Rozdział 6

4.9K 378 66
                                    

Lauren's POV

- Spóźnię się pierwszego dnia w pracy! - panikuję, patrząc na zegarek na prawej ręce. - Mani już pojechała? - zwracam się do siedzącej przy kuchennej wysepce przyjaciółki. 

- Czeka na ciebie na dole. - mruczy, nie odrywając wzroku od talerza. - A przynajmniej czekała. - dodaje z pełnymi ustami. 

- Kurwa, kurwa, kurwa. - kręcę się niespokojnie w miejscu, myśląc, czy nie zapomniałam czegoś zabrać. 

- Idź już do cholery! 

- Nie krzycz po mnie, Hansen. - warczę, mrużąc powieki. 

- Ciężka noc? - kpi. - Wyżywasz się na mnie?

- Wychodzę. - mruczę na odchodne. 

Poprawiam torebkę na ramieniu i szybkim krokiem ruszam w stronę drzwi wyjściowych. Oby Normani nadal czekała na mnie przed blokiem. W innym przypadku na pewno się spóźnię. Tylko ona z naszej trójki ma samochód, a do BelloCorp jest stąd dość daleko. Złapanie taksówki o tej godzinie graniczy z cudem, więc lepiej żebym nie była zmuszona biec do pracy w pierwszym dniu. 

- Księżna raczyła się pojawić. - karci mnie spojrzeniem, gdy wychodzę z budynku. 

- Przepraszam.

- Przez ciebie Cabello mnie zabije. 

- Chyba nie jest, aż taka zła. - wzruszam ramionami, usadawiając się na przednim siedzeniu. 

 Nigdy nawet nie widziałam tej kobiety na oczy. Znaczy widziałam, ale nie osobiście. Musiałam ją wygooglować. Wiem, że jest ode mnie trzy lata starsza, dziana i ładna. Kordei ma szczęście, że pracuje bezpośrednio dla niej. 

- Widziałaś kiedyś atakującą kobrę? 

- Nieee? - spojrzałam na nią z niezrozumieniem. 

- Ja też nie. I nie zdążę zobaczyć, bo zje mnie zanim mrugnę. 

- Opowiedz mi o niej. 

- Powiem ci tyle, ile powinnaś wiedzieć. - chwytam się mocno rączki, gdy gwałtownie przyspiesza. - Nie patrz jej w oczy, nie odzywaj się nieproszona i zawsze mów do niej na per Pani. 

- Pracuje w bufecie. Nie będę jej spotykać. 

- Nie zdziw się. Żmije też czasami jedzą. - śmieje się krótko. 

Jazda mija nam stosunkowo szybko. Mani jeździ jak wariatka. Nie mam pojęcia, kto dał jej uprawnienia do prowadzenia pojazdu. Dziwne, że jeszcze nikogo nie zabiła. Wjeżdżamy na parking równo o dziewiątej. Jestem spóźniona. 

- Fuck! - krzyczy, patrząc na nieznany mi punkt. - Cabello już jest. 

- A wiesz to, bo? - unoszę jedną brew. 

- Jej samochód. - wskazuje na jakieś auto, ale nie mam pojęcia, który konkretnie wóz ma na myśli. - Nigdy nie parkuje tutaj. Musiała przyjechać bez szofera. 

- Ma szofera? - śmieje się żałośnie. 

Niektórzy ludzie mają dosłownie wszystko. Inny z kolei żyją biednie i martwią się, że nie wystarczy im pieniędzy od wypłaty do wypłaty. Ona nie musi się tym przejmować. To trochę niesprawiedliwe, ale doskonale wiem, jakie jest życie. Gra nie fair, a my musimy się do tego przystosować i pokazać, że potrafimy poradzić sobie na każdych zasadach. 

- Pierwsze piętro, a potem idziesz na prawo. - udziela mi wskazówek, gdy zdezorientowana patrzę na ogromną ilość przycisków w windzie. 

- O której kończysz? 

- Chciałabym wiedzieć. - skrzywi się lekko. - Będziemy w kontakcie, a w razie czego wrócisz autobusem. 

- Oki. - uśmiecham się do przyjaciółki. - Życz mi szczęścia. - całuję ją w policzek, po czym wysiadam na właściwym piętrze. 

- Pokaż im! - krzyczy jeszcze, zanim drzwi się zasuną. 

Wstrzymuję przez chwilę oddech, prostuję plecy i ruszam we wskazanym kierunku. Stresuję się. Nawet bardzo. Ciężko było mi znaleźć pracę i obawiam się, że stracę ją już w pierwszym dniu, a nie mogę sobie na to pozwolić. Zbyt długo siedzę na utrzymaniu przyjaciółek. 

- Ty jesteś Lauren? - słyszę głos młodej dziewczyny, gdy wchodzę do bufetu. 

- Tak, tak. Bardzo przepraszam za spóźnienie. Straszne korki. - kłamię, ale raczej się nie zorientuje. 

- Trudno, tak bywa. - uśmiecha się lekko. - Chodź, wszystko ci pokażę. 

Udaję się za nią, szczęśliwa, że moje opóźnienie nie przyniosło żadnych konsekwencji. Oby cały dzień przeleciał mi na farcie.

iიsoოიio | CAMREN |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz