Rozdział 22

909 112 100
                                    

- Mniej więcej w tym miejscu powinno być drugie wejście – mówił Shikamaru wskazując na mapę okolic świątyni, którą narysował w oparciu o wytyczne Kyuubiego - Przez nie razem z Naruto i Jiraiyą wejdziemy do środka i postaramy się zająć strażnikami w lochach. W tym czasie ty – wskazał na Kuramę, który dopiero po szturchnięciu przez Łowcę oderwał wzrok od Biblii z obrazkami, którą namiętnie przeglądał - musisz przy pomocy Kakashiego odwrócić uwagę Hidana, a jeśli się uda, to Jiraiya wyprowadzi osoby, które udało im się uwięzić. Wtedy my do ciebie dołączymy. Będzie trzeba się bardzo spieszyć. Zapewne zaraz po naszym wejściu podniosą alarm i zrobi się niebezpiecznie. Gdyby coś poszło nie tak, my z Jiraiyą – tym razem wskazał na siebie i Naruto – będziemy musieli wyprowadzić i eskortować zakładników do oddziału stacjonującego przy granicy, wasza dwójka wykończy tylu strażników ilu zdoła, a później ulotni się na północ. Wtedy spotkamy się przy samej granicy z Konohą. Wszystko jasne? – zapytał Shikamaru po tym jak po raz kolejny powtórzył swój plan. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i naprawdę puszczą mu nerwy, a wtedy zostawi ich samych sobie i niech nawet atakują od frontu bez żadnego planu. Powtarzał całość strategii już chyba z dziesięć razy, a i tak miał wrażenie, że nie dotarła do nikogo poza Uzumakim. Przecież to nie było aż tak skomplikowane!

Chyba pierwszy raz od początku kariery Shikamaru w królewskiej straży to nie roztargnienie Naruto było powodem jego rozdrażnienia, a trójka pozostałych rycerzy. Nara miał wrażenie, że od wczorajszego dnia wszystko stanęło na głowie. Po tym jak Naruto już się uspokoił i przestał planować zemstę na Jiraiyi, Kakashim i Kuramie zaczął zachowywać się... dziwnie. Choć może to było złe słowo. Shikamaru zdarzało się widywać już u Uzumakiego takie postępowanie. Pojawiało się zazwyczaj wtedy, gdy coś złego działo się w królestwie i Naruto próbował interweniować. Uzumaki zmieniał się wtedy nie do poznania. Stawał się rozważny, stanowczy i zdeterminowany aby osiągnąć swój cel. Teraz, kiedy chodziło o Sasuke, wszystko jeszcze bardziej przybrało na sile. Naruto nawet pomógł ułożyć mu plan dostania się do świątyni, a to mówiło samo za siebie. I biorąc pod uwagę, że najbardziej roztrzepana osoba wśród nich była w pełni skupiona, to wszystko powinno pójść perfekcyjnie. Ale przecież tak być nie mogło, bo wtedy to byłoby za mało kłopotliwe jak na standardy problemów w jakie zawsze pakował go książę Konohy. Dlatego właśnie teraz musiał jakoś dotrzeć do pozostałej trójki...

Najlepiej całą sytuację znosił Kurama, bo on chociaż się do Uzumakiego odzywał. Może i do ich normalnych rozmów było w tym daleko, ale starał się jak mógł. Fakt, prawił głównie o jakimś nowym, irracjonalnym sposobie przeciągania ludzi na wiarę w Jahwe i ku przerażeniu samego Shikamaru chciał nawracać również Sasuke, ale to się akurat pominie, grunt iż przynajmniej próbował załagodzić napiętą atmosferę. Kakashi z kolei, co rusz powtarzał, że zawiódł jako nauczyciel Sasuke i przyjaciel Uzumakiego. Nawet raz kiedy zirytowany jego ciągłym biadoleniem Naruto oznajmił od niechcenia, że nie ma mu nic za złe, padł przed nim na kolana ze szczęścia. Obiecał wtedy, a Shikamaru już na poważnie zastanawiał się, czy Łowca nie potrzebuje jakiegoś leczenia na głowę, że chętnie zostanie świadkiem na ślubie księcia Konohy i królewny Śnieżki, czy tam Saski, jak zwał tak zwał. W każdym razie jego entuzjazm opadł momentalnie pod naporem groźnego spojrzenia niebieskich oczu. Po tym wydarzeniu pogrążył się w rozmyślaniach o tym jak mógłby Naruto wszystko wynagrodzić i co chwilę wyskakiwał tylko z coraz to bardziej beznadziejnym pomysłem... Najgorzej było jednak z Jiraiyą, który wyglądał jak zbity pies i ewidentnie chciał przeprosić Naruto, ale brakowało mu odwagi żeby chociażby się odezwać. To było wręcz niepojęte! Ten sam rycerz, który w pojedynkę rzucał się na oddział przeciwników, ten sam, który potrafił postawić się całej radzie królewskiej, wreszcie ten sam, który był w stanie próbować swoich zboczonych podrywów na Tsunade, nie potrafił teraz wykrztusić krótkiego ,,przepraszam".

,,Królewna" SaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz