(Dlaczego ten rozdział kojarzy mi się z "Silence" N. Preston (❤️)? XD~autorka)
~Star~
Zasłoniłam magiczne lustro, ledwie powstrzymując łzy. Niby wszystko było dobrze, ale strach nie dopuszczał do mnie nawet kropli wiary w słowa rodziców.
Szarpnęłam kilka razy za klamkę, po czym wyszłam z sypialni, kulejąc.
Ból w płucach i ten, który zadawała mi rana postrzałowa, nie dawały mi postawić normalnie żadnego kroku. Stanęłam w połowie schodów, opierając się o poręcz.
-Star?- usłyszałam głos Marca
Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Latynos złapał mnie pod ramie i pomógł zejść ze schodów.
-Masz może wodę i coś przeciwbólowego?- wydusiłam
-Zaraz ci przyniosę, a ty tu usiądź- wskazał brodą kanapę
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę wskazanego mebla. Po chwili opadłam na poduszki, opierając się łokciem o prawe oparcie kanapy. Nie musiałam długo czekać na Marca.
Prawie biegnąc skierował się w moja stronę.
Postawił szklankę i opakowanie z tabletkami na szklanym stoliku.
-Dziękuje- powiedziałam, schylając się, aby siegnąć po napój
Brunet tylko słabo się uśmiechnął.
Nieustannie czułam jego wzrok na sobie.
-Co się dzieje?- spytał
-Nic...nie martw się, to minie za kilka dni- wymusiłam uśmiech
-Przecież wiem, że nie! Dlaczego nie dajesz nawet mi sobie pomóc?!- wykrzyczał, ale po chwili uspokoił się i zaczął spokojniej- Przeprszam...ja, ja po prostu się martwię...
Po jego słowach moje serce rozpadło się na kawałki. Miał racje. Zaczęłam wszystko chować w sobie i starać się udawać silniejszą niż jestem. Głośno westchnęłam. Złapałam dłoń chłopaka i zacisnęłam wargi w nadziei, że zaraz coś powie.
-Kocham cię i nie chce, aby coś ci się stało...-wydusił- proszę...daj mi sobie pomóc- spuścił wzrok
Złapałam go za podbródek i podniosłam jego głowę, aby znów popatrzył mi w oczy.
Nie wiedziałam, jak ująć to w słowa, więc zwyczajnie kiwnęłam głową.
Nagle brunet mocno mnie przytulił. Za mocno.
Uciskał na mojej płuca i ranę.
Zaczęłam głośno kaszleć i się dusić.
-PRZEPRSZAM!- wykrzyczał
-N-nie...spokojnie- słabo się uśmiechnęłam
Nagle telefon chłopaka zaczął wibrować, uderzając w szklany stół.
Brunet podniósł go i mruknął ze zdziwieniem.
Odebrał i poszedł do kuchni.
-Ciekawe kto to...-szepnęłam do siebie
Położyłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Serial, który oglądałam nie był szczególnie ciekawy, ale coś trzeba było ze sobą zrobić.
Piętnaście minut później Marco był z powrotem w salonie. Położył talerz kanapek na szklanym stoliku, po czym usiadł obok mnie.
-Z kim rozmawiałeś?- spytałam
-Z Janną. Chce ci się iść do niej na obiad?- odparł z uśmiechem
-Jasne, że tak! Co za głupie pytanie!- zaśmiałam się
-A co jeśl- przerwałam, kładąc mu palec na ustach
-A,a,a! Idziemy i kropka!- uniosłam kąciki ust w szerokim uśmiechu
Zerwałam się z kanapy i skierowałam w stronę schodów.
-Hm? Gdzie idziesz?- usłyszałam głos Marca
-Wybrać jakiś strój- odwróciłam się na pięcie, aby znowu na niego spojrzeć
-Ale idziemy do niej dopiero za trzy godziny!- popatrzył na mnie jak na idiotkę, po chwili wybuchając głośnym śmiechem
Przewróciłam oczami, chichocząc i wbiegłam po schodach. Szarpnęłam kilka razy za klamkę i po chwili weszłam do sypialni.
-Dzięki ci, Janna!- powiedziałam, osuwając się o drzwi
Zrozumiałam, że dzięki temu spotkaniu zapomnę, chociaż trochę, o problemach i...wojnie. Podeszłam do magicznego lustra. Spojrzałam w nie i po chwili wybuchłam śmiechem.
-Przecież ja tu nie mam ubrań...-powiedziałam do siebie z zażenowaniem
Zasłoniłam lustro. Szarpnęłam kilka razy za klamkę, po czym wyszłam z sypialni.
Zbiegłam do salonu i stanęłam przy drzwiach wejściowych.
-Marco! Nie mam tu ubrań, idziemy na zakupy!- wykrzyczałam, na co brunet z rozbawieniem przewrócił oczami
Wychodząc znowu poczułam ten okropny ból w płucach...~Janna~
Szybko otworzyłam drzwi domu i wparowałam do środka w zabójczym tępie.
Rozłożyłam torby z zakupami na podłodze w kuchni, po czym ruszyłam w stronę jadalni.
-Tom!- krzyknęłam
-Co?- wzdrygnęłam się, gdy poczułam jego oddech na karku
-Miałeś przygotować stół!- odwróciłam się na pięcie
-Ale nie miałem czym!- odparł, patrząc na mnie z góry
Denerwowało mnie to, więc stanęłam na palcach, aby być chociaż trochę wyższą, ale oczywiście nie udało mi się to i musiałam wyglądać idiotycznie.
-W kuchni są serwetki, sztućce, szklanki, kwiaty i obrus! Tak trudno było to znaleść przez godzinę? -założyłam ręce na piersi
-Owszem- uniósł kąciki ust w bezczelnym uśmiechu
-Idę ugotować obiad, a gdy tu wrócę stół ma być gotowy do jego podania!- gdyby można było zabić kogoś wzrokiem, Tom napewno już by nie żył
Uniósł ręce do góry w geście poddania się i szybkim krokiem skierował się w stronę jadalni. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym zaczęłam rozpakowywać zakupy.*
-Daj mi to- usłyszałam Toma, gdy wyjmowałam tabletki z opakowania
-Hę?- mruknęłam ze zdziwieniem
-Daj.mi.te.leki- powtórzył powili, donośnym tonem
Bez sprzeciwu podałam mu opakowanie.
-Przecież potrzebuje tych leków- dodałam drżącym głosem
-Aby znowu być w śpiączce?- wyrzucił tabletki do kosza
-No niby ta- przerwał mi
-Dopiero, gdy jakiś normalny lekarz przepisze ci normalne leki, pozwolę ci je brać- powiedział, naciskając na słowa "normalne" i "normalny"
Przytaknęłam, po czym wróciłam do gotowania. Wzdrygnęłam się, gdy demon pocałował mnie w policzek.
-Weź nie strasz- zachichotałam
-Nie moja wina, że jestem demonem. A taka chyba jest moja rola. Nie sądzisz?- uśmiechnął się
-Jestem twoją dziewczyną, nie powinieneś mnie straszyć- założyłam ręce na piersi, powstrzymując śmiech
-Właśnie dlatego, że jesteś moją dziewczyną, powinnaś była się już przyzwyczajać- wyszczerzył zęby
Przewróciłam oczami, na co Tom roześmiał się, obejmując mnie ramieniem.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Dopilnuj, aby makaron się nie spalił- powiedziałam, wybiegając z kuchni
Szarpnęłam za klamkę, po chwili otwierając drzwi. A moim oczom ukazały się Jackie, Kelly i Głowa.
-Hej!- uśmiechnęłam się szeroko- Jak miło, że jesteście. Wejdźcie- usunęłam się z przejścia
Kelly razem z Głową skierowały się w stronę jadalni, zostawiajac mnie samą z Jackie.
-Słyszałaś o tym, co się stało ze Star?- spytała
-Co? Nie- wydusiłam z przerażeniem
-Na Mewni wybuchła wojna, a Star jest poważnie ranna- położyła mi dłoń na ramieniu- Marco nic ci nie powiedział?
-Nie, nie...nic- posmutniałam
-No to pewnie sama Star wszystko ci opowie!- uśmiechnęła się pocieszająco
-Tak, masz racje- odwzajemniłam uśmiech
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.
-O! Widzisz? O wilku mowa, to napewno ona- zaśmiała się i odeszła w stronę jadalni
Otworzyłam drzwi, a przede mną rzeczywiście stali Star i Marco.
-Janna!- wykrzyczała radośnie, blondynka, po czym rzuciła mi się na szyje
-Haha! Cześć! Wejdźcie- rozciągnęłam usta w szerokim uśmiechu
Zatrzasnęłam drzwi i pchnęłam Marca w stronę jadalni, po czym złapałam Star za nadgarstek i pociągnęłam za sobą na górę.
-Gadaj! Co się stało?- wydusiłam
-Hę? Co...? Aaaaa! Na Mewni!- uśmiechnęła się, ale po chwili na jej twarzy zagościł grymas
Głośno westchnęła, ale w końcu zaczęła mi wszystko opowiadać.
Nie mówiąc nic, mocno przytuliłam blondynkę, uważając na jej ranę. Oderwałam się od niej i otarłam łzy z jej policzków.
-Chodź, muszę chyba podać im obiad- zaśmiałam się
Star bez słowa złapała mnie za nadgarstek i popędziła na dół.
-Nieźle się spisałeś, Tom- powiedziałam wchodząc do jadalni
-Widzisz? Nie musiałaś się tak denerwować- objął mnie ramieniem
-Wcale się nie denerwowałam!- warknęłam- No może trochę...-zaśmiałam się nerwowo
Zajęliśmy miejsca przy stole.
Cudownie było znowu spędzić czas z przyjaciółmi.*
Opadłam na łóżko, głośno wzdychając.
-O czym rozmawialiście dzisiaj z Marciem?- zaśmiałam się
-A co ty się taka ciekawska zrobiłaś?- odparł
-Ciekawi mnie co robi mój chłopak- wyszczerzyłam zęby
-W takim razie: rozmawialiśmy o was- westchnął z rozbawieniem
-O mnie i?- uniosłam brew
-O Star- zaśmiał się
-A o co takiego o nas mówiliście?- przygryzłam wargę, powstrzymując śmiech
-No nie wiem na przykład: rozmawialiśmy o tym, że jesteście okropnie uparte i nie dajecie nam sobie pomóc i o tym jak bardzo nie doceniacie tego, że się o was martwimy- zaśmiał się
-Oczywiście, że to doceniamy, ale wy po prostu czasami przesadzacie!- parsknęłam
-Co ty się taka nerwowa zrobiłaś?- zamknął mnie w mocnym uścisku
-Nie wiem o co ci chodzi- odwróciłam wzrok
-Dobranoc, Janna- westchnął i pocałował mnie w czoło
-Dobranoc, Tom- przewróciłam oczami, przeciągając litery
-Kocham cię...-wyszeptał
-Hmpf...Ja ciebie też- zachichotałam______________________________
Ohāyo! ⚡️
Nie wiem, czy podoba mi się ten rozdział, ale jak już mówiłam jestem okropnie wymagająca, co do samej siebie 😂✨
Następny rozdział powinien pojawić się jutro, albo w piątek 😏👑
A i zapomniałabym wspomnieć!
Dzięki StaraloneBitch ,bo jakoś dziwnie nakręciłaś (?) mnie do napisania tego rozdziału 😂💖
Do następnego! 💫😇~Merka 🖤
CZYTASZ
Bez ciebie ~ svtfoe [ZAKOŃCZONE]
FanfictionNie jest to dobrze napisane opowiadanie, ale zostawiam je tu z sentymentu. ________________________________________ Życie Janny, Star, Toma, Marca, Jackie i Oscara wcale nie jest łatwe. Jest wręcz tragiczne. Star zostaje pierwszą królową Mewni bez...