Decyzja

299 16 11
                                    

~Janna~
Piasek załamywał się pode mną za każdym razem, gdy stawiałam na nim kroki. Szłam wzdłuż plaży, znajdującej się za lasem w Mewni.
Odpoczywanie w tym miejscu pozwalało mi zapomnieć o problemach, w ostatnim czasie.
Oczywiście na tyle, na ile było to możliwe.
Wsłuchałam się w odgłos szeleszczących liści. Wiatr delikatnie rozwiewał kosmyki moich krótkich włosów, a światło jakie dawało zachodzące słońce odbijało się od tafli wody.
Z zewnątrz było spokojnie, ale w środku czułam się, jakby ktoś rozrywał mnie na strzępy.
W końcu przez - jak mi się wydawało - miłość mojego życia zostałam okrzyknięta brudną, puszczalską dziwką.
Czasami rzeczywiście zaczynałam się tak czuć i wierzyć, że to moja wina.
Wierzyłam, że mogłam coś jeszcze zrobić.
Byłam pewna, że zdradziłam Toma.
Może ten mężczyzna wcale by mnie nie zabił, skoro w końcu to ja zabiłam ich.
Może byli dla mnie za słabi, ale jeszcze o tym nie wiedziałam.
Może gdybym się skupiła to róże "pomogłyby" mi wcześniej, a to co miało się stać nawet by się nie zaczęło.
Nagle wspomnienia uderzyły we mnie, jak pocisk z pistoletu.
Znowu widziałam tych facetów. Znowu mieli noże w dłoniach, a mnie znowu ogarnęła furia i przerażenie. Myślałam wtedy tylko o tym cholernym demonie.
Róże na moim ciele zaczęły świecić, wystrzeliłam kolce w stronę mężczyzn.
Wszytko widziałam w zwolnionym tępie.
Kolce przybiły ich do ściany, dziurawiąc ich działa. Ale jeden z nich w ostatniej chwili rzucił nożem w moją stronę. Widziałam, jak moja krew rozbryzguje się na wszystkie strony i usłyszałam, jak nóż wbija się w ścianę za mną. Potem poczułam potworny ból i straciłam świadomość.
Bardzo długo zajęło mi odzyskanie wspomnień. W końcu zmartwychwstałam.
Miałam wrażenie, że nie jestem już sobą. Nie jestem już Janną Ordonią. Ona już umarła.
Janna nie miała białej skóry, rogów, fioletowych tęczówek i granatowych, z natury, włosów.
Chociaż mojej teorii zaprzeczał fakt, że serce miałyśmy to samo.
Star uświadamiała mnie, że się mylę, że nie było poprzedniej Janny, tylko ciągle jest jedna i ta sama. Mówiła: "Janna, głuptasie. Ja wiem, że rozmawiam z moją przyjaciółką, a wygląd nie ma z tym nic wspólnego.", po czym patrzyła na mnie, jak na idiotkę.
Osobiście nie zdziwiłabym się przechodząc obok własnego grobu. Czułam się, jak ci ludzie, co niby pamiętali swoje poprzednie życie.
Albo jakby to było życie po życiu.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Zamarłam w bezruchu. Po kilku sekundach udało mi się ruszyć. Obróciłam się na pięcie i myślałam, że zemdleje. Tom.
Ale wyglądał inaczej, był taki...wycieńczony i jakby...bez życia.
Zjechał dłonią po mojej ręce i uścisnął mój nadgarstek. Próbowałam się wyrwać - w mojej głowie, bo tak naprawdę to nie byłam w stanie się ruszyć.
- Wysłuchaj mnie, błagam. - popatrzył na mnie smutno.
Tymi słowami wywołał u mnie wściekłość. Tak wielką, że poczułam, jak czerwienie się na twarzy.
- OH! Panu NAZWĘ-MOJĄ-DZIEWCZYNĘ-DZIWKĄ zachciało się rozmawiać! Niesamowite! - zaczęłam się wyrywać, ale jego uścisk na moim nadgarstku stawał się coraz mocniejszy. - Nie dotykaj mnie! Puszczaj!
- Dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać?! - wykrzyczał, a ja wybuchłam głośnym śmiechem.
- Żartujesz sobie ze mnie? - spytałam, patrząc na niego, jak na idiotę. - Tom! Halo? Ogarnij się trochę! Może byś poświęcił CHOCIAŻ CHWILĘ ŻEBY ZROZUMIEĆ W JAKIEJ SYTUACJI SIĘ ZNAJDUJEMY?!
Uniosłam wzrok ku niebu, aby powstrzymać łzy.
- Wiem...ja zachowałem się jak t o t a l n y dupek! Wiem, że my...patrzymy na tę sytuacje inaczej... - jego głos z sekundy, na sekundę denerwował mnie coraz bardziej.
- Tak, Tom. Zachowałeś się jak totalny DUPEK. D-dlaczego t-ty myślisz, że j-ja cię zdradziłam? - głos mi się załamał. - Dla-dlaczego u-u-uważasz, ż-że ch-chciałam to zrobić? - łzy lały się z moich oczu strumieniami.
- Ja... - westchnął.
- Ty. - rzuciłam ostro, wycierając rękawem łzy z twarzy.
- "Przeprszam" to za mało...dobrze o tym wiem... - zbliżył się do mnie. - Wtedy mnie poniosło. Byłem wściekły na Niego, nie na ciebie! Ale wyładowałem złość na tobie... - widziałam po grymasie na jego twarzy, jak trudno było mu dobrać słowa.
"Nie kłam".
- Ty nic nie rozumiesz... - nie wiedziałam, gdzie mam spojrzeć, aby uniknąć jego twarzy. - Zdajesz sobie sprawę z tego, o co mnie wtedy oskarżyłeś?
- Uwierz mi, że tak! - złożył ręce, jak do modlitwy i zmrużył oczy. - Wybacz mi...proszę.
- Tom...to już nie jest to samo. Oddałam ci moje zranione serce, abyś je uleczył, ale ty oddałeś mi je w jeszcze gorszym stanie... - łza spłynęła po moim policzku, ale nie miałam siły jej wytrzeć.
- Daj mi to naprawić...kocham cię... - pogładził mnie po policzku.
- Nie, Tom. Kochałeś Jannę. Ale ona umarła. Rozumiesz? Umarła. - od wypowiedzenia tych słów zapiekło mnie w gardle.
- Nie. To ty jesteś Janną. Zrozum to. Ja wiem, co teraz czujesz. Myślisz, że przez wygląd i to, że przeżyłaś śmierć kliniczną jesteś zupełnie inną osobą, ale nie. To nadal jesteś ty. Nadal jesteś dziewczyną, za którą oddałbym życie. Nadal jesteś dziewczyną, którą kocham nade wszystko. Za każdym razem kiedy cię ranię czuję się potwornie. Nadal jesteś Janną Ordonią. Żyjesz dlatego, że los postanowił TOBIE dać szansę. Wybacz mi, błagam... - popatrzył na mnie ze łzami w oczach.
- Tom, ja...
- Nie. - przerwał mi. - Dobrze wiem, co chcesz powiedzieć i m a s z r a c j ę. Daj mi szansę. Nie spieprzę tego, obiecuję. - złapał i ścisnął moją dłoń.
- Postaw się na moim miejscu. Porwano mnie i oskarżano o zabieranie innym egzystencji. Prawie zostałam zgwałcona. Kiedy się opierałam grozili mi śmiercią, więc nie robiłam tego, aby żyć, ale nie dla siebie tylko dla miłości mojego życia. Myślę, że gdybym zaczęła się jednak opierać to nie czułabym się, jak dziwka. Zabiłam moich porywaczy. Umarłam i zmartwychwstałam jako niewiadomo, jakie dziwadło. A do tego ta cała miłość mojego życia oskarża mnie o zdradę. - powiedziałam zalewając się łzami.
Nie miałam siły by wymienić resztę.
- Przepraszam, tak strasznie cię przeprszam...! - krzyknął głucho, po czym mocno mnie uściskał.
Ciężar jego ciała przewrócił mnie na kolana. Wyglądaliśmy, jak dwa ledwo żywe, ryczące jak dzieci, ciała. Bałam się tej decyzji, ale nie byłam wstanie się sprzeciwiać. On żałował. Widziałam to w jego oczach i wyczuwałam w jego głosie. Denerwował się. Musiałam coś dla niego znaczyć. Przynajmniej miałam taką nadzieje.
Oderwaliśmy się od siebie, a ja wciąż starałam się unikać jego wzroku.
Ale złapał mnie za podbródek i zmusił do tego.
Rozchyliłam wargi, aby coś powiedzieć, ale demon złączył nasze usta w czułym pocałunku.
To nie był zwykły pocałunek.
Wyrażał wszystkie nasze emocje.
Po części karciłam się za to, że mu wybaczyłam. Bo nie powinnam tego robić, ale obiecał, że mnie nie zrani, a ja mu ufałam.


_____________________________
Ohāyo!
Notka długa nie będzie.
Znowu rzygam rozdziałem.
Mam mało czasu.
Do następnego!

~Merka 🖤

Bez ciebie ~ svtfoe [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz