Postarałam się i udało się już dzisiaj skończyć ten rozdział. Podejrzewam, że wszyscy czekają na wielką katastrofę z Saską w roli głównej, co? Ale czy ja miałabym serce zrobić z Itachiego takiego złego brata żeby od razu wydał Sasu Orochimaru? Haha Miałabym, oj miałabym :P
Ach, takie spotkanie braci po latach. Prawie jak ,,Zerwane więzi" :P
Dziękuję przy okazji za wszystkie gwiazdki i komentarze :)
*********************************************
Itachi z zaciekawieniem rozglądał się po dziedzińcu zamku będącego siedzibą króla Minato, który tak bardzo różnił się od tego, w którym sam rezydował. Cieńsze mury, większe okna i wszędzie dało się słyszeć wesoły śmiech dzieci. To miejsce, bardziej przypominało zwykły dom niż zamek. Było po prostu ciepłe. A jego mieszkańcy życzliwi i otwarci. Aż chciało się tutaj przebywać, nie tak jak w fortecy, którą zwykł nazywać domem.
W każdym razie Itachi przybył tutaj z bardzo ważnymi dokumentami, mającymi stać się podstawą traktatu pokojowego między Konohą, a Sharingan. Liczył na to, iż po trzech latach urabiania stukniętej matki oraz negocjacji z najbardziej nierozgarniętym władcą wszech czasów, będącym jednocześnie siedzącym pod pantoflem demonicznej żony mężem, uda mu się dopiąć swego i wreszcie podpisać, ten cholerny traktat. Nie to, żeby Sharingan nie potrafiło sobie poradzić bez niego, ale dzięki tej umowie oba państwa uzyskiwały łatwiejszy wstęp na swoje terytoria. Można powiedzieć, że zawarcie jej sprawi, iż granice między państwami będą istniały już tylko formalnie. Tak, Itachi doskonale wiedział, że kiedyś to zobowiązanie może się obrócić przeciwko niemu, jednak w tej chwili o to nie dbał. Jedyne na czym mu zależało to dostęp do ziemi Konohy i możliwość swobodnego poszukania tam swojego młodszego braciszka. Chociaż Sasuke miał teraz już prawie dwadzieścia lat, więc znając go pewnie byłby oburzony za takie określenie. Uchiha uśmiechnął się wspominając chłopca, który miał w zwyczaju zabawnie nadymać policzki kiedy był zły i przestawać się odzywać twierdząc, że ktoś uraził jego dumę. Doskonale pamiętał jak matka po raz pierwszy kazała, kilkuletniego Sasuke, ubrać w sukienkę. Chłopak wyglądał przekomicznie z uroczo napompowanymi, zaczerwienionymi policzkami, rękami skrzyżowanymi na piersi i oczami wyrażającymi chęć zemsty na różowym ciuszku. Swoją drogą, owa zemsta rzeczywiście się dokonała, bo sukienka skończyła jako prześcieradło na posłaniu dla psa ich służącego.
- Czyżby coś się stało, że pofatygowałeś się do nas osobiście, książę Itachi? – wyrwało go z zamyślania pytanie witającego go w wejściu mężczyzny, którego nigdy wcześniej tutaj nie spotkał.
- To Kakashi. Łowca i jeden z doradców króla – wyjaśnił mu Kisame będący dowódcą jego osobistej straży.
Spośród całego oddziału armii tylko jemu w pełni ufał Uchiha i dlatego w podróży to właśnie on mu towarzyszył. Nie wynikało to z jakiś szczególnych zasług rycerza, raczej z faktu, że Kisame był jego przyjacielem z dzieciństwa i znał go dużo lepiej niż jakiegokolwiek innego członka straży. Itachi wychodził z założenia, że ufać można tylko komuś, o kim wie się wszystko, a za kogoś takiego właśnie uważał Hoshigakiego.
- Nie chciałbym wchodzić w szczegóły na środku dziedzińca, bo to sprawa państwowa. Byłbym wdzięczny za możliwość bezpośredniej rozmowy z Minato – wyjaśnił przyszły władca Sharingan.
- Oczywiście – usłyszał w odpowiedzi i został wręcz ponaglony ruchem ręki aby wejść do pałacu.
W czasie kiedy książę Itachi odbywał swoją, jakże miłą pogawędkę z Łowcą Sasuke po raz kolejny wyklinał swój los. Czy był w tej galaktyce ktoś mający większego pecha od niego? W tej chwili Uchiha bez wahania powiedziałby, że nie. Jego nieszczęść spokojnie wystarczyłoby jeszcze na kilka kolejnych wcieleń. Bo czy nie mógł wrócić kilkanaście minut później, kiedy Itachi byłby w trakcie spotkania z królem? Albo czy nie mogli odprowadzić Konohamaru do domu? Tam pewnie, w podzięce za sprowadzenie go do domu, by ich ugoszczono i teraz, zamiast zastanawiać się pod jaki kamień wpełznąć żeby brat go nie zobaczył, zajadałby się jakimiś smakołykami... Albo czy nie mogli zatrzymać się jeszcze w jakiejś gospodzie i najlepiej upić do nieprzytomności wracając dopiero jutro? Czy wreszcie nie mógł go po drodze zwyczajnie trafić szlag żeby nie musiał być w tej absurdalnej sytuacji? Już widział jak Itachi na jego widok drze się wniebogłosy: ,,Znalazłem Śnieżkę", alarmując tym wszystkie gady w odległości kilkunastu kilometrów...
CZYTASZ
,,Królewna" Saska
FanfictionTaka mała wariacja z wykorzystaniem motywów z klasycznych baśni. Z założenia ma być lekkie i czasami zabawne, ale czy wyszło... (Fragment: - ,,Cera biała jak śnieg, usta czerwone niczym krew i włosy czarne jak heban..." Jasne, kurwa! - warknął chłop...