Alfy szybko się na mnie spuścili, przebraliśmy się, a teraz jesteśmy w drodze do domu Harry'ego.
Męczą mnie lekkie wyrzuty sumienia, że nie pojechaliśmy najpierw do niego, bo przecież to jego omega zaginęła.
Jednak znikają one wraz z wejściem do domu Styles'a, który jest wręcz napchany zapachem alf i złości.
Z trudem znajdujemy Harry'ego i przerywamy mu wydzieranie się na dwie, około dwudziestoczteroletnie alfy, które z przerażenia patrzą na podłogę i są jakieś cztery metry przed rozwścieczonym alfą.
Stajemy obok nich i jawnie podsłuchujemy ich kłótnię.
-Ja pierdole! Jak mogliście odpuścić!?
-Ale alfo, wjeżdżali do miasta... -Tylko blondyn odważa się odezwać, ale nadal nie patrzy na Harry'ego.
-No i co z tego?! Jakby twoją omegę porwali to też byś gonił ich tylko do granicy?!- Styles chce podjeść do mniejszego alfy, ale od tego pomysłu odciągają go silne dłonie Liama. Dosłownie odciągają, bo chwyta go mocno za skórzaną kurtkę, którą ma na sobie.
-Popieprzyło cię koleś?! On nie mógł wbiec do miasta i straszyć ludzi! Łowcy by go chwycili! On był pod postacią wilka!- Payne lekko potrząsa Harry'm.
-To przez nich! To oni wypuścili tych popieprzonych łowców z naszych terenów! To te alfy stały na straży!
-Skąd wiesz o tym, że łowcy tu byli?
-Po pierwsze jeden z nich przyszedł do mnie, a po drugie jakieś dwie godziny dostałem wiadomość w stylu "Twój Louis bezpieczny już nie jest, ale czy ty jesteś?".
-Byłeś w miejscu, w którym został schwytany?
-Nie wiem gdzie to jest, bo oni po prostu gonili zapach ludzi.- Harry widocznie się uspokaja, więc Liam bez żadnych przeszkód może go puścić.
-Niall tam też był. Pewnie da radę pokazać ci gdzie to wszystko się odbyło.
-Jak to tam byłeś?- Harry odwraca się w moją stronę. Zayn ostrzegawczo chwyta mnie w talii i przyciąga do siebie.
-Około godziny dwunastej dzwonił do mnie i pytał się czy możemy się spotkać...- Zaczynam mówić, ale głos alfy przerywa mi.
-Nie chodzi mi o historię twojego życia, ale wiadomość do się tam wydarzyło.
-No dobra, więc byliśmy w lesie gdy nagle łowcy na nas napadali. Zaczęliśmy uciekać, ale Louis wpadł we wnyki.
-Nie pomogłeś mu?- Liam warczy na alfę przed nami.
-Była ze srebra, a on nie pozwolił mi do siebie podejść.
-Louis i tej jego popieprzony honor! Kurwa mać! Zaprowadzisz mnie w tamto miejsce?
-Ale teraz?
-Nie kurwa, jutro rano. - Zayn przytula mnie mocniej do siebie, a Liam jeszcze głośniej warczy.- Dobra, dobra uspokójcie się. Nic mu przecież nie zrobię.
-No właśnie nie jestem tego taki pewny po tym jak prawie rozszarpałeś tamtego alfę.
-Działałem pod wpływem chwili. Możemy iść? Weźmiemy ze sobą też Calum i Luka, żeby odpracowali swoje winy.
-I latarki, dużo latarek. - Wtrącam cicho.
Mój lęk przed ciemnym lasem jest jeszcze większy kiedy wchodzimy do niego w szóstkę, a jeszcze muszę iść na przodzie. Mimo tego, że po mojej lewej stronie idzie Zayn, a po prawej Liam i obydwoje świecą latarkami tak, że wszystko widzę to nadal się boję. Przecież jeśli łowcy mogli zaatakować nas w biały dzień to dlaczego nie zrobią tego w nocy?
CZYTASZ
I See Fire // Larry A/B/O
RandomOpowiadanie, w którym miłość tej dwójki zaczyna się dosyć ogniście - dosłownie i w przenośni. "Szybko wybiegamy na dwór i rzeczywiście coś się pali, czuję ten zapach spalenizny. Jeśli to koniec, dziś w tym ogniu, to przynajmniej spłoniemy razem. Pa...