Rozdział 23

883 114 131
                                    

Starałam się, naprawdę się starałam, ale mam wrażenie, że i tak nie do końca wyszło jak powinno. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Po pierwsze dlatego, iż musiałam ciut cofnąć się do rozmyślań Sasu z czasu jak był zamknięty. Po drugie dlatego, że zupełnie nie umiem opisywać walk (ale będę ćwiczyć, słowo honoru, że będę). I na koniec dlatego, że ciągle nie będzie tej wielkiej rozmowy Saska z Naruto po ponownym spotkaniu. Nijak nie mogłam jej tutaj wcisnąć żeby nie rozepchać tego rozdziału nie wiadomo jak bardzo, a przerwanie jej w środku byłoby jeszcze gorsze... Także wybaczcie. Mam nadzieję, że jakoś przebrniecie przez ten rozdział i obiecuję, że postaram się żeby kolejny dodać szybciej :)

Miłej lektury:

********************

Praktycznie każdy zna to uczucie kiedy usłyszy jakąś durną piosenkę, która zapadnie mu w pamięć na tyle, że mimo świadomości, iż tekst jest okropny, a melodia jeszcze gorsza cały czas do niej wraca. Albo kiedy znienacka zacznie się ją podśpiewywać i dopiero w chwili, kiedy ktoś inny o tym wspomni uświadamiamy sobie jak ta piosenka wżarła nam się w mózg. Coś takiego przeżywał właśnie Sasuke Uchiha. Całe pięć dni i cztery noce siedzenia w celi, której strażnikiem często był, zdecydowanie zbyt rozśpiewany, Kakuzu znacząco odbiło się na jego psychice i guście muzycznym...

- Hidan czuje we mnie pieniądz... - zanucił zupełnie nieświadomie, zamilkł jednak kiedy  zdał sobie sprawę, że fioletowe oczy jego ,,współlokatora" patrzą na niego z politowaniem.

- Odbija ci, nie? – zapytał wprost Suigetsu Hozuki, białowłosy dwudziestolatek, którego zaledwie dwa dni wcześniej sprzedał Hidanowi jakiś podstarzały rycerz.

- Mnie? – zapytał udając oburzenie Uchiha – To nie ja, przeciętnie, raz na dwie godziny drę się, że wszyscy umrzemy w męczarniach – dodał nawiązując do zachowania drugiego więźnia.

Suigetsu w odpowiedzi tylko posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie i więcej się nie odezwał. Sasuke uśmiechnął się lekko i sam również zamilkł. Przez ostatnie dwa dni przyzwyczaił się do obecności Hozukiego w jego celi. Mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że poczuł do niego pewną sympatię i przede wszystkim, pomijając jego napady histerii, dało się z nim normalnie porozmawiać, a dzięki temu mógł chociaż na chwilę oderwać myśli od innych, panikujących współwięźniów albo nadmiernie dołujących rozważań o własnym, marnym życiu.

Ogólnie to Sasuke musiał przyznać, że pobyt w celi Hidana sprzyjał myśleniu. Prawdopodobnie pierwszy raz miał tyle czasu żeby zastanowić się nad swoim losem. Nie to żeby wnioski do jakich po takich rozmyślaniach dochodził były szczególnie optymistyczne, ale chociaż uświadomił sobie w jak wielkim bagnie tkwi i fakt, że jego ucieczka od Orochimaru wcale nie była dobrym rozwiązaniem. Znaczy, może i była, ale raczej doraźnym, a nie pozwalającym pozbyć się problemu. A problem ten, zdaniem Uchihy, nie dość, że prawdopodobnie rozwiązania nie posiadał, to wraz z upływem czasu komplikował się coraz bardziej. Może i Sasuke nie poznał zbyt dobrze swojego ,,męża" podczas ich krótkiego narzeczeństwa, ale zauważył jedno – Orochimaru zawsze dostawał to czego chciał i to bez względu na koszty. Nie do końca rozumiał dlaczego, ten obleśny dziad uznał, że chce akurat jego, ale skoro zorganizował cały cyrk ze ślubem to nie było wątpliwości, że mu nie odpuści. To z kolei utwierdzało Sasuke w przekonaniu, iż kiedy Orochimaru go znajdzie, to dobierze mu się do tyłka za zniewagę jaką była jego ucieczka. Uchiha był przekonany, że odbędzie się to zarówno dosłownie jak i w przenośni, a wtedy pewnie ucierpi nie tylko dwór Sharingan, ale i Konoha, bo to przecież tam ukrywał się przez ostatnie cztery lata.

No właśnie, Konoha. A w niej książę Uzumaki. Sasuke mimo woli często wracał myślami do osoby roztrzepanego blondyna. Raz po raz odtwarzał przebieg swojej ostatniej rozmowy z księciem i musiał przyznać, że jego irytacja tylko rosła. Niby Uchiha musiał sam przed sobą przyznać, że wiecznie rozgadany książę miał wiele zalet i pewnie gdyby nie okoliczności uznałby, iż mogliby się dogadać. Ba! On sam chciałby się z Naruto zaprzyjaźnić, bo przecież zawsze miał słabość do osób, które stawiały dobro królestwa i poddanych ponad własne. A Uzumaki przecież to udowodnił wyruszając na poszukiwania Konohamaru. Co więcej, książę Konohy swoją otwartością wprost do siebie przyciągał i nawet Sasuke dał się złapać na jego urok. Tyle tylko, że Uchiha swój honor ma! A w związku z tym nie zamierzał puścić mu płazem tego, jak go Uzumaki potraktował przed odejściem z Konohy. Co to, to nie! Nikt nie będzie go oskarżał bez powodu i to jeszcze o co? Bo w zasadzie czy to jego wina, że Naruto sobie ubzdurał, iż zakochał się w księżniczce? Nie! Absolutnie nie jego wina, więc czemu czuje się z tym tak dziwnie? No nieważne... Istotne w tej chwili jest to, że Uzumaki musi dostać w szczękę i to czym mocniej, tym lepiej. Za całą tą kłótnię i za ten irracjonalny pomysł z zamknięciem go w celi żeby mógł im pomóc w uwolnieniu zakładników. A jak już się z nim rozliczy za pomocą pięści, to znowu mogą zacząć myśleć o zawiązywaniu przyjaźni. O, i oto plan gody Sasuke Uchihy!

,,Królewna" SaskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz