(Ten rozdział tak bardzo kojarzy mi się ze "Spektrum. Leonidy 1!" 😂❤️)
~Star~
Wyszłam z komnaty, mijając roztrzaskaną koronę, którą obrzuciłam wściekłym spojrzeniem.
Zbiegłam po schodach i dotarłam do jadalni w zwykłym, ziemskim ubraniu.
-Star? Dziecko, co z tobą? Gdzie masz koronę, suknie i w ogóle co ci się stało?!- matka wbiła we mnie zszokowane spojrzenie
-Nie chce o tym gadać... A korona jest przed moją Komnatą, powodzenia w szukaniu klejnotu- odparłam z irytacją
Nałożyłam na porcelanowy talerz kilka kolb kukurydzy i ruszyłam w stronę wyjścia z jadalni.
-Gdzie idziesz?- usłyszałam smutny głos ojca
-Do pokoju, to tam zjem- położyłam mu dłoń na ramieniu i zaczęłam wpatrywać się w jego stalowoszare oczy
-Ależ, dziecko jesteś królową i musisz zjeść tutaj- stanowczy głos matki sprawił, że lekko się wzdrygnęłam, a jedna kolba kukurydzy, upadała na ziemie
Szybko podniosłam jedzenie z podłogi i unikając dalszych uwag ruszyłam, tym razem szybciej, w stronę wyjścia.
-Ja już nie jestem królową, mamo...-rzuciłam, za nim ostrożnie wbiegłam na górę*
Odłożyłam pusty talerz, po kukurydzy na komodę i wyszłam do ogrodu.
Nie był taki jakim go zapamiętałam. Bo które kwiaty urosły by tak szybko? Ale otóż nie, nie o to chodzi. Straż postarała odwzorować go, aby wyglądał jak poprzedni, ale przywrócić wspomnień, najzwyczajniej się nie da.
Nie przywrócą mi tego, gdy jako mała dziewczynka ścigałam się z ojcem, o najpiękniejszą różę.
Nie przywrócą mi tego, jak siedziałam tu godzinami robiąc wianki i inne ozdoby z kwiatów.
Nie przywrócą mi tego, jak razem z matką uczyłam się tu podstaw bycia królową, siedząc na kamiennej, pokrytej mchem i kwiatami ławce.
Nie przywrócą mi tego, gdy przychodziłam tu ubrana na biało i tańczyłam jakby jutra miało nie być.
Nie przywrócą mi grania na gitarze, na tyle długo, żeby zaczęły drętwieć mi palce.
Do moich oczu powoli napływały łzy, gdy przypomniałam sobie coś, o czym wolałabym już dawno zapomnieć.
~dwa lata temu~
Usiadłam na kamiennej ławce i bawiłam się nicią, która urwała się z mojej sukienki.
Nagle kilka kosmyków moich włosów spadły mi na twarz, przez co upuściłam nić. Już miałam poprawiać włosy, ale poczułam czyjąś ciepłą dłoń na policzku.
Należała do Toma. Odsunął kosmyki za moje uszy i uśmiechnął się słabo.
Odwzajemniłam uśmiech, ale gdy zobaczyłam minę Janny, kąciki moich ust momentalnie opadły.
Usłyszałam głośne westchnięcie Toma. Osunął się na ławce i oparł głowę o jej oparcie.
-Mam jakieś dziwne wrażenie, że dzisiaj...coś, coś się stanie! Ale za cholerę nie wiem co!- zaczął
-Hm?
-No sam nie wiem...ale to jest naprawdę silne przeczucie. Jakby coś miało nas wszystkich pozabijać- zamknął oczy i cicho jęknął
-Nie zawracaj sobie tym głowy!- zachichotałam- Lepiej idź do Janny, bo uwierz mi, jeśli nie, to ona cię zabije, a nie jakieś horror vacuni czy inne świństwo!
-Heh...Może masz racje- wyczułam w jego głosie niepewność
-Ja zawsze mam racje- zaśmiałam się i zepchnęłam go z ławki
Po chwili jednak się podniósł i ruszył w stronę Janny. Siedziałam na ławce obserwując przyjaciół jakieś dwadzieścia minut.
Wyglądali razem tak pięknie.
Gdy zobaczyłam stojącego obok Marca, rytm mojego serca znacznie przyspieszył, a motyle w brzuchu poderwały się do lotu.
-Hej- powiedział skrępowanym tonem
-Cześć!- uśmiechnęłam się szeroko
Usiadł obok i odwzajemnił uśmiech.
Otarliśmy się ramionami, przez co poczułam jak fala gorąca zalewa moje policzki.
-Ślicznie ci w tej sukience- położył dłoń na mojej tali
-Dziękuje- uśmiechnęłam się słabo, wbijając wzrok w dziurę na moich rajstopach
-Hmpf- mruknął niezadowolony
Nagle rozpoczął atak, który decydował o tym czy przeżyje...albo jak, kto woli - zaczął łaskotać mnie pod żebrami.
Wybuchłam, wręcz histerycznym śmiechem.
Lecz, gdy już się uspokoiliśmy, znów poczułam jak się rumienie.
Nagle Latynos ujął moją twarz w dłonie, a gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnął się niewinnie.
Po chwili przywarł swoimi wargami do moich. Byliśmy parą już od kilku lat, ale i tak rumieńce i motyle w brzuchu były stałymi zjawiskami.
Nocą, kiedy wszystkie gwiazdy były całkiem widoczne, razem z Janną, Jackie, Kelly, Głową, Tomem i Marciem poszliśmy do lasu.
Usiedliśmy na trawie opierając się o grube drzewa.
Nagle las przede mną przykrył szary dym, który sprawił, że wszyscy zaczęliśmy zanosić się kaszlem.
Liście głośno szeleściły, a gałęzie upadały na ziemie. Wtuliłam się w tors Marca. Nerwowo rozglądałam się dookoła, ale poza nami nie widziałam nikogo.
Usłyszałam Toma. Krzyczał imię Janny na tyle głośno, że co chwila po moim karku przebiegał dreszcz.
Nagle usłyszeliśmy huk i odgłosy palącej się trawy. Zaczęłam biec w stronę dźwięku, ale zatrzymałam się, gdy usłyszałam słowa Janny:
-Z-ZOSTAW MNIE, DEMONIE!
Przez kilka minut stałam jak skamieniała, ale gdy już się ocknęłam i zobaczyłam portal między drzewami, zaczęłam biec w stronę zamku.
Do tej pory nie wiem, co się stało. Dlaczego las zajął się ogniem? Nie wiem.
Ale uśmiechnęłam się na myśl o tym, że teraz między Janną i Tomem się układa. To, co działo się po całym zajściu było straszne.
Kilka razy ledwo udawało nam - mi i Jackie - się ich rozdzielić, gdy zaczynali rzucać się na siebie. Wzdrygnęłam się, kiedy sobie o tym przypomniałam. Straciłam równowagę i opadłam na kamienną ławkę. Nie tą samą na, której przesiedziałam całe życie. Na inną. Nową. Nie pokrytą mchem i kwiatami. Na czystą ławkę. Bez nawet jednego listka.
Zaniosłam się głośnym szlochem.
Pożałowałam tego, jak zostawiłam Marca.
Ale musiałam to zrobić.
Nie mogłam odebrać mu szczęścia.
On chciał wieść normalne życie. Bo to go uszczęśliwiało.
A to ci uszczęśliwia go, uszczęśliwia mnie.
Przyłożyłam dłonie do twarzy, a od płaczu zaczęły piec mnie oczy.
-Bez ciebie...nie dam sobie rady- wyszeptałam, po czym zsunęłam się z ławki na ziemie i leżałam tak przez kilka godzin~Janna~
*23:10*
Szarpnęłam za klamkę od drzwi sypialni, po chwili szeroko je otwierając.
Szybko rzuciłam się pod kołdrę, bo niepotrzebnie wzięłam zimny prysznic, przez co umierałam z zimna.
Gdy zobaczyłam jak Tom zwija się ze śmiechu tuż obok mnie, zaczęłam walić go po głowie poduszką.
-H-Hej! Z-za co?!- wykrzyczał, wciąż dusząc się ze śmiechu
-Nie śmiej się ze mnie! Zimno mi! W tym nie ma nic śmiesznego!- wykrzyczałam z udawaną złością
-Skoro ci zimno to chodź- uśmiechnął się i chwycił mnie za ramiona
Po chwili przyciągnął mnie do siebie i zamknął w mocnym uścisku.
Normalnie uśmiechałabym się i śmiała razem z nim, ale ostatnio coś dziwnego się ze mną dzieje. Bardzo dziwnego.
Przez cały tydzień kręciło mi się w głowie, moje żyły co jakiś czas świeciły na granatowo, chociaż uznałabym ten kolor bardziej za indygo niż granat; a gdy przeglądałam się w lustrze widziałam, że moje oczy nie są już brązowe, tylko ciemnofioletowe. Dlatego też unikałam kontaktu wzrokowego z Tomem. Nic mu nie mówiłam. Nie cierpię tego, gdy się o mnie martwi.
Nagle demon wypuścił mnie z uścisku i wiedziałam, że będzie chciał spojrzeć mi w oczy, nie ukrywałam, że ja też. Ale nie mogłam. Jeszcze nie.
Więc szybko zacisnęłam powieki i przywarłam wargami do warg Toma. Na co ten cicho jęknął, ale po jakimś czasie zaczął oddawać pocałunki.
Popchnęłam go lekko, aby upadł na plecy i oparłam się rękoma wokół jego ramion, żeby nie upaść na jego tors.
Otwierałam oczy tylko wtedy, kiedy on zamykał swoje. Całowałam go namiętnie i wolno, aby nie zwrócił uwagi na kolor moich oczu oraz żył...i oczywiście dlatego, że sprawiało mi to przyjemność.
Chociaż kiedy przypominam sobie sytuacje sprzed dwóch lat, przez całe moje ciało przebiega dreszcz. Staram się o tym nie myśleć, ale ciagle widzę Toma, walczącego z jakimiś duchami, cieniami, czy czymś na wzór horror vacuni, które miało zmiażdżyć mnie tworząc wszechobecną pustkę. Potem był już tylko ogień zbliżający się do mnie w zabójczym tępie, a na sam koniec twarz Toma, tuż przy mojej i jego ogniste oczy, które zaczęły mnie przerażać. Byłam wściekła, oszołomiona i....zawiedziona?
Lekko potrząsnęłam głową, aby przestać o tym myśleć. Okazało się jednak, że przez cały czas miałam otwarte oczy i wpatrywałam się nimi wprost w oczy Toma. Jego usta ułożyły się w kształt litry "o". Przejechał dłonią po moim policzku i wydał z siebie ciche jękniecie.
-C-Co się stało...z twoimi oczami i, i żyłami?- wydusił
-E, e, e...!- zaczęłam się jąkać
Głośno westchnęłam i usiadłam na poduszkach, opierając głowę o ścianę.
Po chwili Tom zrobił to samo.
Złapał mnie za rękę i zaczął oglądać moje świecące żyły.
-Powiesz mi co się dzieje?- spytał z troską w głosie
Położyłam mu głowę na ramieniu i próbowałam zmusić się do powiedzenia czegokolwiek.
Lecz było to trudniejsze niż by się zdawało.______________________________
Ohāyo! 💙
Zgadujcie co ja tu zrobię z Janną 😏
Tak możecie się bać 😊
Ostatnio w moim nędznym życiu strasznie dużo się dzieje i tych złych rzeczy (jak np. nauka, nauka, nauka...mówiłam już, że nauka?) i tych świetnych rzeczy (jak np. możliwość rozwijania się w stronę wrotkarstwa figurowego), przez co z niewiadomych powodów moja wena skończyła urlop ❤️
Więc pewnie będzie dużo rozdziałów przez następne kilka tygodni, albo miejmy nadzieje, że jeszcze dłużej 😂👌🏻
Nooo, ode mnie to na tyle 😀
Do następnego! 🧡⭐️~Merka 🖤
CZYTASZ
Bez ciebie ~ svtfoe [ZAKOŃCZONE]
FanficNie jest to dobrze napisane opowiadanie, ale zostawiam je tu z sentymentu. ________________________________________ Życie Janny, Star, Toma, Marca, Jackie i Oscara wcale nie jest łatwe. Jest wręcz tragiczne. Star zostaje pierwszą królową Mewni bez...