Rozdział 31

4.7K 176 2
                                    

Livia:

Obiad minął wszystkim w dobrym nastroju. Każdy ze sobą rozmawiał, a Scott był zadowolony, że stado mnie ciepło przyjęło. Aktualnie siedzę w pokoju i się nudzę. Mam zakaz wychodzenia z pokoju, ale i tak za chwilę się wymknę. To, że mnie pocałował to nie znaczy, że od razu będę uległa. Proszę was...Prędzej spałabym na balkonie, niż miałabym się mu podporządkować. 

~Ale przyznaj, że świetnie całuje!!! Jego usta były takie delikatne, ciepłe, idealnie pasowały do nas! Następnym razem mam nadzieję, że wyjdzie z tego coś więcej...~rozmarzyła się moja wilcza natura

~Pff...I co jeszcze wymyślisz. Następnego razu nie będzie

~Jeszcze zobaczymy...~powiedziała tajemniczo, a ja wzruszyłam tylko ramionami i wyszłam z pokoju. Postanowiłam poznać bardziej ten dom i zaczęłam od parteru. Znajdował się tam salon przeznaczony dla wszystkich, kuchnia, jadania, mała biblioteka, siłownia i łazienka. Wystrój domu był przytulny. Wszędzie dominowały ciemne i jasne, ale takie nie jasne, że biały, tylko kawowy, ciemny krem. Coś w tym stylu. 

Gdy tak sobie szłam do salonu poczułam jak coś, a raczej ktoś na mnie wpada. Spojrzałam w dół i zobaczyłam małą, przestraszoną dziewczynkę. Na oko miała sześć, siedem lat. Jej ciemne brązowe włosy idealnie współgrały z błękitnymi oczami. Była bardzo urocza...

-Maja! Maja gdzie jesteś?!- usłyszałam jakiś  głos i ujrzałam jak zza rogu wychodzi jakaś kobieta. Na oko miała dwadzieścia pięć lat. Miała również brązowe włosy i niebieskie oczy. Już wiadomo po kim ta dziewczynka odziedziczyła urodę.-O matko! Przepraszam Luno! Nie dopilnowałam jej, uciekła mi...Proszę, nie krzywdź ją! Przyjmę na siebie każdą karę!-nie wiedziałam co robić. Kobieta klęczała przede mną prawie płacząc i błagała o litość. W między czasie tuliła do siebie Maję. Nie wiedziałam o jaką chodzi karę, więc zrobiłam to co należy do mnie. 

-Cześć kwiatuszku-kucnęłam przy małej niebieskookiej-Jestem Livia, a ty jesteś Maja prawda?- pokiwała lekko główką na ''tak''.-Śliczne imię dla ślicznej dziewczynki-pstryknęłam ją palcem w nos, a ona się zaśmiała. Skierowałam swój wzrok na kobietę czekającą na wyrok-.Jak ci na imię? I patrz mi w oczy jak do ciebie mówię, bo jest mi wtedy strasznie niezręcznie, że masz spuszczony wzrok-ona nie pewnie podniosła na mnie wzrok. Uśmiechnęłam się do niej ciepło i złapałam ją za rękę-Nie bój się nie zrobię ci krzywdy.

-M..Mam na i..imię Iza Luno-skrzywiłam się na ostatnie słowo 

-Nie mów na mnie Luna, bo to tak nie wypada. I nie mów, że nie możesz, bo ci pozwalam.-powiedziała, a ta powoli pokiwała głową. Pomogłam jej się podnieść, przy okazji łaskocząc lekko dziewczynkę. Śmiała się bardzo uroczo. 

-A...ale Alfa zabronił t..tak mówić..ć-odpowiedziała, a we mnie się zagotowało.

-Dlaczego miałam ci dać karę i dlaczego nie możesz mi mówić po imieniu?

-B..bo jestem om..megą i nie mam takiego prawa...A karę dostajemy jak nie wykonamy dobrze swojej pracy, albo jak zachowujemy się niestosownie-samotna łza spłynęła po jej policzku. Poczułam żal i ogromne współczucie do niej. Widać, musiała dużo przeżyć, kciukiem wytarłam jej łzę. 

-Jesteśmy jedną rodziną i mamy traktować się na równi. Jak ja jestem alfą to ty też nią jesteś, a nie tylko bezwartościową omegą. Też jesteś ważna dla stada, a ja zadbam, aby lepiej wam się żyło. A moja kara dla ciebie jest taka, że masz  wrócić do pokoju, zrelaksować się w łazience i położyć się spać. I bez żadnego ale! Pa i do zobaczenia!- pomachałam jej i szybkim krokiem skierowałam się do gabinetu Scott'a. Oj będzie piekło...

********************

Stoję właśnie pod tym gabinetem jak słup soli i nie wiem czy pukać czy wchodzić jak do siebie. A w cholerę...Przecież jestem u siebie. Gwałtownie pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Z hukiem odbiły się o ścianę i spowrotem się zamknęły ze mną w środku. Mój mate podskoczył na krześle ze strachu i patrzył się z niedowierzaniem w oczach w moją stronę. 

-No dzień dobry...-powiedziałam z widocznym jadem w głosie.

-Dlaczego wyszłaś z pokoju? Przecież kazałem ci w nim zostać!-krzyknął. Ja na spokojnie jak na razie przeleciałam wzrokiem całe pomieszczenie i stanęłam dosłownie przed nim. Uderzyłam dwiema rękami o biurko, które było jedyna przeszkodą dojścia do niego. 

-Jestem u siebie prawda?! Tez chcę poznać choć trochę tego domu i watahę! Nie możesz mi ciągle kazać siedzieć w pokoju!-nie pozostałam mu dłużna. Widziałam jak walczy sam ze sobą, aby krzyknąć, ale się opanował. 

-dobrze będziesz mogła wychodzić...-odchyla zrezygnowany głowe do tyłu.

-Nie myśl sobie, że tylko po to tu przyszłam...

-Więc po co jeszcze?-popatrzył mi w oczy. Pięknie mu się błyszczały, mogłabym się w nich utopić.

-Dlaczego za każde małe przewinienie karasz swoją watahę?! 

-To już nie twoja sprawa i niech cię to nie interesuje!-wyprostował się zły na krześle.

-Scott do jasnej cholery! Bijesz małe dzieci! Głodzisz je tak samo jak ich rodziców! Omegi bijesz, głodzisz i nie wiadomo co jeszcze bo zapomną na przykład otworzyć okna w salonie! Tak nie można!-wydarłam się na niego. Gwałtownie wstał z krzesła, a oczy zalały się czernią. 

-NIE MASZ PRAWA PODNOSIĆ NA MNIE GŁOSU! ONE SOBIE ZA TO ZASŁUŻYŁY! MAJĄ MIEĆ DO NAS SZACUNEK I SIĘ NIE OCIĄGAĆ W PRACY!-użył głosu alfy. Jestem pewna, że cała wataha słucha naszej kłótni. W tym Nick z Katy pewnie też.

-TY TEŻ NIE MASZ PRAWA TEGO ROBIĆ!!! NIE MASZ PRAWA BIĆ SŁABSZYCH OD SIEBIE I NIEWINNYCH LUDZI! TO JEST TWOJA JAK I MOJA RODZINA! KIEDY TY TO KURWA ZROZUMIESZ?! JESTEŚ AŻ TAKI TĘPY BY TEGO NIE ZROZUMIEĆ?!-szybkim krokiem podszedł do mnie i złapał za szyję. Widać, że stracił nad sobą panowanie. Nagle...


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział za nami! Jak myślicie co zrobi Scott? Czy Livia faktycznie go zmieni? Jak tak to na gorsze czy lepsze? Czy może będzie jednak na odwrót? 

ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD, gwizdki i komentarze miło widziane. To na prawdę motywuje <3 

Nowa jaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz