Stałam pod drzwiami Starbucks'a oddychając ciężko. Ile odwagi kosztowało mnie powiedzenie niby prostych słów "kocham cię"? A teraz mam to zrobić drugi raz. Chociaż zranił mnie. Piekielnie mnie zranił. Zachował się jak ostatni skurwiel. Ale nie zamierzam teraz zrezygnować z tego powodu iż ON jest taki jaki jest.
Otworzyłam drzwi kawiarni, przy okazji rozglądając się bo beżowym pomieszczeniu. W kącie kawiarni siedział Shawn. Bawił się kluczykami od samochodu, od czasu do czasu popijając herbatę z lodem.
Spojrzałam na siebie w lustrze, znajdującym się naprzeciwko mnie. Byłam ubrana w granatową bluzkę, białe rurki, a na nogach- czarne sandałki na wysokiej szpilce. Nie byłam jakoś bardzo "odstawiona", ale według mnie wyglądałam ładnie.
Przeszłam szybko między stolikami do osoby, z którą chciałam się spotkać. Shawn wyglądał jakby był nieobecny. Odchrząknęłam, aby zwrócić na siebie uwagi. Spoglądnął na mnie z lekkim uśmiechem, ale zaraz jego twarz przybrała wygląd bezlitosnej.
- Cześć.- postanowiłam odezwać się pierwsza.
- Hej.- odkaszlnął.- To o czym chciałaś porozmawiać?
- O nas.- zacytowałam jego słowa z rozmowy, którą odbyliśmy jakiś miesiąc temu.- Przecież jesteśmy razem, prawda?
Wzruszył ramionami.
Auć.
Zabolało.
- Nie wiem. Dużo się ostatnio działo. Chciałbym, ale ja po prostu nie wiem czy my damy radę. Kocham...- zaczął, ale przerwałam mu w pół zdania.
- Ja ciebie też.- spojrzał na mnie zszokowany.- Nie patrz się tak na mnie.
- Co? Jak robisz sobie ze mnie żarty to przestań, bo nie za bardzo mnie to śmieszy.- spoważniał.
- Bo to nie jest śmieszne. Powiedziałam, że cię kocham i tyle. Zrobisz z tym co zechcesz.- wstałam od stolika, zabierając torbę z oparcia krzesła.
- Poczekaj.- powiedział, na co się zatrzymałam i spojrzałam na niego.
- Co?
- Zrobiłem badania. Na ojcostwo. Za tydzień we wtorek są wyniki. Mam do ciebie prośbę.
Na wiadomość o tych badaniach, w duchu szczerze się rozweseliłam. Cieszyłam się, że moja niepewność w końcu się skończy.
A później będziesz srać w gacie.
- Tak, jaką?
- Mogłabyś pójść tam ze mną?- powiedział nieśmiało.- Oczywiście nie namawiam cię, ale chciałbym, żebyś była wtedy przy mnie.
Wtorek. Kurs prawa jazdy?
Kurwa.
Nie mogę.
- Ouch, jasne. Jeśli ma ci to pomóc to pójdę tam z tobą.- uśmiechnęłam się blado, poprawiając torbę na zgięciu łokcia.
Za dwa miesiące college.
Nie twój, jego.
- A co ze studiami?- spytałam cicho.
- Jeśli się okaże, że to moje dziecko to nie wyjeżdżam. A jeśli nie to już nic mnie tu nie trzyma.
Ach tak.
Bo ja jestem nieważna.
- A co ze mną? Zostawisz mnie?
- Gdybym jednak się mylił i to dziecko byłoby moje, ty byś mnie wtedy zostawiła.- uśmiechnął się, lecz nie było w tym uśmiechu widać jakiegokolwiek radości.
- Słuchaj, Shawn, ja wiem, że zachowałam się wobec ciebie nie w porządku. Ale przestańmy odstawiać tę beznadziejną szopkę. To do niczego nie prowadzi.
- O jaką szopkę ci chodzi?- odchylił się na krześle.
- O to wszystko. Ja zraniłam ciebie, ty zraniłeś mnie. Ale oboje tego żałujemy. Przestań mi wypominać co ja zrobię a czego nie, bo to jest tylko i wyłącznie moja indywidualna decyzja, Shawn. Idziesz do college'u, okej, damy sobie jakoś z tym radę.- wzruszyłam ramionami.
- Boże, jakbym słyszał samego siebie.- puścił mi oczko.
- Widzisz? Wiele się od ciebie nauczyłam.- przygryzłam wargę, ukrywając uśmieszek samozadowolenia.
- To kiedy się widzimy?
- No chyba przy odbiorze tych badań, tak?
- Aha.- mruknął.
- Coś nie pasuje?- zmarszczyłam brwi.
- Dopuszczasz do siebie myśl, że może to spotkanie za tydzień, będzie naszym ostatnim?
- Słucham? Jakie ostatnie spotkanie, Shawn?- spytałam, bo naprawdę powoli zaczynałam się w tym gubić i ponownie usiadłam na krzesło.
- No jeśli to będzie moje dziecko...- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
- Przecież sam mówiłeś, że nie sądzisz aby to było twoje dziecko. To o co ci chodzi?
-...to wtedy co zrobisz? Jakby się tak okazało. Byłbym ojcem.
Westchnęłam głośno.
- Nie wiem, co zrobię.- przyznałam szczerze.
- Nie będziesz mnie chciała widzieć, nawrzeszczysz na mnie, powiesz, że mnie nienawidzisz i nie chcesz mnie znać...
- Nie mów tak.- przerwałam mu.
- Ale wyobraź sobie taką sytuację. Co wtedy zrobisz?- dopytywał.
Nie będę chciała cię widzieć. Nawrzeszczę na ciebie. Powiem ci, że cię nienawidzę i że nie chcę cię znać.
- Nie wiem.- powtórzyłam.- Muszę się zbierać.
Odsunęłam krzesło, wstałam i szybkim krokiem, nie zważając na nawoływania chłopaka wyszłam z kawiarni.
Czuję, że tamten dzień będzie jednym z ważniejszych w moim życiu.
Albo wszystko się ułoży i będziemy szczęśliwi.
Albo to będzie nasze ostatnie spotkanie.
![](https://img.wattpad.com/cover/135468117-288-k702875.jpg)
CZYTASZ
You are my friend
Novela Juvenil2 część opowiadania "You are my happy". Nie trzeba czytać, ale może być to bardziej niezrozumiałe. Veronica Collins. Odważna, pewna siebie i bezpośrednia 17-latka. Nie da sobie wejść na głowę. Wszyscy jej mówią, że jest taka sama, jak matka. Ale czy...