiedzieć.
- Ummm... To niezbyt ciekawa historia.
- Z chęcią posłucham.
- Mów głośniej, też chcę wiedzieć! - krzyczy z kuchni jego żona.
- Poznałyśmy się w pracy.
- Też pracujesz w BelloCorp? Normani dużo nam opowiadała o tej firmie. Podobno jej szefowa to niezła jędza.
- Jędza? - śmieję się pod nosem.
Doskonale wiem, jak ludzie mnie postrzegają i nie przeszkadza mi to. Mają trochę racji. Bywam jędzą.
- Nie poznałaś jej? - dziwi się.
- Nie miałam okazji. - Bardzo bawi mnie ta cała sytuacja.
- No nic, chyba lepiej dla ciebie, Camila, tak?
- Dokładnie.
- A jak nazwisko?
- Pani Cabello?! - słyszę piskliwy głos Mani. - Nie, nie. To jakieś omamy, prawda? Jest weekend, a ja za dużo myślę o pracy — mówi sama do siebie, co jest dość zabawne.
- Cabello?! - tym razem odzywa się Dinah. - Lauren Michelle!
![](https://img.wattpad.com/cover/135357001-288-k727206.jpg)
CZYTASZ
iიsoოიio | CAMREN |
FanfictionDodzwoniłeś się na gorącą linię. Jeśli nie ukończyłeś osiemnastego roku życia, zakończ połączenie. Aby odbyć seks rozmowę, pozostań na linii.