~Star~
*kilka tygodni później*
Ścisnęłam wymiarowe nożyce w dłoni na tyle mocno, że zbladły mi kłykcie. Nie mogąc dłużej słuchać głosu Marca, otworzyłam portal i zrobiłam krok w jego stronę.
-Star, poczekaj...-zaczął ze spuszczoną głową
-Nie, Marco! Nie wezmę cię ze sobą! Musisz wyzdrowieć...-zaczęłam wymieniać, po kolei wyjmując palce z zaciśniętej, ze złości, dłoni-...w k o ń c u, zapłacić za mieszkanie i zająć się studiami!- wydarłam się na cały głos
-Wiem, tak...ale- zaczął się jąkać, a słowa, które wypowiadał potykały się o siebie- Dzisiaj widzę cię ostatni raz...i nie chce, aby to tak wyglądało- popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem
Jego czekoladowe oczy co chwila wypełniały się łzami, które nerwowo ścierał, a policzki miał całe czerwone- od powstrzymywania płaczu. Widziałam jak bardzo stara się nie zanieść płaczem, ale w moich uszach, wciąż dudnił jego szloch sprzed kilku minut.
Jego obecność zaczęła porządnie działać mi na nerwy. Nie chciałam mu tego robić. Ale musiałam. Musiałam to skończyć. Inaczej oboje byśmy cierpieli. A ja przecież byłam królową. Nie mogłam sobie pozwolić na sytuacje sprzed kilku miesięcy.
-Przeprszam...ale muszę już iść. Wierzę, że dasz rade ułożyć sobie życie. Przecież cię znam- uniosłam prawy kącik ust w słabym uśmiechu
-Ale...-przerwałam mu
-Nie ma "ale", Marco...po prostu nie- spoważniałam
-Nie pozwolę ci odejść, tym razem!- wykrzyczał, zaciskając dłoń na moim ramieniu
-No niestety, ale będziesz musiał!- mój organizm zapomniał jak pompować krew, a ja jak oddychać
Nagle Marco złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Wiedziałam co chce zrobić i nie mogłam mu na to pozwolić, ale coś we mnie odrzucało tę myśl. Przywarł swoimi wargami do moich.
Ten pocałunek nie był taki, jak inne. Był zwyczajny. Nie czuły. Bez uczuć - przynajmniej z mojej strony. Ale pomimo tego do oczu napłynęły mi łzy. Widziałam, że to ostatni raz, kiedy jesteśmy tak blisko. Wpiłam się w jego ciepłe wargi jeszcze mocnej. Poczułam jak jego łzy opadają mi na dekolt i ocierają się o mój policzek. Zorientowałam się wtedy jak blisko byliśmy. Za blisko. Teraz na pewno będziemy cierpieć. Odruchowo odepchnęłam Latynosa od siebie i stanęłam bliżej portalu.
-Przeprszam...- wydusiłam, stawiając jedną nogę po drugiej stronie portalu- Żegnaj, Marco...i dziękuje...za wszystko- uśmiechnęłam się słabo
Brunet zaś nawet nie podniósł głowy. Włosy zasłaniały jego bladą twarz i pojedyncze strupy (rany, od momentu pobrania krwi, robiły mu się nawet pod wpływem najdelikatniejszego zadrapania, chociaż to pewnie wina tej nieogarniętej pielęgniarki, która przepisała mu złe leki).
Wydałam z siebie bolesny jęk, a gdy przechodziłam przez portal udało mi się tylko usłyszeć ciche "Kocham cię", przez co zaniosłam się głośnym płaczem.
Gdy portal się zamykał, byłam pewna, że Marco zaraz przez niego wbiegnie, ale nie. Nie wiem dlaczego to mnie zabolało. W końcu sama chciałam, żeby to właśnie tak wyglądało. Żebym przeszła przez ten portal, zostawiajac za sobą całe...moje życie. Nie. To nie było moje życie - wmawiałam sobie, bo tak naprawdę to było moje życie. To prawdziwe życie.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam zamek. Był taki jakim go zapamiętałam, ale wielu rzeczy nie dało się przecież przywrócić.
Ruszyłam powolnym krokiem w stronę zamku, rozglądając się po wiosce, która wciąż była odbudowywana. Stanęłam przed schodami prowadzącymi do wejścia. Ignorowałam zdziwione spojrzenia poddanych. Może dlatego tak na mnie patrzyli, bo przyszłam tutaj ubrana w za duży czarny T-shirt, granatowe jeansy i związałam włosy w luźnego koka? A może dlatego, że zostawiłam królestwo, akurat w trakcie wojny? Nie wiem. I w każdym razie wcale nie chce wiedzieć.
Postawiłam pierwszy krok w stronę wejścia do zamku, omijając kłaniającą mi się straż.
Po chwili weszłam do sali tronowej.
Moi rodzice mieli kamienne miny, co wprawiło mnie w zakłopotanie.
Ruszyłam ku nim i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to niegdyś błękitne oczy mojego ojca, które teraz były zamglone i w kolorze stalowej szarości. To nie może być prawda. Posłałam mamie pytające spojrzenie.
-Widzisz skarbie...tak naprawdę to...wszystko wymaga poświęceń- wydusiła, drżącym głosem
-O co ci chodzi?!- wydarłam się zirytowana
-Oślepłem- rzucił ostrym tonem ojciec
-C-co? Nie, nie, nie, nie! Jak?!- zaczęłam się jąkać i plątać słowa
-Tak naprawdę to nie wiemy co doprowadziło do zapalenia się opon mózgowych, co z kolei sprawiło, że stałem się niewidomy, ale prawdopodobnie to przez toksyny i inne takie...- wytłumaczył mi łagodnym tonem, a ja z płaczem rzuciłam mu się na szyje
-Ale tak naprawdę nie ma w tym nic strasznego- uśmiechnął się, kładąc mi dłoń na ramieniu- Inne zmysły zdecydowanie mi się wyostrzyły, zobaczysz, że funkcjonuje jak normalny mewnijczyk!- zaśmiał się głucho
Ale ja nie potrafiłam się nawet uśmiechnąć. Uniosłam tylko brwi i z troską mu się przyglądałam. Wiedziałam, że ludzie potrafią z tym żyć. Ale nie potrafiłam sobie wyobrazić mojego szalonego ojca, jako ostrożnego i niepewnego człowieka.
Nagle przypomniało mi się, że muszę wytłumaczyć wszystko poddanym.
Pobiegłam w stronę mojej komnaty, obrzucając rodziców szybkim "zaraz wracam".
Rzuciłam się na szafę i wyciągnęłam z niej błękitne szpilki i granatowo-białą suknie.
Szybko się przebrałam i ogarnęłam fryzurę.
Nałożyłam na twarz jedynie tusz do rzęs i liliową pomadkę, zanim wróciłam do sali tronowej.
Stanęłam przed wyjściem na zamkowy balkon, gdy poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Moon, trzymająca w ręku koronę z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Nie zapomniałaś o czymś?- spytała, chichocząc
-Hehehe, no tak- podrapałam się nerwowo po karku- dziękuje- uśmiechnęłam się
-Proszę bardzo, skarbie- powiedziała, kładąc mi delikatnie koronę na głowie
Odwróciłam się z powrotem w stronę balkonu, ale coś mnie zatrzymało. Przypomniałam sobie słowa Marca, sprzed kilku lat - nigdy nie rób czegoś czego nie jesteś pewna.
Stałam chwile jak skamieniała, ale w końcu się ocknęłam. Nie zatrzymasz mnie więcej, Marco...nigdy więcej.
Zacisnęłam powieki powstrzymując łzy, po czym głośno westchnęłam i pewnym krokiem ruszyłam w stronę balustrady, aby się o nią oprzeć.
-Drodzy poddani!- krzyknęłam
Wszyscy, którzy znajdowali się w wiosce, ustawili się na głównej drodze.
-Chciałabym was przeprosić...-zawahałam się-...przeprosić za to, jak okrutnie porzuciłam królestwo...! I zapewnić was, że nie zrobiłam tego celowo! Byłam ciężko ranna, a moi rodzice- wskazałam na nich, gdy stanęli w progu- lepiej znają się na takich rzeczach! Bo ja jestem tylko...tylko zwykłą nieudacznicą, która nie umie nawet...nawet wesprzeć swojego królestwa!- łzy zaczęły napływać mi do oczu
Nagle poczułam coś lepkiego na ramieniu.
Po chwili wbiłam wzrok w rozwalonego na nim pomidora. Usłyszałam buczenie i zdenerwowane krzyki moich - chyba moich - poddanych. Po chwili moja suknia i włosy były całe w pomidorach i innych rzeczach, którymi można było mnie obrzucić.
-Zasłużyłam...-wyjąkałam, biegnąc w stronę mojej komnaty
Cisnęłam koroną o ziemie. Klejnot, który znajdował się na jej czubku odpadł, turlając się w stronę schodów. Weszłam do Komnaty i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Osunęłam się o ścianę i, pomimo najróżniejszych starań, zaniosłam się głośnym szlochem.
-Miałeś racje, Marco...miałeś racje...!-wydarłam się, strącając szpilki ze stop i, ciskając nimi o ścianę- A ja głupia tam poszłam!- oparłam głowę o ścianę i mocno zacisnęłam powieki
Gdy już je otworzyłam, w oczy rzucił mi się błyszczący, srebrny przedmiot. Wymiarowe nożyce. Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do łóżka, aby je podnieść.
-Nie, nie mogę mu tego zrobić...- moje łzy opadły na odbijający światło księżyca przedmiot
-On ma teraz własne życie, na ziemi, beze mnie, nie potrzebuje mnie...- uśmiechnęłam się słabo
Ale dlaczego? Tego już nie wiem. Chyba po prostu wyobraziłam go sobie jako psychologa z żoną, która łudzącą przypomina ludzką Hekapoo, i gromadką słodkich, malutkich dzieci. A może dlatego, że to jego szczęście jest dla mnie najważniejsze?Skoro nie znasz odpowiedzi, to zdradzę ci sekret: Głupie pytania charakteryzują się tym, że odpowiedzi na nie są równie głupie.
______________________________
Ohāyo! 💕
Ogólnie to chciałbym wam powiedzieć jak bardzo książki Natashy Preston i Robyn Shneider zmieniły moje życie
❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️
Między innymi takimi tekstami:
Zdradzę ci sekret. Jest różnica pomiędzy umieraniem, a byciem martwym. Niektórzy umierają przez dziewięćdziesiąt lat, a niektórzy przez dziewiętnaście. Ale każdego ranka każdy człowiek na świecie jest jeden dzień bliżej śmierci. Każdy. Więc życie i umieranie to tak naprawę tylko dwa różne sposoby nazywania tego samego, jeśli się dobrze nad tym zastanowić~ z książki "Dzień ostatnich szans" Robyn Shneider
Naprawdę bardzo polecam przeczytanie:
"Dzień ostatnich szans"
"Początek wszystkiego"
Robyn Shneider.
"Uwięzione"
"Silence"
"Broken Silence"
Natashy Preston.
❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️🧡❤️
Wszystkie te książki nie kończą się dobrze, przez co uświadamiają nam jak bardzo chory jest świat, jak okropni mogą być ludzie i nieuleczalne choroby, chociaż one i tak nie koniecznie nas zabiją - lecz lek, który miał nas od nich uwolnić.
A tym czasem 😂:
Mam nadzieje, że rozdział się podobał. 😊 Tak, tak, wiem, że dawno nie było, przepraszam! Ale nie miałam weny 😕
Do następnego!~Merka🖤
CZYTASZ
Bez ciebie ~ svtfoe [ZAKOŃCZONE]
FanficNie jest to dobrze napisane opowiadanie, ale zostawiam je tu z sentymentu. ________________________________________ Życie Janny, Star, Toma, Marca, Jackie i Oscara wcale nie jest łatwe. Jest wręcz tragiczne. Star zostaje pierwszą królową Mewni bez...