Rozdział ósmy

2.8K 247 37
                                    

-Louis, widzę, że się rozmarzyłeś, ale zostało nam jeszcze jedno wspomnienie, a go nie może zabraknąć.

-Czemu nie możemy tu zostać?

-Bo zabraknie nam czasu.

-Na co?

-Na ważne wspomnienie.

-Ja chcę tu zostać. Tęsknię za Niallem.

-Jeżeli zdążymy to może jeszcze go zobaczysz.

-Czemu może?

-Bo nie wiem, czy wszystko się uda.

-Gdzie my w ogóle jesteśmy?

-W twoim starym pokoju.

-Ale dlaczego jesteśmy duchami? Dlaczego nikt nas nie widzi? Dlaczego łapiesz mnie tylko za rękę i jesteśmy w innym miejscu?

-Hola, hola, za dużo pytań naraz. Louis, posłuchaj mnie i bądź chwilę cicho.

-No dobrze.

-Jesteśmy w twoim umyśle.

-Co? Dlaczego?

Duch nie odpowiada tylko chwyta mnie za rękę i już po chwili z powrotem jesteśmy w domu. Tym razem nigdzie siebie nie widzę. Jedynie mamę, która siedzi przy kuchennym stole z telefonem przed nią i tatę przy oknie.

-Czemu on jeszcze nie zadzwonił, Mark? Co jeśli mu się coś stało. Ja go tak bardzo kocham, nie chcę go stracić. Lottie i Fizzy mówiły, że wrócą późno, ale on o niczym nie wspominał.

-Jay, spokojnie. Nic mu pewnie nie jest, tylko z Niallem stracili rachubę czasu.

Czy to jest dzień pożaru? Czy moja mama się aż tak o mnie martwiła? Czemu byłem tak głupi i nie zadzwoniłem? Ona się martwi, a ja jem z Niallem pizzę. Łzy cisną mi się do oczu gdy słyszę pytanie taty.

-Też czujesz ten zapach spalenizny? Czy to nasza kolacja?

-Nie, Mark. Raczej nie, ale pójdę zobaczyć.

Mama wychodzi z pomieszczenia. Idę za nią, może dowiem się kto lub co wznieciło ten ogień. Kuchnia jest wyczyszczona na błysk, żadne garnki nie stoją na kuchence.

-Jay! Uciekaj stąd! To tu się pali!

Mama chyba nie wierzy, więc idzie spokojnie do taty, ale ten ma rację. Ogień wszedł już na drewniane schody. Nagle strzała przebija tarasowe okno i trafia tatę w brzuch.

-Jay! Już!

Kobieta ani chwili się nie zastanawia, podbiega do swojego męża, chwyta go pod ramię i kierują się w stronę drzwi wejściowych. Przerywa im to kolejna strzała, która trafia Jay w udo.

-Kochanie, idź. Proszę, ratuj siebie. Jestem alfą, poradzę sobie.

-Nie zostawię cię tutaj.

Ponownie ruszają, ale wtedy przez przebitą szybę tarasu wlatuje kolejna strzała, tym razem podpalona i trafia w drewno, które było naszykowane na zimowe wieczory, tuż obok kominka. Chcę im pomóc, jednak nie mogę. Nie mogę nic chwycić, ani nikogo. Zaczynam płakać gdy ledwo dochodzą do drzwi, które są zakluczone od drugiej strony. Ktoś zastawił na nich pułapkę. Nie powstrzymują się od płaczu, nawet Mark, który zawsze starał się być twardą alfą.

-Odsuń się, może wyważę te drzwi.

Tata wie, że nie ma szans, drzwi są grube i dębowe, odporne na wszelakie uderzenia. Jednak co mu innego zostaje, kiedy stara się uratować swoją omegę.

I See Fire // Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz