Dacie radę komentować co akapit?
Otwieram oczy przez pulsujący ból w nodze. Znajduję się w wilgotniej i zimnej piwnicy przywiązany do ściany jakimś łańcuchem. Nawet jeśli bym chciał go zerwać to nie dam rady, bo nie mam tyle siły. Patrzę na bolącą kończynę i jedyne co widzę to dużo krwi, która wręcz mieni się w świetle zwykłej jarzeniówki. Każdy ruch nogą sprawia mi wielki ból, więc po prostu czekam aż ktoś zechce po mnie przyjść. Czemu jestem bez koszulki? Przecież tu jest zimno.
Nie wiem, która jest godzina, nie wiem ile byłem nieprzytomny, nie wiem gdzie jestem. W tym pokoju nie ma nawet cholernego okna, żebym mógł zobaczyć, która może być godzina.
Czy ktoś mnie szuka? Co się stało z Niallem? Czy on też tu jest? Co jeśli się coś mu stało? Mam nadzieję, że jest bezpieczny w domu przy swoich alfach, bo z tego co mi mówił to niedługo ma się zacząć jego gorączka, a nie chcę, żeby ktoś go wykorzystał.
Czy Harry będzie się martwił? Czy może po prostu o mnie zapomni i znajdzie sobie inną omegę?
Tyle pytań, a odpowiedzi brak.
Przez kilka lub nawet kilkanaście minut patrzę na ziemię, gdy nagle słyszę otwieranie drzwi.
-O! Nasz mały wilkołaczek już wstał! Teraz czas się pobawić!- Dwaj potężni mężczyźni podchodzą do mnie z tymi swoimi szyderczymi uśmiechami na ich szpetnych mordach i odpinają łańcuchy, które wiążą moje ręce, od ściany.
Nim daję radę wstać obaj mocno za nie szarpią, tak, że upadam na twarz, bo nie mam jak podeprzeć się rękoma. Zanim podnoszę głowę, jeden z nich robi to za mnie energicznie ciągnąc za moje włosy. Śmieją mi się prosto w twarz.
-Mała, nic niewarta omega się przewróciła?- Znów się śmieje.- Ojejka jak mi przykro, ale nie ociągaj się, bo dostaniesz tym łańcuchem przez plecy.
Próbuję wstać, ale moja noga nie sprawdza się w swojej roli, co widzi drugi mężczyzna.
-Jared, on nie da rady dojść.- Czyli ten ciemnowłosy osiłek to Jared.
-Jak dla mnie może się nawet czołgać.
-Ale...
-Jeśli chcesz się jakoś bardzo poniżyć, możesz do wziąć na ręce albo pomóc mu iść.
Drugi mężczyzna nie patrząc na to, że Jared się z niego śmieje, bierze moją prawą rękę i kładzie ją sobie na kark.
Brunet szybkim krokiem wyprowadza nas z pomieszczenia. Ledwo nadążam, bo mimo wszystko mam jedną nogę całkowicie wykluczoną z możliwości poruszania się.
Po kilku minutach, podczas których prawie się popłakałem przez ból jaki towarzyszył mi z każdym krokiem, dochodzimy do dużej sali, która oświetlona jest jedynie przez ciąg jasnych świateł na samym środku, tak aby tworzyły prowizoryczną ścieżkę.
-Panie, przyprowadziliśmy go.- Jared kłania się lekko w stronę postaci, której twarzy dostrzec nie mogę, bo siedzi w miejscu, do którego nie dochodzi światło.
-Przypnijcie go do ściany, tak, żeby nie mógł się ruszyć.
-Nogi też?
-Tak.
Nie, nie, nie, nie. Jak oni mają mi zapiąć moją bolącą nogę? Przecież ona już teraz mnie boli, a co jak będzie przypięta przez jakieś metalowe łańcuchy.
Nie daję rady protestować, bo sam Jared umie podnieść mnie jedną ręką i mocno przypina moje dłonie nad głową. Nogami nie sięgam do ziemi. Drugi mężczyzna nawet nie patrzy na mnie gdy jego kompan zaciska metal na mojej rozszarpanej nodze. Ból jest niemiłosierny, więc z mojego gardła ucieka wysoki pisk połączony z warczeniem.
-Możecie iść.
-Dziękujemy.
Mężczyźni wychodzą tymi samymi drzwiami, którymi mnie wprowadzili. Jeszcze chwilę patrzę za nimi, ale wyrywa mnie z tego ostry, lekko śmiejący się głos.
-Wiesz kim jestem?- Siedzę cicho.- Spytałem się o coś!- Nadal nie odpowiadam przez co mężczyzna chwyta mnie mocno za szczękę.- Mnie się nie ignoruje.
-Nie wiem.- Szepczę, bo jego palce zbyt mocno zaciskają się na mojej żuchwie.
-Jestem Andreas Amler, najstarszy członek naszej rodziny łowieckiej. Możesz czuć się zaszczycony, że to do mnie trafiłeś, a nie do jakiś młodziaków, które nie wiedzą jak sprawić by wilkołak im uległ. Powiesz mi teraz gdzie znajdę Desmonda Styles'a?
Nie mogę ich wydać. Nieważne co by mi się stało nie mogę powiedzieć gdzie są.
-Nie wiem kim on jest.- Mówię cicho, ale stanowczo.
-Wiesz aż za dobrze.
-Nie wiem.
-Jeśli teraz mi powiesz to rozważę wypuszczenie cię na wolność.
-Nie wiem gdzie on jest!- Krzyczę, chociaż zaczynam tego żałować gdy jego dłoń uderza mój policzek.
-Nie krzycz na mnie suko.
Patrzę na mężczyznę. Jest to starszy pan o włosach białych jak śnieg, a oczach niebieskich i pustych. Przez jego szeroki uśmiech mogę dostrzec, że jeden z jego zębów jest złoty. Mimo jego podeszłego wieku ciało ma umięśnione i silne, skórę lekko opaloną. Ubrany jest dobrze. W ciemne jeansy i białą koszulkę.
-Powtórzę jeszcze raz, gdzie jest Desmond Styles?
-Powtórzę jeszcze raz, nie wiem. - Znowu mnie policzkuje.
-Może zadam inne pytanie. Co cię łączy z jego synem, Harry'm Styles?
No właśnie co mnie z nim łączy? Kilka dobrych tygodni, które z chęcią bym przeżył jeszcze raz? Może kilka kłótni, które teraz jak na to patrzę, były bezsensowne, a odebrały nam tylko szczęście?
-Nic mnie z nim nie łączy.
-Czyli wiesz kim on jest.
-Nie powiedziałem, że wiem kim jest lub gdzie się znajduje. Powiedziałem, że nic mnie z nim nie łączy.
Andreas odchodzi na chwilę ode mnie i podchodzi do miejsca gdzie wcześniej siedział. Bierze coś do ręki, ale z takiego daleka przy tak złym świetle nie mogę dostrzec co.
-Może to ci poprawi pamięć...
Czuję lekkie uderzenie z bicza w brzuch. Nie boli, ale wiem, że stać go na więcej. Nie mogę wydać Harry'ego.
-Nadal nie wiem gdzie oni są. - Kolejne uderzenie, tym razem trochę mocniejsze.
-Ciekawe ile uderzeń wytrzyma taka mała omega zanim wyda swoich przyjaciół.
-Nigdy ich nie wydam.- Kolejne uderzenie, które tym razem zostawania czerwoną pręgę na moich brzuchu. Zaraz po nim kolejne, tak samo mocne.
-Jesteś tego pewien?
-Jestem.- Kolejne uderzenie.
Andreas już nic więcej nie mówi jedynie uderza mnie w brzuch raz po razie z taką samą siłą. Bicz zostawia po sobie długie, czerwone pręgi, ale nie przerywa mi skóry z czego się bardzo cieszę. Po mniej więcej trzydziestym uderzeniu mężczyzna patrzy na moją twarz, po której spływają słone łzy.
-Jesteś wytrzymały, ale ja chodzę po trupach do celu. Do zobaczenia jutro, może do tego czasu zmądrzejesz.- Przed wyjściem starzec klapie mnie jeszcze po piekącym brzuchu, odkłada bicz na jego wcześniejsze miejsce i otwiera drzwi.- Jeśli będziesz grzeczny to może dostaniesz coś do jedzenia lub picia.- I wychodzi, a ja zasypiam pomimo wszechobecnego bólu i niewygody.
Od autorki: Jak myślicie kiedy Louis wyda Harry'ego? O ile go w ogóle wyda...
Dziękuję za każdą gwiazdkę i każdy komentarz ❤️
Miłego popołudnia ❤️
CZYTASZ
I See Fire // Larry A/B/O
RandomOpowiadanie, w którym miłość tej dwójki zaczyna się dosyć ogniście - dosłownie i w przenośni. "Szybko wybiegamy na dwór i rzeczywiście coś się pali, czuję ten zapach spalenizny. Jeśli to koniec, dziś w tym ogniu, to przynajmniej spłoniemy razem. Pa...