Rozdział dwudziesty piąty

2.5K 250 89
                                    

Po trzech kolejnych godzinach spędzonych na czytaniu kronik o Amler'ach, jedzeniu zimnego obiadu i rozmyślaniu planu co dalej począć. Musimy zacząć przewidywać ich ruchy lub znaleźć betę. Derek zdeklarował się, że może pojeździć po pobliskich watahach i popytać czy nie widzieli kogoś takiego. Ja z Harry'm mamy przeszukać miasto i północne watahy. Tylko po co z Harry'm jeśli dam radę sam? To nie tak, że nie znam innych Alf Stad, przecież oni już byli na terenie mojej watahy. Gorzej jedynie z miastem, ale mam nadzieję, że pan Styles lub pani Styles zechcą mi pomóc, bo oni rządzą w Londynie. Muszą mieć jakiś łączników.

Kolejną rzeczą, którą muszę zrobić to zebranie mojej starej watahy. Musimy połączyć siły i własnoręcznie odbudować nasze centrum. Mimo tego, że wiem, że nie będzie już takie samo, nie po takim nieszczęściu jakie je spotkało, to mam siłę, żeby walczyć o lepszą przyszłość. Lepsze jutro mojej watahy.

Ostatnią rzeczą do zrobienia będzie wyprowadzka z domu Styles'ów. Nie dam rady przebywać z Harry'm, którego tak bardzo chcę utrzymać przy sobie, że pomyślałem o tym, żeby oddać się mu. Chciałem zostać jego dziwką, ale to wcale nie jest zgodne z moimi życiowymi wartościami.

Seks i połączenie się dwóch wilków ma być z miłości. Seks to nie ma być jedynie połączenie się cielesne, ale akt miłości, przekazanie uczuć uczczone połączeniem się dwóch wewnętrznych wilków. Mój pierwszy raz nie ma być szybkim, brutalnym pieprzeniem, a poezją pragnących się nawzajem ciał.

Rozumiem, że seks ma być przyjemnością, ale nadal sądzę, że każdy z partnerów powinien wiedzieć na co może sobie pozwolić i czy ta druga osoba tego chce, a ja nie chcę, jak na razie, mieć jakieś erotyczniej sytuacji z Harry'm, dlatego zamierzam prosić o możliwość przeprowadzki do Nialla, Fizzy i Grega.

Jeśli znudziłem się Loczkowi to znaczy, że tak miało być i nic z tym nie zrobię. Znajdę sobie innego alfę, a on inną omegę, która odda mu się przy pierwszym spotkaniu. Na jego pech, ja się szanuję i dbam o swoje ciało oraz reputację.

Właśnie siedzę w aucie z wcześniej wspomnianym chłopakiem i wracamy do jego watahy. Jest godzina dwudziesta dwadzieścia, a ulice Londynu są zatłoczone i mocno rozświetlone przez neonowe nazwy klubów lub po prostu przez lampy.  Przez ostatnie dwie godziny nie zamieniliśmy ani słowa. Cisza nie jest komfortowa, ale cóż mogę począć gdy nie chcę z nim rozmawiać.

Skupiam się remiksowanych piosenkach puszczanych w radio. Niektóre z nich znam, więc raz po raz śpiewam urywki. Czuję, że Harry się na mnie patrzy, ale staram się nie zwracać na to uwagi i nie powiedzieć mu jakiegoś głupiego, wrednego tekstu. Muszę się powstrzymywać, bo on jest jedynym środkiem transportu, a nie chcę, żeby zostawił mnie na środku wielkiego miasta.

Miasta, którego praktycznie nie znam, bo byłem tu może z dwadzieścia razy w całym moim życiu. Głównie jeździłem do jakiegoś dużego marketu na obrzeżach, więc nawet nie wiem czy można to zaliczyć do odwiedzin.

-O co ci cholery chodzi Louis? - Głos Harry'ego jest zdenerwowany i ostry.

-O co mi chodzi? O co tobie chodzi!

-Mi o nic nie chodzi, to ty masz jakieś bezsensowne humorki!

-Ale to nie ja jestem kutasem!- Jestem zły i to bardzo, szybko uchodzi ze mnie całe wcześniejsze zmęczenie i porywam się w wir kłótni z Harry'm. -Jesteś chujem Harry i się z tym pogódź!

-Jeśli ja jestem kutasem to ty jesteś kurwą! Czemu ja się zgodziłem jechać? Tyle godzin z tobą w aucie to katorga!

-Zatrzymaj się.

-Co?

-Powiedziałem, że masz się zatrzymać do kurwy!

Harry ostrożnie się zatrzymuje, tak, żeby nie tamować ruchu. Zwinnie wysiadam z auta i wtapiam się w tłum przechodniów, którzy nic nie świadomi, spieszą się do klubów czy nawet wracają z pracy. Zdaje mi się, że tylko ja chcę uciec. Uciekam od alfy, który wbrew pozorom, nie chciał mnie skrzywdzić, ale to zrobił, po raz kolejny.

Czuję, że on biegnie za mną. Stara się mnie dogonić, ale ja znikam w pierwszej lepszej kwiaciarni. Może kwiaty zamaskują mój zapach, bo mimo wszystko, jest on dość intensywny i z pewnością Harry po nim umie rozpoznać gdzie jestem, ale teraz, wśród tych wszystkich innych zapachów, nie rozpozna mojego.

Zdyszany po krótkim biegu, wchodzę w głąb pomieszczenia i patrzę na kilku, kupujących na szybko jakieś bukiety, ludzi. Za ladą stoi jakaś młoda dziewczyna. Nie jest wilkołakiem, ale za to jest bardzo uprzejma, bo gdy tylko mnie widzi, szeroko się uśmiecha i mówi głośne 'dobry wieczór' ja odpowiadam jedynie kiwnięciem głowy.

Zaczynam przeglądać kwiaty, od tych doniczkowych po różnorakie bukiety. Każdy z nich jest wyjątkowy, nie takich samych dwóch. Patrzę na piękne, niebieskie róże. To są moje ukochane kwiaty. Ich kolor oznacza wierność i nadzieję.

-Dobra wieczór, mogę w czymś pomóc? - Ta sama ekspedientka podchodzi do mnie i przerywa moje bezsensowne patrzenie się na kwiaty.

-Ja... Chyba nie, na razie dziękuję.

-Jestem Emily.

-Louis.

-Co robisz w kwiaciarni w sobotni wieczór? I to jeszcze sam?

-Czy to aż takie dziwne?

-To bardzo dziwne, bo sądzę, że nie masz więcej niż dwadzieścia dwa lata, a większość ludzi w tym wieku chce się dobrze bawić i upijać do nieprzytomności. -Emily chwyta jedną z czerwonych róż i urywa jej zwiędły listek.

-Nie mam na to ochoty.

-Więc co się stało? Z chęcią posłucham historii twojego życia.

-Nie chcę cię obarczać moimi problemami.- Obracam się w jej kierunku i patrzę w jej duże, brązowe oczy.

-Oh proszę cię! Mów co ci leży na sercu!

-Przekonałaś mnie.

-To czekaj chwilę, zamknę kwiaciarnię i pójdziemy na zaplecze.

Dziewczyna znika na chwilę i słyszę chrząst przekręcanego kluczyka w drzwiach, a minutę później idę za Emily w stronę i lady, którą przechodzimy. Wchodzimy do dużego pokoju z metalowym, praktycznie przykrytym przez listki, gałązki czy jakieś ozdobne roślinki i trawy,  stołem na środku.

-Przepraszam za bałagan, ale jestem tu sama i nie miałam czasu na posprzątanie tego wszystkiego. Wiesz, cały dzień w biegu, od kasy na zaplecze, z zaplecza na kwiaciarnię, bo jakiś klient nie wie czy wziąć siedem czerwonych, czy białych róż na pierwszą randkę.

-Ja wziąłbym czerwone, znak miłości i namiętności.

-Białe też są ładnie i oznaczają czystość, dla mnie czerwone są już przereklamowane. Stawiam na oryginalność.

Od autorki: Prawie zapomniałam dodać rozdział haha

Jakie są wasze ulubione kwiaty?

Dziękuję za każdą gwiazdkę i każdy komentarz ❤️

Dobranoc ❤️

I See Fire // Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz