Wychodzę ze Starbucks'a po pożegnaniu z moimi przyjaciółkami. Shawn spytał się mnie czy chciałabym się spotkać. No i oczywiście, że chciałam. No trudno, czasami trzeba wystawić i swoje psiapsi.
Jestem tak mega szczęśliwa, że wszystko się już układa. Zasłużylismy na to. Ale Shawn nie zasłużył na tą całą cholerną niepłodność. Jasne, może się leczyć. Ale znam go i wiem, że na pewno nie będzie tego chciał.
Podchodzę do przejścia dla pieszych, rozglądając się wokoło czy nic nie jedzie. Ulica była prawie pusta, dlatego bez wahania weszłam na jezdnię. Usłyszałam głośny pisk opon, więc odwróciłam głowę w tamtą stronę. W moim kierunku jechał srebrny samochód i wcale nie zwalniał. Zmusiłam moje nogi do biegu, ale jedyne co pamiętam to krzyk, okropny ból głowy, w żebrach i w nodze oraz ciemność.
Suzanne pov.
Głupia suka. Myśleli, że tak szybko się mnie pozbędą. Hah, nigdy. Szybko wykręcam samochodem i odjeżdżam z piskiem opon, naciągając kaptur mojej czarnej bluzy i poprawiając ciemne okulary.
Ciekawe co zrobią teraz? Jestem genialna.
Caroline pov.
- Tak się cieszę, że już wszystko sobie ułożyli.- powiedziała Ashley.
- Pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno to Shawn był obiektem moich westchnięć.- obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
Po chwili dotarł do moich uszy przeraźliwie głośny pisk opon.
Głośniejszy pisk niż twój.
Spojrzałam przez okno na ulicę i jedyne co zobaczyłam to odjeżdżający srebrny samochód a na pasach leżała jakaś dziewczyna z wielką plamą krwi na głowie i twarzy.
- Ashley, chodź szybko!- wskazałam na okno.
Od razu wybiegłyśmy z kawiarni. Gdy przyjrzałam się poturbowanej dziewczynie, krew odpłynęła mi z twarzy. Wokół Ver utworzył się już wielki tłum gapiów. Spojrzałam na Ashley, która wyglądała jakby miała zaraz wyzionąć ducha.
- Dzwoń po karetkę, Ash.- podałam jej swój telefon, który wyciągnęłam z kieszeni a ja sama podbiegłam do przyjaciółki.
Przepchnęłam się przez te wszystkich ludzi. Na ulicy zaczął już robić się korek. Uklęknęłam przed brunetką i orientacyjna się skrzywiłam. Miała strasznie zmasakrowaną twarz. To znaczy była bardzo poobijana. Jednak co mnie najbardziej zmartwiło to otwarta rana pośrodku jej głowy, z której bezustannie sączyła się krew. Jej klatka piersiowa unosiła się umiarkowanie, ale oddech cały czas zwalniał. Była nieprzytomna. Obróciłam ją do bezpiecznej
pozycji, której uczyli nas na lekcji.- Ash, co z tą karetkę?- zniecierpliwiłam się. Nie zwracałam uwagi na ludzi, gapiących się na nas.
Nie zaprzeczam też, że bardzo chętnie bym im wpierdoliła. Jeśli nie mają zamiaru pomóc, to po co tu stoją? Szukają szczęścia? Na pewno go tutaj nie znajdą.
- Będzie niedługo.- oświadczyła krótkowłosa.
Powróciłam wzrokiem do mojej nieprzytomnej przyjaciółki, a moje oczy zaszły mgłą. Już jeden raz prawie ją straciłam, nie pozwolę na kolejny. Niewiele myśląc, złączyłam dłonie i zaczęłam uciskać klatkę piersiową brunetki, robiąc masaż serca. Oderwałam się na chwilę od czynności, słysząc sygnał karetki. Po chwili wybiegło z niej dwóch mężczyzn w pomarańczowych kombinezonach.
Odsunęłam się od dziewczyny, robiąc dla nich miejsce. Zadrżałam na widok, Ver leżącej na noszach z zakrwawioną twarzą. Kątem oka spojrzałam na stojącą niedaleko mnie Ash. Ona również była tym faktem mocno wstrząśnięta. Zmusiłam swoje nogi do marszu i po chwili znalazłam się przy szatynce. Bez słowa objęłam ją. Po kilku minutach odsunęłam się od niej.
- Musimy zadzwonić do Shawna.- powiedziałam, odchrząkując.
- Tak, tak, wiem. Czy...mogłabyś ty to zrobić? Chyba nie jestem w stanie. Kręci mi się w głowie.- spojrzałam na jej bladą twarz i zaniepokoiłam się.
Caroline, to jest twój czas. Bądź chociaż potrzebna komuś na chwilę.
- Ashley, chodź, tam jest ławka.- zaprowadziłam dziewczynę na miejsce, sama siadłam obok niej i wyciągnęłam z kieszeni telefon, wybierając numer Shawna.
- Wiesz, do jakiego szpitala ją zawieźli? Musimy tam pojechać.- po moim policzku spłynęła łza, ale szybko ją starłam.
- Tam, gdzie ostatnio był Shawn.
- Caroline?- w słuchawce usłyszałam dźwięk głosu chłopaka.
- Shawn, musimy jechać do szpitala. Ver miała wypadek.- po wypowiedzeniu tych słów chyba dopiero zdałam sobie sprawę co tak naprawdę się stało. Zaraz się rozpłaczę.
- Caroline, nie żartuj sobie ze mnie.-syknął.- Nie mam siły na te twoje durne gierki.
- Reed!- krzyknęłam, gdy chciał się rozłączyć.- To nie są żadne moje głupie gierki. Ktoś ją potrącił na pasach, gdy przechodziła przez ulicę, obok Starbucks'a. Karetka zabrała ją do szpitala.- powiedziałam, próbując ukryć mój trzęsący się głos.
- Zaraz tam będę.
![](https://img.wattpad.com/cover/135468117-288-k702875.jpg)
CZYTASZ
You are my friend
Teen Fiction2 część opowiadania "You are my happy". Nie trzeba czytać, ale może być to bardziej niezrozumiałe. Veronica Collins. Odważna, pewna siebie i bezpośrednia 17-latka. Nie da sobie wejść na głowę. Wszyscy jej mówią, że jest taka sama, jak matka. Ale czy...