Fale

299 16 7
                                    

Rozdział pomogła mi napisać Purple_Rosie ❤️.

~Jackie~
Dobrze, że z Janną wszystko w porządku. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym straciła ją na zawsze.
Dziewczyna dużo przeszła, wiem jak to jest, bo ze mną było tak samo. Pamiętam te wszystkie lata ukrywania się i strachu przed tym, co będzie później.
Niespodziewanie po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, w której zawarte zostały moje wszystkie emocje.
Już miałam zamiar ją wytrzeć, gdy wtem ktoś mnie uprzedził. Oscar...
- Hej, co się stało? - zapytał całując mnie w czoło.
- Oscar... - oddałam się w jego silne ramiona. Tym razem nie hamowałam uczuć. Łzy lały się z moich oczu strumieniami.
- Już lepiej? - zapytał po kilku minutach.
- Tak - westchnęłam i wytarłam policzki - Przepraszam za koszulkę - zaśmiałam się wskazując na mokre plamy na jego torsie.
- Nic się nie stało - zawturował mi - Taka ładna dziewczyna, nie powinna płakać.
- Mogę mieć do ciebie prośbę? - zawahałam się przez chwilę, ale kontynuowałam, gdy skinął głową - Pójdziesz ze mną do Artemis?
Artemis było magicznym wodnym wymiarem, z którego pochodziłam. Z pozoru bezpieczne, ale w głębi kryjące podstępne wiedźmy i klątwy.
- Artemis? TEGO Artemis? - nieco się przeraził, ale widząc moją zbolałą minę, powrócił do poprzedniego stanu - Po co chcesz tam iść? - zapytał ponownie mnie obejmując.
- Mam do załatwienie sprawę z ciotką... Później ci opowiem... Naprawdę ze mną pójdziesz?
- Jasne, na co czekamy? - pocałował mnie w czoło i czekał, aż otworzę portal.
Tak też zrobiłam. Równie szybko moje nogi zmieniły się w cudny ogon. Wodny wymiar był przepiękny. Wszędzie mieniły się koralowce i muszle. Nie licząc tysiąca uroczych stworzonek.
- Ja idę do ciotki, zaraz wrócę. Tylko pamiętaj, nikomu nie ufaj. To piękne miejsce, ale też bardzo niebezpieczne.
- Dobrze, wracaj szybko. Nie ruszę się z miejsca - zasalutował w celu zgody.
Trochę się obawiałam. Nieraz ktoś padał ofiarą podstępnych wiedźm chowających się za syrenią powłoką.
Oby tylko nic mu się nie stało...

~Oscar~
Nie wiem, dlaczego Jackie tak się martwi. Nic mi nie będzie. Umiem o siebie zadbać.
Powoli zaczęło mi się nudzić. Miało być 5 minut, a minęło już 20!
Wtem w moją stronę płynęła jakaś syrena. Nie tak piękna, jak białowłosa, ale nie była też brzydka.
- Wiataj, nigdy wcześniej Cię tu nie widziałam. - przyglądała mi się z każdej strony, co nie za bardzo mi się podobało - Jesteś tu nowy?
- Nie, pomagam koleż... Dziewczynie - mruknąłem - A teraz, jeśli pozwolisz, to sobie pójdę.
- Zaczekaj - podpłynęła ponownie. Jezu, jaka natrętna! - Nie zamierzasz zostać chwilę dłużej?
Syrena spojrzała mi w oczy, a ja w jej. Były takie piękne, turkusowe. Stop! Ty kochasz Jackie, ale... Te oczy są takie piękne...
- Nie wrócisz już z nią, słyszysz? - pokiwałem głowy. Jedna część mnie tego nie chciała, ale ta druga była silniejsza - Zapomnisz o dziewczynie z morskim pasemkiem - ponownie pokiwałem głową dalej wpatrując się w jej oczy.
Totalnie straciłem głowę i zapomniałem o... No właśnie, o czym? Nie ważne... To pewnie nic ważnego...

~Jackie~
Przez gadanie ciotki straciłam poczucie czasu. Gdy wreszcie wyszłam z jej mieszkania stwierdziłam, że chłopaka nie ma w umówionyn miejscu. Mam złe przeczucia...
Na myśl przychodziła mi tylko jedna osoba - Ana!
Najbardziej podstępna i zła wiedźma, kryjąca się za zasłoną słodkiej syrenki, w całym Artemis!
Migiem ruszyłam w stronę kryjówki wiedźmy. Jak się spodziewałam była tam, wraz z brunetem... Najgorsze jest to, że wyglądali jak para przyjaciół spotkanych po latach. Śmiali się i pili glonowaną wodę.
- Oscar? - nie kontrolowałam drżenia głosu.
- A ty to kto? - zaśmiał się.
- Nie pamiętasz mnie? Jackie, Twoja dziewczyna - wskazałam na siebie zakładając jedno z pasm włosów za ucho.
- Nie kojarzę Cię, możesz już iść, puki nadal mam cierpliwość - zbył mnie nawijając pasmo włosów Any na palec i całując ją w szyję.
- Ale... - nieświadomie zaczęłam płakać.
- Nie słyszałaś?! - wrzasnął w moją stronę - Spierdalaj! - następnie namiętnie pocałował niebieskowłosą.
Coś we mnie pękło. Nie chcę go znać. Żałuję, że mu zaufałam. Naiwna Jackie znowu dała się nabrać. Mam go dość. Niech sobie tu siedzi z Aną. Ja wracam do domu.
Czym prędzej otworzyłam portal na ziemię i biegiem ruszyłam w kierunku domu.
Nie obchodzi mnie, czy umrze z powodu braku tlenu czy nie. Teraz mnie to nie obchodzi.
Wbiegłam do domu zatrzaskując drzwi i powoli się o nie osuwając. W jednej chwili ujrzałam, że mój naszyjnik muszli pękł na pół, a to oznacza, że nie jestem już syreną. Tak się dzieje, kiedy syrena lub syren straci osobę, na której bardzo mu zależy. Mogę pożegnać się z dotychczasowym życiem. Juz nic nie będzie takie samo...

~Oscar~
Nagle poczułem ukłucie w sercu. Popatrzyłem na Anę z obrzydzeniem. Coraz trudnej było mi oddychać.
- Coś nie tak, skarbie? - zapytała piskliwym głosem.
Nie byłem w stanie odpowiedzieć. "Kim była ta dziewczyna?" "Dlaczego mówiła, że jest moją dziewczyną?", myśli nie dawały mi spokoju.
A poczucie winy za to, co do niej powiedziałem nie ustawało. Wyglądała bardzo znajomo. Nagle przed moimi oczami pojawiła się plaża. Księżyc odbijający się od tafli wody i Ona, dziewczyna z błękitnym pasemkiem we włosach. Siedziała na piasku wpatrując się w bezkres morza. Podchodziłem do niej powoli, a wspomnienie wydawało się zanikać.
Położyłem dłoń na jej ramieniu. "Jackie", usłyszałem, a po chwili wróciłem do rzeczywistości.
Spojrzałem na Anę. Znowu zacząłem tonąć w jej w turkusowych oczach. Zapomniałem o wszystkim, co przed chwilą zobaczyłem, poza jednym. Imieniem, które usłyszałem na końcu.
"Jackie".
"Dlaczego to imię brzmi tak znajomo?"
Spojrzałem w górę. Mogłoby się wydawać, że woda będzie coraz jaśniejsza, ale nie. Stąd nie dało się wypłynąć. To nie był zwykły ocean. Czułem się, jak w kosmosie. Bez początku i końca.
Zaczęło brakować mi tlenu.
Przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej, jakby to miało mi pomóc. Oparłem się o skałę, ignorując wołania Any.
Ciężkie powieki opadły, a ja powoli traciłem kontakt z rzeczywistością. Kilka chwil później nie było już nic. Tylko pustka.

~Jackie~
Usiadłam tuż przy brzegu i wpatrywałam się w spokojne fale. Ocean mnie wolał, ale ja nie mogłam wrócić.
Zalewałam się łzami.
- Przeprszam... - wyszeptałam wstając.
Weszłam głębiej, aby woda sięgała mi do kolan. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że znów jestem syreną. Znów jestem wolna.
Ale wcale nie byłam.
Słyszałam wołania oceanu. Chciał żebym wróciła. Chciał pomóc mi uciec.
Ale Oscarowi obiecałam ucieczkę. Oboje się tu męczyliśmy.
Nagle dotarło do mnie kim była Ana - wiedźmą.
Musiała go zaczarować. On nie robił tego z własnej woli. Nie zrobiłby mi tego. Nie był sobą.
Nerwowym ruchem wyciągnęłam nożyce z kieszeni, ale wtedy przypomniałam sobie, że to będzie misja samobójcza. Ja nie byłam już wolna. Straciłam go na zawsze.
Błagam w myślach, aby przypomniał sobie kim jest i nie pozwalał Anie się kontrolować.
Ale na to było już za późno...

______________________________
Ohāyo!
Dzięki ci Purple_Rosie 😂💝, bez ciebie tego rozdziału by nie było 😂👌🏻.
Trochę krótki, ale myśle, że całkiem niezły 😏💓.
W następnych rozdziałach trochę tego Osckie będzie 🤣✨.
(Ale nie wiem, czy zrobić dobre, czy złe zakończenie, jeszcze myśle, chyba trochę za bardzo żal mi Jackie 😂💙)
Ale taka poważniejsza drama to za jakiś rozdział, dwa się odwali 😂😏.
Mam nadzieje, że się podoba 🌙
Do następnego!

~Merka 🖤

Bez ciebie ~ svtfoe [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz