Cierpienie

543 32 5
                                    


~Star~
Leniwie podniosłam powieki i wbiłam wzrok w zegar ścienny.
-Szósta dwadzieścia...- mruknęłam z niezadowoleniem
Oparłam się łokciami o materac i powili wstałam z łóżka. Głośno westchnęłam i podeszłam do szafy.
Wyjęłam z niej błękitną suknie i pare białych szpilek. Spięłam włosy w wysokiego koka i nałożyłam na twarz skromny makijaż.
Wyszłam z komnaty i skierowałam się w stronę sali tronowej.

*

Godziny audiencji dłużyły się w nieskończoność. Stukałam głośno palcami o oparcie tronu, słuchając poddanych.
Ostatnie dziesięć minut- pomyślałam, skacząc ze szczęścia w duchu.
Jęknęłam, zapisując kolejną prośbę na liście.
Ostatni poddany. Wreszcie- pomyślałam.
Drzwi sali zatrzasnęły się, a ja wstałam z tronu, triumfalnie się uśmiechając.
-Idźcie na obchód- powiedziałam do straży, a sama wyszłam na zamkowy balkon
Ostatnio w wiosce było bardzo jakoś dziwnie spokojnie.
-Cisza przed burzą, hę?- powiedziałam do siebie i cicho się zaśmiałam
Nagle usłyszałam głośny huk. Wzdrygnęłam się. Błądziłam wzrokiem po okolicy i nie znalazłam źródła dźwięku.
Krzyki i piski stawały się coraz głośniejsze, tak samo jak odgłosy strzałów i wybuchów, a ja stałam sparaliżowana.
-STAR! STAR!- usłyszałam znajomy, męski, głos
Poczułam przeraźliwy ból w klatce piersiowej.
Ciagle słyszałam jak ktoś woła moje imię.
Opadłam na podłogę i zobaczyłam plamy krwi.
Dym przykrył niebo, a ja poczułam, jak się unoszę.
-Zaraz ci pomożemy, skarbie. Tylko nie zamykaj oczu, proszę- usłyszałam zapłakany głos
Wszystko widziałam jak przez mgłe. Zaczęłam dusić się dymem, ale nie miałam siły kaszleć ani mówić. Leżałam na czymś miękkim. Powoli odbierało mi dech. Nie byłam w stanie oddychać. Opuściłam powieki. A potem była już tylko ciemność.

*

Powoli otwierałam oczy. Poczułam zapach dymu. Trudno było mi oddychać.
Oparłam się łokciami o materac. Miejsce w którym się obudziłam, było zrujnowane.
-Skrzydło szpitalne- wyszeptałam z przerażeniem
Szybko zeskoczyłam z łóżka, ale od razu upadłam na zimną i brudną podłogę.
Syknęłam z bólu. Bandaż owijał się wokół mojego brzucha. Był lekko zakrwawiony.
Oparłam się o łóżko i wstałam, potykając się o własne nogi. Chwyciłam długi patyk leżący w kupie gruzu i użyłam go jako kuli.
Dym ograniczał mi widoczność.
Gdy wyszłam ze skrzydła było go jeszcze więcej.
Krztusiłam się nim na tyle, że co jakiś czas plułam krwią.
Wbiegłam do, chyba, mojej komnaty i złapałam
nożyce. Obcięłam nimi jedno z ramiączek sukni i skróciłam ją przed kolana. Była na tyle podziurawiona, że nie było to trudne zadanie.
Zrzuciłam szpilki ze stóp i założyłam trampki.
Nie były moje, ale były w moim rozmiarze i tylko to się liczyło. Ból w klatce piersiowej nie ustawał ani na chwile, ale musiałam dowiedzieć się, co się dzieje.
Mijałam zrujnowane pomieszczenia w zabójczym tępie, aby jak najszybciej wydostać się z zamku. Do moich oczu napływały łzy.
Moje życie runęło razem z tym zamkiem.
Nagle stanęłam na czymś miękkim.
Czerwona bluza Marca.
Podniosłam ją i założyłam na siebie, pomimo gorąca. Zakryłam twarz kapturem i biegłam w stronę wyjścia.
Przedostałam się przez kupy gruzu i po chwili znalazłam się w wiosce. Równie zrujnowanej co zamek.
-Królowo! Tutaj!- usłyszałam głosy strażników
Podbiegłam do nich, potykając się o własne nogi.
-Co się tu dzieje?- spytałam zdenerwowana
-Demony z zapomnianego wymiaru rozpoczęły wojnę- odparł jeden z żołnierzy
-Dajcie mi wymiarowe nóżce, natychmiast!- krzyczałam zdenerwowana
Po chwili w dłoni trzymałam już srebrny, ostry przedmiot.
-Gdzie jest Marco?- wydusiłam, przed otwarciem portalu
-Nie wiemy, nie widzieliśmy go od wielkiego wybuchu- odparli
-J-Jakiego w-wielkiego wybuchu?- jąkałam się z przerażenia
-No tego co zniszczył zamek i wioskę, to cud, że wasza wysokość przeżyła
Nie słuchając ich dalej biegłam do źródła dymu. Nogi odmawiały posłuszeństwa od szybkiego biegu, ale zamiast zwolnić, jeszcze bardziej przyspieszyłam.
Strzały, krzyki i huki stawały się coraz głośniejsze.
-S-STAR!- usłyszałam za sobą
Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Marco. Był cały w kurzu, ranach i krwi.
-Marco!- krzyknęłam, rzucając się mu na szyje
-Musimy stąd uciekać, armia zajmie się Mewni. Wszystko będzie dobrze- oparł podbródek o czubek mojej głowy
-A-Ale musimy walczyć- wydusiłam, łkając
-Nie, Star. My nie możemy walczyć
-Ale jestem tu królową, muszę walczyć!- wydarłam się
-Armia zajmie się Mewni, zrozum! Będzie dobrze. A teraz musimy zająć się przetrwaniem- złapał mnie mocno za nadgarstek
-Marco, nie!- krzyczałam, ale na darmo
Brunet otworzył portal i wciągnął mnie do niego.
-NIE!- wydarłam się, opadając na kolana
-Star...proszę, uspokój się- położył mi dłoń na ramieniu, ale od razu ją strzepnęłam
-Jak mam się uspokoić?! Moje królestwo jest w niebezpieczeństwie! Tam jest moja rodzina! Demony przejmą Mewni, a wszystko to twoja wina!- od krzyku zdarłam sobie gardło
-Twoi rodzice zajmują się teraz Mewni. Kazali mi cię tu sprowadzić, bo uważają, że...nie dasz rady poprowadzić wojny- spuścił wzrok
-Mają racje...-wydusiłam
-Nie, nie mają, ale za bardzo cię kocham, aby pozwolić ci tam zostać- westchnął głęboko
-Też cię kocham...-wyszeptałam, wtulając się w tors bruneta

*

-Napewno dacie radę?- spytałam, nerwowo błądząc wzrokiem po pomieszczeniu
-Tak, skarbie. Radzimy sobie- pomimo okoliczności, moja matka i tak szeroko się uśmiechała- Musimy kończyć, do zobaczenia
-Do zobaczenia...
Odeszłam od lustra i opadłam na łóżko.
Nagle drzwi pokoju się otworzyły.
-Jak widzę zdążyłaś już nawet sprowadzić tu lustro- usłyszałam głos Marca
-Nie "sprowadzić", tylko wyczarować- parsknęłam śmiechem
Brunet usiadł obok mnie.
-Zdejmij stary bandaż- powiedział z powagą
-Hę?
-No zdejmij, trzeba go wymienić, bo przesiąka krwią- wyglądał na dziwnie zdenerwowanego
Rozwinęłam bandaż i położyłam go na szafce nocnej. Szwy sięgały pleców, a w ogół nich krew zdążyła już zastygnąć.  
Brunet podał mi nowy, śnieżnobiały bandaż, a ja owinęłam nim ściele brzuch. 
Zasunęłam na niego bluzkę Marca, która była dłuższa od mojej, i tak skróconej, sukni.
-Masz wodę?- spytałam, gdy poczułam smak krwi w gardle
-Tak, jasne. Chodź do kuchni- uniósł kąciki ust w delikatnym uśmiechu
Leniwie podniosłam się z łóżka i wyszłam z pokoju, zaraz po nim.
Zbiegłam ze schodów i po chwili byłam już w kuchni. Oparłam się dłońmi o blat i zaczęłam kaszleć krwią. Złapałam szybko chustkę i zaczęłam ją wycierać, zanim zaschnie i będzie nie do zmycia.
-S-Star?- usłyszałam przerażony głos Marca
-N-nie...to n-nic...miałam już tak...dzisiaj ki-kilka razy...-wydusiłam, wciąż kaszląc krwią
-Star! To nie jest "nic"! To jest naprawdę poważne!- wykrzyczał- masz pij- podał mi szklankę zimnej wody
-Dz-dziękuje- wydusiłam
Wzięłam kilka łyków i odłożyłam szklankę na blat.
-Lepiej?- spytał
-Trochę- uśmiechnęłam się słabo
Brunet złapał mnie pod ramiona i zaprowadził na górę. Opadłam na łóżko i głośno westchnęłam. Po chwili Marco leżał już obok mnie.
-Tyle rzeczy wydarzyło się jednego dnia...to się wydaje takie...takie n-niemożliwe- wbiłam wzrok w sufit
-Masz racje...-odparł
Przybliżyłam się do niego i wtuliłam w jego tors, po czym zaczęłam głośno łkać. Oparł podbródek o czubek mojej głowy i cicho jęknął.
-Jak dobrze, że jesteś...-wyszeptaliśmy chórem
Zachichotałam cicho i otarłam łzy z twarzy.
Brunet ujął moją twarz w dłonie i delikatnie musnął moje wargi. Sięgnęłam ręką na szafkę nocną i zgasiłam lampkę.
-Dobranoc, Marco- wyszeptałam, wtulając się w jego tors
-Dobranoc, Star- wyszeptał, po czym pocałował mnie w czoło
Przez dobre pół godziny nie mogłam zasnął, myśląc o tym co przezywają moi rodzice na Mewni, i w ogóle co się tam dzieje, ale w końcu mi się udało i zasnęłam.

______________________________
Ohāyo! 👋🏻
Oj już macie to Starco😹💙!
Jak ja kocham dramy 😋💕
Mam nadzieje, że rozdział się podobał⚡️✨
A tym czasem do następnego! 😇💛

~Merka 🖤

Bez ciebie ~ svtfoe [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz