Napisałam ten rozdział już kilka dni temu i za każdym razem jak go czytałam chcąc poprawić miałam wrażenie, że wychodzi coraz gorszy... Właśnie dlatego dzisiaj postanowiłam go ostatecznie wstawić w takiej formie i poczekam na wasze opinie. Także tego, jeśli uważacie, że jest naprawdę fatalny, to mówcie śmiało, napiszę go od początku albo poprawię ;)
*************************
Shikamaru od zawsze uchodził za inteligentnego oraz spostrzegawczego człowieka i prawdopodobnie gdyby nie jego lenistwo już dawno zasiadałby w radzie królewskiej, a przy dobrych wiatrach może i miałby już za sobą awans na doradcę głowy państwa. Niestety, jedyny syn rodziny Nara należał do osób lubiących oszczędzać energię na wszelkie możliwe sposoby i nie planował z tym walczyć, nawet w imię podwyżki. Nie zmienia to jednak faktu, iż czasami... cóż, wolałby być głupszy... Jakkolwiek by to nie brzmiało, niekiedy naprawdę pragnąłby wyłączyć myślenie i udawać, że nic do niego nie dociera. Tak jak teraz... Niemalże od samego wyjazdu z Konohy Naruto bawił się z nim w ,,podchody". Już chyba z tuzin razy zaczynał o coś pytać tylko po to żeby później się speszyć, zarumienić i odjechać twierdząc, że jednak nic nie chciał. Shikamaru sam z siebie nie należał do osób wścibskich, ale... No po prostu nie lubił kiedy nie rozumiał co się dzieje z jego przyjaciółmi, a w tej chwili za nic nie był w stanie pojąć o co chodzi księciu. Nie to żeby się nie domyślał, że ma to jakiś związek z Sasuke, bo dziwne zachowania dziedzica Konohy zaczęły się razem z jego odejściem z zamku, ale o co dokładnie chodziło, nie miał pojęcia. Właśnie dlatego obiecał sobie, że w najbliższym czasie dorwie Uzumakiego i wypyta tak, że ten będzie śpiewał jak na spowiedzi, co mu leży na sercu.
Okazja do zrealizowania jego planów nadarzyła się szybciej niż się spodziewał, bo jeszcze przed dotarciem do Yugakure. Kakashi zgodnie z Jiraiyą stwierdzili, że nie będą marnować czasu na dotarcie do wioski i szukanie gospody. Wobec tego zmuszeni byli do zorganizowania sobie prowizorycznego obozowiska nad brzegiem rzeki niedaleko wjazdu do Yugakure. Dwójka starszych rycerzy rozdzieliła obowiązki w taki sposób, iż to właśnie na Shikamaru i Naruto spoczywało przygotowanie ogniska, podczas gdy oni mieli postarać się o upolowanie czegoś na kolację.
- Ej Shikamaru... - usłyszał niepewny głos dziedzica Konohy gdzieś w trakcie układania stosu drewna – Bo ty jesteś mądry...
- Jestem – potwierdził kiedy nie mógł doczekać się dalszej części wypowiedzi księcia.
- I skromny – dodał z sarkazmem Naruto, a Shikamaru zauważył, że jego ton był już ciut pewniejszy niż na początku co uznał za dobry znak.
- Jak się pomylę, to mi się zdarza – zaśmiał się podchodząc do księcia siedzącego już przy wolno rozpalającym się ognisku i zajmując miejsce obok niego – Powiesz mi wreszcie co cię tak męczy?
- No bo...
- Na co ci tylu nauczycieli jak nadal zaczynasz zdanie od ,,no bo"? – nie mógł się powstrzymać od żartu przypominając sobie, że kiedy był młodszy wielokrotnie pomagał Naruto w pisaniu przemówień jakie miał przygotowywać na lekcje dyplomacji.
Uśmiechnął się sam do siebie na to wspomnienie. Faktycznie, przez Naruto w przeszłości wielokrotnie przyszło mu wykonywać obowiązki przekraczające jego kompetencje. Dziś jednak był za to wdzięczny, dzięki temu zdobył doświadczenie, które miał nadzieję wykorzystać dla dobra Konohy. Co więcej w ten sposób dane było mu poznać księcia lepiej niż większości jego strażników. Przez to teraz ośmielał się nazywać go przyjacielem ignorując różnice w ich pochodzeniu i tylko ze względu na tą przyjaźń nie mógł patrzeć jak Uzumaki sam się z czymś męczy.
- Eh... Naruto – zaczął ponownie widząc, że mimo lekkiego rozluźnienia ciągle obawia się wyznać mu co go trapi – Znamy się całe życie, więc wiedz, że co by się nie działo możesz na mnie liczyć...
![](https://img.wattpad.com/cover/137711500-288-k974185.jpg)
CZYTASZ
,,Królewna" Saska
FanfictionTaka mała wariacja z wykorzystaniem motywów z klasycznych baśni. Z założenia ma być lekkie i czasami zabawne, ale czy wyszło... (Fragment: - ,,Cera biała jak śnieg, usta czerwone niczym krew i włosy czarne jak heban..." Jasne, kurwa! - warknął chłop...