Rozdział 26

1K 126 205
                                    

Wybaczcie, że trzeba było tyle czekać na ten rozdział, ale napisałam go jak do tej pory trzy razy i to z zupełnie różnymi wersjami przebiegu dalszej fabuły... Zupełnie nie mogłam się zdecydować, który byłby najlepszy, ale ostatecznie stanęło na tym i mam nadzieję, że jednak nie uznacie, że jest jakoś szczególnie zły :P

Miłej lektury:

**********************

Sasuke od zawsze sądził... A nie, w zasadzie to on był pewny, że ma pecha. Co więcej, to jego nieszczęście ciągnęło się za nim już ponad dwadzieścia lat. Albo może tylko od czasu kiedy Mikoto odbiło... Znaczy, od kiedy zaczęły się u niej zaburzenia psychiczne... Sam czasami nie był już pewny, jednak w tej chwili to nie miało najmniejszego znaczenia. Aktualnie istotne było tylko to, że najwidoczniej ten pech zaczął być zaraźliwy... I tym razem zamierzał namieszać w życiu księcia Konohy. Do takich przynajmniej wniosków dochodził kiedy patrzył w zagubione niebieskie oczy Naruto, który usilnie starał się przyswoić zasłyszaną od księżniczki Temari nowinę... Choć lepiej chyba byłoby powiedzieć... Propozycję? Ultimatum? Oświadczyny? Nie wiedział jak właściwie powinien nazwać to czego był świadkiem...

Ale najsensowniej będzie zacząć od początku.

Sasuke bowiem od samego przekroczenia progu królewskiego gabinetu miał jakieś niejasne, ale za to wybitnie niepokojące przeczucie, że ten dzień zakończy się źle. Nie do końca jednak wiedział czego ma się po tym ,,źle" spodziewać...

W każdym razie pierwsze zdarzenie, które przemawiało za tym, iż ten dzień nie będzie należał do udanych miało miejsce zaraz po przekroczeniu przez nich progu królewskiego gabinetu. Wiązało się ono przede wszystkim z tym co udało mu się wyłapać z rozmowy, którą przerwało ich przybycie. Było to zaledwie wyrwane z kontekstu słowo, ale wystarczyło aby obudzić u niego pewien niepokój. ,,Ślub". Jedna sylaba, cztery litery i co do zasady same pozytywne skojarzenia. Ale nie w jego przypadku. Może i był pod tym względem lekko skrzywiony, ale dla niego właśnie ten jeden wyraz był nacechowany równie negatywnie co określenie stypa, ewentualnie konsolacja, jeśli chciało się nazwać to ładniej. A wszystko przez to, że z miejsca przypominało mu o jego własnym zamążpójściu. Niezależnie jednak od osobistych przekonań podejrzany wydawał mu się głównie fakt, że królowa wręcz promieniała samozadowoleniem przyglądając się młodej księżniczce, z którą o owym ślubie rozmawiała. I mimo że Sasuke nie powinien dostrzegać w tym żadnych złowróżbnych symboli, to spokoju nie dawała mu myśl, że jedyną osobą, której ożenek mógł wprawiać królową w tak dobry humor był Naruto...

Zanim w jego głowie zdążyła chociażby zapalić się czerwona lampka dobitnie ostrzegająca o tym, że zaraz wydarzy się coś złego, owo ,,złe" już nastąpiło. O dziwo, tym razem nie z jego winy, a nawet bez jego udziału.

Katastrofa zaczęła się bowiem od tego, że Shikamaru podszedł do księżniczki i jak gdyby nigdy nic ją pocałował zapewniając przy tym, iż tęsknił i cieszy się z jej wizyty. Niby nic, a doprowadziło do wybuchu królowej. O tym, że kobieta jest porywcza przekonał się już przy ich pierwszym spotkaniu kiedy to wygrażała mu pięścią za to, że ,,wywiózł gdzieś jej synka", ale to co zobaczył w tamtej chwili to były dla niego rzeczy niepojęte. Głównie dlatego, że królowa zupełnie nie zważając na swoją pozycję złapała rycerza za poły ubrania i zaczęła nim szarpać tak mocno, iż biednym Shikamaru miotało na wszystkie strony. Przeklinała przy tym jak szewc. Wspominała też coś o szacunku dla przyszłej królowej, czego na tamtą chwilę jeszcze nie rozumiał, a później znowu krzyczała i groziła odebraniem posady w straży królewskiej, a nawet tytułu szlacheckiego. Uchiha przyglądał się temu i z chwili na chwilę był w coraz większym szoku starając się sobie cokolwiek ułożyć w głowie. Nie wiedział dlaczego królowa w ogóle nie zainteresowała się tym, że wrócił do Konohy mimo iż zapowiadał, że już go w niej nie zobaczą. Nie miał też pojęcia jak to się stało, iż zajął miejsce za jej fotelem zaraz obok Shikamaru, bo był zbyt zajęty próbami wyjaśnienia zdarzeń, których był świadkiem.

,,Królewna" SaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz