Rozdział 29

931 99 218
                                    

Sasuke raz po raz wracał do chwili kiedy usłyszał żądania tego... tego... Do głowy przychodziło mu mnóstwo mniej lub bardziej wyszukanych epitetów, ale jakoś żaden nie był w stanie w pełni oddać tego jakie emocje budziła w nim ta osoba. A była ich cała gama. I to wyłącznie tych złych...

,,Przysługa".

Prychnął na samą myśl o niej zakładając ręce na piersi i wbijając morderczy wzrok w podłogę zupełnie jakby to ona próbowała go szantażować te kilka dni wcześniej. Ostatnim słowem jakie by mu przyszło do głowy na określenie tego wszystkiego byłoby właśnie ,,przysługa". To był szantaż. Najbardziej perfidny i paskudny jaki tylko potrafił sobie wyobrazić...

,,Robię to tylko dla osoby na której mi zależy. Powinniście zrozumieć"

Jasne. Może jeszcze powinni mu za to jakiś order dać?! Już to widział: Srebrny Cep za szczególne zasługi w obronie tego na którym mi zależy! Sasuke aż usłyszał jak zazgrzytały jego zęby tak mocno zacisnął szczękę starając się powstrzymać wyrywające mu się z ust przekleństwa. Jak on w ogóle można pomyśleć o tym żeby kogoś szantażować usprawiedliwiając się czymś takim! No może i Sasuke mógł zrozumieć, że ludzie zdesperowani są w stanie dopuścić się różnych, niekiedy nawet bardzo irracjonalnych czynów, ale dlaczego akurat tym razem musiał wybierać między spokojem Naruto a uwolnieniem przestępcy...

- Sasuke... - cichy głos, w którym można było wyczuć niepewność i zmartwienie przedzierał się do jego świadomości przerywając mu rozmyślania. Albo raczej kolejne złorzeczenia... Zwał jak zwał. – Sasuke... Coś się...

Delikatny dotyk na jego ramieniu sprawił, że ciało zareagowało instynktownie. Nie wiedział kto go zaczepił, ale jego nerwy były tak rozstrojone ostatnimi wydarzeniami, że był gotów rzucić się na każdego, kto by do niego nie podszedł. Unikanie Naruto tak żeby broń Boże nikt nie domyślił się, że chłopak niekoniecznie traktuje go jak zwykłego żołnierza. Niechęć do kolejnych rozmów z Jiraiyią. Walka z własnymi coraz bardziej niepokojącymi myślami i uczuciami. Spotkanie z Minato. Ciągłe próby wyjaśnienia sprawy z Suną i tym nieszczęsnym ślubem, a co za tym szło otwarta wojna z Temari. Wreszcie ten cały szantaż... To wszystko zaczynało go z wolna przerastać.

W jednej chwili wszystkie mięśnie Sasuke napięły się, a on był zupełnie przytomny i gotowy zarówno do obrony jak i do ataku. Prawa ręka samoistnie powędrowała do miecza i zacisnęła się na rękojeści, podczas gdy lewa złapała dłoń osoby, która go dotknęła i zacisnęła się na niej mocno. Rozejrzał się dookoła, a jego wzrok od razu napotkał zmartwioną twarz dziedzica Konohy. Opuścił ręce i odsunął się o krok od księcia jednocześnie zaciskając mocno szczękę aby z jego ust nie wymknęło się żadne przekleństwo.

- Co się z tobą dzieje? – zaniepokojenie w głosie Naruto ani trochę go nie uspokoiło. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie słysząc je spiął się jeszcze bardziej obawiając się, iż nie tylko on mógł je usłyszeć.

- Nic – mruknął Sasuke, a jego głos nawet jemu samemu wydał się zbyt ostry. – Lepiej wracaj do lekcji. Ten twój walc, to nadal nawet do walca podobny nie jest – rzucił starając się przywołać na twarzy coś na kształt uśmiechu, aby zatrzeć wcześniejszy niezbyt przyjemny ton jego wypowiedzi. Niestety, jako że jego humor był daleki od chociażby przeciętnego wyglądało to bardziej jak grymas, którym mógłby straszyć dzieci niż uśmiech...

- To akurat najmniejszy problem – oznajmił z przekonaniem Naruto i zanim Sasuke zdążył mu odpowiedzieć mówił już dalej. - Od tygodnia jesteś nie do życia. Wyglądasz jakbyś w ogóle nie spał. Wory pod oczami to masz prawie na pół twarzy, nie mówiąc już o tym, że bladością spokojnie możesz konkurować z Drakulą. Poza tym na wszystkich patrzysz wilkiem, odzywasz się jeszcze mniej niż zazwyczaj, a jak już się odezwiesz to tak, że człowiek się zastanawia czy ci w twarz nie przyłożyć w odpowiedzi – wyliczał Naruto patrząc mu prosto w oczy przez co miał ochotę jeszcze bardziej się odsunąć. Wiedział jednak, iż jeśli to zrobi jego zachowanie wyda się Naruto tym bardziej podejrzane. A on po prostu miał coraz większy mętlik w głowie i sam nie był pewny tego co może w danym momencie zrobić. – Nie mówiąc już o tym, że czasami wyglądasz jakbyś się czegoś bał...

,,Królewna" SaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz