Wstałam rano jak codzień. Poszłam do łazienki, umyłam się, pomalowałam, ubrałam, zjadłam śniadanie, poszłam do szkoły. Moje życie zaczyna być monotonne. Ale trudno się mówi.
Siedzę na ławce w szkolnym korytarzu, lustrując wzrokiem innych uczniów. Przyszłam dzisiaj specjalnie wcześniej, żeby przygotować się do rozmowy z Shawnem. Tak. Muszę z nim porozmawiać, a przede wszystkim przeprosić, bo w pełni na te przeprosiny zasługuje.
Ugh, jak ja mam dość swojego życia.
Ruszyłam przed siebie, aby choć odrobinę zająć czas i kolejny raz ułożyć sobie w głowie rozmowę. Szłam i szłam, aż w końcu znalazłam się w damskiej toalecie.
Podeszłam bliżej lustra i przejrzałam się w nim. Wszystko pięknie, ładnie, ale niestety zdradzają mnie czerwone i zapuchnięte oczy.
Kurwa.
Skierowałam się w stronę wyjścia i głośno odetchnęłam. Znalazłam się obok szkolnych szafek, ale usłyszałam dzwonek mojego telefonu, dlatego na chwilę, podkreślam na CHWILĘ, przeniosłam wzrok na swoją torbę. I na kogoś wpadłam.
Te mięśnie, ten zapach...
No kurwa, czy tylko ja mam takie szczęście?
- Shawn.
- Veronica.
Słabo, mówi do mnie pełnym imieniem...
- Em, możemy porozmawiać?- zapytałam, nerwowo bawiąc się palcami.
- Wydaje mi się, że nie mamy o czym. Niestety.- chciał mnie wyminąć, dlatego złapałam go za rękę, a on szybko wyrwał się z mojego uścisku i spojrzał na mnie z żalem.
- Proszę porozmawiajmy.
- Nie.- powiedział stanowczym tonem i ponownie odwrócił się w stronę, do której zmierzał.
- Shawn, daj mi to wszystko wytłumaczyć.
- Nie masz mi się z czego tłumaczyć. A jeśli masz to zapomnij o tym, bo nie mam zamiaru ciebie wysłuchiwać.
Ostatni raz rzucił mi spojrzenie i bez słowa zostawił mnie ani razu się nie odwracając.
A co ty sobie idiotko myślałaś?
Nie wiem. Nie mogę mieć mu temu za złe, bo widać, że nie chce mieć ze mną nic do czynienia. Boli. Boli mnie to, że tak się zachowałam, a teraz dręczą mnie wyrzuty sumienia i pokutuję za swoje winy.
W moich uszach rozbrzmiał dzwonek na lekcje, więc ruszyłam w kierunku klasy, w której miała odbyć się lekcja biologii. Gdy dotarłam pod drzwi klasy, na ławce zauważyłam siedzące Ashley i Caroline. Dziewczyny spojrzały najpierw na mnie, później na siebie, a potem znowu na mnie.
- Coś się stało?- spytała szatynka.
- Nie.- oparłam się plecami od ścianę i zsunęłam się na podłogę.
- Aha.- blondynka popatrzyła na mnie dziwnie i wróciła do rozmowy z Ash.
Świetnie, nawet twoje własne przyjaciółki mają cię w dupie.
Postanowiłam jeszcze raz pójść do toalety, żeby załatwić swoje potrzeby. Wychodząc z kabiny, umyłam ręce i chciałam wyjść z pomieszczenia, lecz przypominając sobie moją dzisiejszą rozmowę z Shawnem, gwałtownie otworzyłam drzwi.
Chciałam, bo właśnie z całej siły potraktowałam kogoś drzwiami.
- Boże, nic ci nie jest?!- przejęłam się i sprawdziłam kto jest tym nieszczęśliwcem.
Ah, Shawn Reed. Bo któżby inny?
- Kurwa, chyba złamałaś mi nos.
Ooł.
- Dobra, chodź zaprowadzę cię to higienistki.
- Leci mi krew?
Zabrał rękę od twarzy, wskazując na swój nos. Starałam nie skrzywić się za bardzo, ale chyba mi się nie udało. Jego nos wyglądał jak... Jezu, to nawet nie wyglądało jak nos w tej chwili.
- Nie. Prawie.- wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
Brunet spojrzał na swoją dłoń i o mało nie zemdlał. Oparł się o ścianę i powoli zaczął się z niej zsuwać, aż w końcu wylądował na podłodze.
- Shawn?!- natychmiast podbiegłam do niego.- Ej, nie zasypiaj! Otwórz oczy! Chodź, pójdziemy do higienistki!
W końcu zdałam sobie sprawę, że mówię do powietrza, bo Shawn leży nieprzytomny na ziemi.
- Hej, pobiegnij po pomoc!
Krzyknęłam do jakiegoś pierwszaka, spieszącego się na lekcje, lecz gdy popatrzył na naszą dwójkę, od razu pobiegł w stronę klas.
I ostatnie, co pamiętam to, jak dwójka chłopaków ze szkolnej drużyny piłkarskiej biorą Shawna na ręce i prowadzą go gdzieś, sama nie wiem gdzie.
Co. Tu. Się. Właśnie. Stało.

CZYTASZ
You are my friend
Novela Juvenil2 część opowiadania "You are my happy". Nie trzeba czytać, ale może być to bardziej niezrozumiałe. Veronica Collins. Odważna, pewna siebie i bezpośrednia 17-latka. Nie da sobie wejść na głowę. Wszyscy jej mówią, że jest taka sama, jak matka. Ale czy...