Rozdział 5

1.2K 150 97
                                    


Ehh... planowałam się wyrobić żeby wstawić rozdział jeszcze w walentynki, ale jak zwykle nie wyszło :P W sumie i tak nie jest jakiś romantyczny, więc to raczej bez różnicy hehe

*******************************

Sasuke przemierzał szybko korytarze starając się znaleźć dziedzica Konohy. Miał wrażenie, że ten zamek to jakiś dom wariatów. Chwilę temu poznał swoich podwładnych, którzy mieli wesprzeć go w ochranianiu blondwłosego księcia. Niestety, po pierwszym wrażeniu jakie na nim wywarli uznał, że ta rozwrzeszczana hałastra prędzej pasowałaby do cyrku, niż osobistej ochrony kogokolwiek. Niewiele później został zaczepiony przez kucharza, który lamentował, że książę znowu zjadł na śniadanie cały zapas ramenu przeznaczony dla królewskiej straży, a teraz... Cóż, w tej chwili przysłuchiwał się rozmowie dwójki strażników wspominających jak to, jakiś czas temu książę Naruto pozabierał wszystkim zbrojnym miecze twierdząc, że tylko nimi straszą mieszkające w zamku dzieci. Uchiha sam nie wiedział czy uznać takie zachowanie za przejaw troski o te dzieciaki, czy może jednak głupoty dziedzica Konohy. Postanowił, mimo wszystko, nie wyciągać pochopnych wniosków i spróbować jeszcze raz porozmawiać z blondynem. Liczył na nawiązanie chociażby minimalnej nici porozumienia z Naruto, bo to bardzo ułatwiłoby mu ochronę księcia.

Idąc dalej powtarzał jeszcze raz w myślach imiona poznanych dzisiaj osób. Dziwak w zielonym stroju, którego początkowo uznał za błazna nazywał się Lee. Blady, czarnowłosy chłopak uważający się za artystę i prawdopodobnie mający szczękościsk to Sai. Tak, to na pewno była wada zgryzu. Nikt nie może się tak nienaturalnie uśmiechać z własnej woli - pomyślał i pokiwał głową zrezygnowany. Dalej był ten koleś, który bawił się z psem i cały czas gadał, że zostanie doradcą króla, jak już Naruto zasiądzie na tronie - Kiba. Tak, we dwójkę zawsze raźniej rozwalać królestwo - podsumował w myślach. Siedziała tam też dziewczyna, która przez cały czas rzucała nożami do zawieszonego na ścianie portretu jakiegoś długowłosego bruneta - Tenten. Był też zajadający się stekiem chłopak, wyglądający bardziej na kucharza niż wojownika - Choji i jego wkurzająca, różowa koleżanka Sakura. Na końcu siedział znudzony, były dowódca tej pokręconej ekipy Shikamaru, zdaniem Sasuke, jedyny który mógłby faktycznie się do czegoś przydać. Czarnowłosy westchnął ciężko zdając sobie sprawę, że chcąc nie chcąc będzie od dziś skazany na współpracę z tymi ludźmi. I nie tylko to, był jeszcze większy problem... Bardzo nieprzewidywalny problem, mający nawet imię...

- Nie wierzę... - jęknął kiedy wyszedł na dziedziniec i zobaczył księcia siodłającego konia. Przy chłopaku stała, może pięcioletnia, zapłakana dziewczynka i trzymała go kurczowo za spodnie - Niby dokąd ty się wybierasz?! - warknął Sasuke łapiąc gwałtownie blondyna za ramię i odwracając w swoją stronę.

- Nie drzyj się, bo ją straszysz... - odparł mu spokojnie książę, jednak w jego oczach można było dostrzec groźbę. Teraz już nie wyglądał jak rozwrzeszczany chłopak, który uciekał przed swoim nauczycielem, ale jak prawdziwy wojownik. Po chwili blondyn przychylił się do dziewczynki i z delikatnym uśmiechem pogłaskał ją po główce szepcząc - Sprowadzę Konohamaru, nie martw się. A teraz, uciekaj do mamy żeby się nie martwiła, dobrze?

Dziewczynka pokiwała głową i pocałowała księcia w policzek po czym uciekła. Naruto spoglądał smutno na oddalającą się małą jednocześnie zdając sobie sprawę, że stojący za nim czarnowłosy chłopak oczekuje wyjaśnień. Ciągle miał mu za złe jak się zachowywał względem niego jeszcze kilka godzin temu. Jednak po rozmowie z Iruką zrozumiał, że jego życie jest zagrożone i zdecydował, iż byłby w stanie nawet przeżyć go jako jednego ze swoich strażników. Przecież nie musiał by z nim nawet rozmawiać. Ale teraz okoliczności się zmieniły i musiał działać. Odwrócił się i spojrzał zdecydowany w czarne jak węgiel oczy.

,,Królewna" SaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz