Początki

1.1K 55 32
                                    

Tylko ja tak kocham Shawn'a? ❤️
______________________
~Star~
Ledwo podniosłam się z łóżka.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czerwoną, długą suknie.
Rozłożyłam ją na łóżku, aby się nie pogniotła i poszłam do łazienki.

Rzuciłam ubrania w kąt i weszłam pod prysznic.
Gorące strumyki wody parzyły mnie w serca na policzkach, które, jak zauważyłam wcześniej w lustrze, były dookoła całe czerwone i podrażnione.
Nie wiem dlaczego tak było.
Chciałam się dowiedzieć, ale jedyną osobą, która mogła mi to wytłumaczyć była Eclipsa.
Bałam się spotkania z nią, ale musiałam się dowiedzieć co się ze mną dzieje...

*

Ubrałam krótkie białe leginsy i białą podkoszulkę, po czym skierowałam się do pomieszczenia w którym służba ma przygotować mnie do koronacji.

Po chwili byłam już na miejscu.
Podałam służbie suknie, a sama usiadłam przy toaletce.

Kilka godzin siedzenia dało mi jedynie utratę czucia w nogach...no dobra i może lepszy wygląd niż zwykle.
Miałam rozpuszczone włosy, jasne cienie, trochę różu na policzkach oraz czerwoną szminkę, pasującą do mojej sukni.

Jedyne co nie pasowało do tego wszystkiego to moje pęknięte serca na policzkach.
Jedna z kobiet robiących mi makijaż już miała zakrywać je podkładem, kiedy delikatnie odsunęłam jej dłoń od mojej policzka.
-Nie -powiedziałam z obojętnością w glosę

Otworzyłam delikatnie drzwi, po czym skierowałam się w stronę sali tronowej, w której miała odbyć się moja koronacja.

-Kochanie...twoje serca...one wciąż są pęknięte...-powiedziała Moon gładząc mój policzek
-To nic takiego mamo, nie przejmuj się -odparłam obojętnie
-Skoro tak uważasz...-posmutniała, ale wyglądała jakby wcale mi nie wierzyła i chyba ma do tego powody

Zobaczyłam, że moja rodzina jest już w komplecie, tak jak i większość poddanych.

Stół bufetowy był już zapełniony jedzeniem, tak naprawdę wszystko było już idealne i gotowe, poza jednym...nie było przy mnie Marca, a miał być teraz przy mnie i mnie wspierać!
Ale rozumiem...on chce wieść normalne życie jako psycholog, w normalnym domu i...z normalną żoną...
Po moim policzku spłynęła łza, którą nerwowo starłam.

Przywitałam się z całą rodziną.
Wszyscy mieli problem do moich serc "musisz to naprawić, bo nie wyglądasz jak królowa" "napraw to, o ile chcesz być brana na poważnie" i tak dalej.
Mieli problem również do tego, że będę pierwszą królową Mewni bez męża i, że powinnam wyjść za Toma, bo to wzmocni nasze dobre relacje z Luctiorami, ale problem w tym, że...ja nadal kocham Marc- NIE! Star, odpuść!

Stałam obok ojca na samym końcu sali.
-Jesteś gotowa, córeczko? -spytał uśmiechnięty
-Jak zawsze, ojcze -powiedziałam bez żadnych emocji, na co on posmutniał
Ruszyliśmy w stronę tronów, gdzie czekała na nas dotychczasowa królowa, czyli moja matka.

Stanęłam obok niej, kładąc różdżkę na tron, po czym wymieniając ją na berło.
-Jesteś gotowa podjąć się władzy nad Mewni sama i przyjąć tytuł Star buntowniczki? -spytała z powagą
-Jestem -odparłam bez emocji
-W takim razie mianuje cię nową królową Mewni! -powiedziała podekscytowana
Schyliłam się, aby przyjąć koronę.
Po chwili miałam ją już na głowie.
Strach, szczęście, gniew, smutek, przerażenie -czułam to wszystko, ale zachowałam obojętność
Podniosłam berło do góry, wywołując tym wiwaty.
-Lepszej królowej nie mieliście i nie będziecie mieć! Matko, podaj mi listę praw -powiedziałam
Po chwili przede mną latał już skrawek, nadniszczonego papieru, a obok niego pióro, wzięłam je do ręki i skreśliłam prawo mówiące o zakazie koronacji księżniczki przed jej ślubem.
Wywołałam tym kolejną fale wiwatów.
Byłam z siebie dumna.
Jak powiedziałam tak będzie, Mewni nigdy nie miało lepszej królowej. Nigdy.

Bez ciebie ~ svtfoe [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz