- Co ty do cholery powiedziałaś?!- wrzasnęła zbulwersowana Ashley, łapiąc się za głowę.
- A czego ty raczej nie powiedziałaś?!- dodała niemniej zdenerwowana Caroline.
- Caroline, weź się ogarnij. Wczoraj rano mówiłaś mi, że nie chcesz aby ktoś mnie krzywdził. A teraz co?
- Ale do było zanim przyznał się co do ciebie czuje. Naprawdę?! Od kiedy ty się mnie tak słuchasz?! Kochasz mnie? Cześć Shawn!- zaczęła mnie przedrzeźniać.- Niech cię chuj strzeli! Ja pierdolę, zaraz coś rozjebię. Weź tu kurwa nie przeklinaj.- położyła ręce na biodrach, co w tym momencie rozśmieszyło mnie jak i Ashley.
Odwróciłyśmy się w tym samym momencie w stronę drzwi, skąd dochodziło pukanie. Nie powiem, zdziwiło mnie to. Wszyscy moi znajomi wchodzą do mojego pokoju jak do siebie. Więc musi to być jakaś kultury osoba.
Tsa.
- Proszę!- krzyknęłyśmy wszystkie, a w progu ukazała się babcia Jane.
Moje brwi wystrzeliłiły w górę.
- Babcia?
- Ja nie mogę, Ver, ta twoja mina była sztos. - kobieta zachichotała, a ja nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.
- Babciu, z całym szacunkiem do ciebie, ale nikt już tak nie mówi. To znaczy wiesz, nie używa takich słów.- odezwałam się po dłuższej chwili milczenia.
- Ahh okej, to spróbuję jeszcze raz. Ja pierdolę, stara, ta twoja mina była zajebista. Po prostu mnie rozjebała.
Wytrzeszczyłam oczy razem z moimi przyjaciółkami. Okej. To było całkiem normalne. Babcie teraz już takie są.
Uwierz mi, nie są.
- Yhm, babciu, przepraszam, że tak bezpośrednio, ale co ty tu robisz?- spytałam.
- No jak to"co"? Słyszałam, że masz problemy sercowe. A ja jestem w tym ekspertką.- wzruszyła ramionami i dosłownie rzuciła się na łóżko, prawie mnie przygniatając. - To jaki masz problem?
- Pozwolisz, że ja powiem.- blondynka zwróciła się do mnie.- A więc wygląda to tak, możliwe, że Shawn będzie miał dziecko, ale tak naprawdę jeszcze nie wie czy to jego dziecko. A on i Ver się w sobie zakochali, choć nie przyznawali się do tego. I wtedy Ver powiedziała, że, cytuję " nie jestem matką Matką Teresą z Kalkuty ". I kopnęła go w tyłek, no nie dosłownie, ale w przenośni. I on powiedział, że ją kocha. I ona powiedziała " cześć Shawn".- streściła dziewczyna.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, ile razy w swojej jakże zrozumiałej wypowiedzi użyłaś spójnika "i"?- wtrąciłam.
- Ale ty jesteś głupia.- powiedziała moja babcia.
- Wiem, zawsze jej to mów...- zaczęłam, ale kobieta nie dała mi dokończyć.
- Mówię o tobie! Jak mogłaś coś takiego zrobić? Narobiłaś mu nadzieji, a później co? Tak się nie robi.- spojrzała na mnie przeszklonymi oczami.
- Ej , babcia, nie płacz.
- Po prostu jest mi przykro. Współczuję ci, że coś takiego ci się przytrafiło. Ale nie jestem w stanie pojąć, jak można tak kogoś potraktować. W tej chwili skrzywdziłaś go sto razy bardziej niż on ciebie.
- Ale co ja teraz mogę zrobić?- spytałam cicho.
- Iść do niego. I powiedzieć mu co do niego czujesz.- powiedziała Ashley.
- To jest bez sensu. Tak jeszcze bardziej narobię mu nadziei.
- Ale nie musisz się od razu z nim wiązać. Po prostu powiedz, że go kochasz.- dodała Caroline.
- A czy on się tym bardziej nie załamie? - wyszeptałam.
- Nie. Będzie wiedział, że ma o co walczyć. Że ma jakąś szansę. I że ma blisko siebie osobę, która go kocha.
Ale czy on teraz będzie chciał mnie wysłuchać?
***
Przepraszam za tak beznadziejny rozdział. Ale wattpad usunął mi rozdział, przez co musiałam pisać od nowa, dlatego rozdział jest taki krótki. Postaram się dodać jutro lepszy.
![](https://img.wattpad.com/cover/135468117-288-k702875.jpg)
CZYTASZ
You are my friend
Novela Juvenil2 część opowiadania "You are my happy". Nie trzeba czytać, ale może być to bardziej niezrozumiałe. Veronica Collins. Odważna, pewna siebie i bezpośrednia 17-latka. Nie da sobie wejść na głowę. Wszyscy jej mówią, że jest taka sama, jak matka. Ale czy...