Rozdział 48

3.9K 374 22
                                    



Camila's POV

- Normani! - próbuję przekrzyczeć lecącą z głośnika piosenkę. - What's the problem I don't know. Well, maybe I'm in love, love — podśpiewuję pod nosem. - Think about it everytime. I think about it. Can't stop thinkin about it.

- Ma pani świetny głos — stwierdza dziewczyna, wchodząc do mojego biura.

- I can't ignore it if its love, love. - Podskakuję w fotelu. - Wychodzę dzisiaj wcześniej.

Wstaję z miejsca tanecznym krokiem.

- Właściwie to teraz. Jeśli nie masz nic do roboty, to wracaj do domu. - Uśmiecham się od ucha do ucha.

Mam naprawdę świetny humor i chyba nic nie jest w stanie mi go zepsuć.

- Trochę mam, ale dziękuję. Na pewno skorzystam, gdy skończę.

- Well baby I surrender. To the strawberry ice cream never ever end of all this love.

- Wszystko w porządku? - chichocze pod nosem.

Racja, ostatni raz widziała mnie taką pobudzoną, gdy ostro przesadziłam z kofeiną.

- Cudownie, Mani. Idealnie! - Wyrzucam ręce w górę. - Życie jest piękne! Świeci słońce, trzeba się tym cieszyć!

- W Miami bez przerwy świeci słońce — trafnie zauważa.

- W takim razie, cieszmy się bez przerwy! - ruszam w do drzwi w podskokach. - Miłego dnia!

Wychodzę z biura i kieruję się do windy, myśląc o jednym. Mam nadzieję, że moja mała niespodzianka ucieszy Lauren. Nie natrudziłam się, a dla niej może to być coś wielkiego.

Wchodzę do windy, po czym wciskam odpowiedni guzik.

- Accidentally in love. - powtarzam kilka razy wers piosenki.

Winda zatrzymuje się w miejscu, szklane drzwi się rozsuwają, a do środka wchodzą dwie kobiety i mężczyzna w średnim wieku. Cała trójka milknie na mój widok. Prostują się jak słupy i spuszczają wzrok na podróbki drogich butów.

- Dzień dobry, pani Cabello — witają się chórkiem.

- Dzień dobry — odpowiadam radośnie. - Moje piętro — zauważam. - Miłego dnia. - Uśmiecham się na odchodne, po czym wychodzę.

Idę szybkim krokiem do bufetu, w którym o tej godzinie nie powinno nikogo być. Nie mylę się. Przez szyby widzę jedynie puste stoliki. Wchodzę do środka i prawie podbiegam do lady, za którą stoi Caity.

- Co podać? - pyta uprzejmie.

- Lauren.

- W pomidorach, ze szpinakiem, czy może w sobie własnym? - żartuje.

Śmieję się pod nosem, bo to było serio zabawne.

- Lauren! - krzyczy, zaglądając na kuchnię. - Pani Cabello do ciebie!

Nie muszę długo czekać, aż dziewczyna się pojawi. Wychodzi odrobinę zestresowana, co widać po jej minie. Przecież nie ma się czego obawiać. Chyba.

- Zajmę się czymś — odzywa się Caity, po czym znika za masywnymi drzwiami.

- Dzień dobry, pani Cabello. - uśmiecha się uroczo.

- Co tak oficjalnie, skarbie? - Podpieram dłonie na blacie i wychylam w jej stronę. - Chcę buziaka.

- Tutaj? - dziwi się. - Ale przecież w każdej chwili...

- Całuj i nie marudź — śmieję się, chwytając ją za koszulę i przyciągając do siebie.

Lauren niepewnie muska moje usta, co specjalnie przeciągam jak najdłużej. Uwielbiam, ją całować.

- Zbieraj się. Niespodzianka czeka — uśmiecham się tajemniczo.

- Ale teraz? Jestem w pracy!

- Serio, Lo? Serio? - parskam rozbawiona. - Chodź, chodź. Nie wypada się spóźnić.

- Co ty kombinujesz?  

iიsoოიio | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz