Rozdział czterdziesty siódmy

1.9K 213 175
                                    

                          Harry
PS. Dacie radę skomentować każdy akapit?

-Louis! Skarbie! Obudź się!- Klepię go lekko w policzek.- Mamo! Pomóż mu!

Anne szybkim krokiem wchodzi do łazienki, w której znajduję się tuż przy ciele omegi, które leży bez życia na zimnych kafelkach. Jego oczy są zamknięte, a rzęsy nadal mokre od łez, których długie, lśniące ścieżki odznaczają się na bladych policzkach chłopaka. Cały czas trzymam jego drobną dłoń, którą jeszcze chwilę temu przytomny (mam nadzieję, że jeszcze żyje, bo mimo że oddycha to powinien się już obudzić, jeśli tylko zemdlał) mocno ściskał moją rękę. Teraz jego drobne ciało wydaje się jeszcze bardziej kruche niż kilka godzin temu gdy niosłem go do łazienki, teraz boję się go podnieść tak, aby nie zrobić mu krzywdy.

-Co mu jest?- Patrzę spanikowany na rodzicielkę, która stoi nad nami trzymając telefon przy uchu i czeka aby osoba po drugiej stronie odebrała połączenie, co się w końcu nie dzieje. Mama kończy niezaczętą rozmowę soczystym "kurwa" i szuka innego kontaktu.

-Połóż go w pozycji bocznej.

Kładę Louisa tak, żeby leżał na plecach, a jego nogi były wyprostowane po czym układam jego prawą rękę w kąt prosty. Lewą nogę zginam w kolanie, a palce lewej ręki przeplatam z moimi po czym przekładam tę rękę w poprzek jego klatki piersiowej. Kolejną rzeczą jaką wykonuję jest pociągnięcie za jego lewą nogę, tak aby leżał już bokiem i odchylam jego głowę delikatnie w górę.

Patrzę na mamę, która spogląda na nieprzytomnego Louisa, a później klepie mnie lekko po plecach z tym swoim dumnym uśmiechem na twarzy. Anne wstaje i rozmawia z kimś przez telefon, jest wyraźnie zdenerwowana, ale ja w tym czasie patrzę na spokojną już twarz omegi, która przecież może teraz walczyć o życie.

Dopiero kilka chwil temu wyznałem mu moje uczucia, które odwzajemnia, więc nie może teraz umrzeć. Nie mogę pozwolić mu stać się moją przeszłością jeśli widzę tylko naszą przyszłość.  Oczami wyobraźni mogę zobaczyć jakim dobrym władcą będzie Louis, kochającym, wyrozumiałym, oddanym i to samo z rodzicielstwem- będzie w tym doskonały. 

O ile w ogóle przeżyje.

-Harry, lekarz już jedzie. Powinna się zjawić za jakieś dziesięć może piętnaście minut. 

-Kobieta?

-Młoda beta, która skończyła weterynarię na studiach dla ludzi. Jednocześnie zna się na medycynie ludzkiej co wilkołaczej, dlatego mieszka w mieście. 

-Przecież z miasta jest dobra godzina drogi. 

-Rozmawiałam już z nią rano, bo czułam, że stanie się coś złego.- Kobieta kuca przy mnie i całuje lekko moje włosy.

-Miałaś przeczucie?- Dziwię się, bo to raczej nie jest normalne, a nie sądzę, żeby moja mama była jakąś czarownicą lub czymś w tym stylu. 

-Często mówi się o tym, że osoby chore mają coś w rodzaju pobudzenia przed jakimś gorszym momentem ich choroby. Louis rano był bardzo szczęśliwy, śmiał się, a nawet sam coś zjadł. W takim stanie jak jest nie powinien mieć siły wstać z łóżka, a jedzenie powinien mieć podawane przez kroplówkę. 

-Czyli co? On może teraz umrzeć?- Patrzę na leżącego wilkołaka, którego tak mocno kocham. 

-Tego nie wiemy, ale nie bądź zbyt dobrej myśli. Lepiej się miło zaskoczyć niż niemiło rozczarować, czy jak to się tam mówi.- Anne spogląda na omegę i głaszcze go po policzku.- Jako Luna powinnam móc mu pomóc, ale czuję się taka bezradna. Nic nie można zrobić, żeby mu się polepszyło, kompletnie nic. Dzwoniłam do innych Lun, przeszłam się po najstarszych członkach naszej watahy, żeby dowiedzieć się czy kiedykolwiek uratowano taki przypadek i wiesz co?

-Nie wiem.

-Nigdy takiego przypadku nie było, a jeśli nawet to tak dawno, że nie pamiętają go stuletnie babcie. 

-To co się działo z wilkołakami, które przechodziły próbę tojadu?

-Umierały na miejscu, a jak nie to je dobijali większą dawką, żeby się ich pozbyć.

Patrzę tępo w ścianę dopóki nie słyszę auta podjeżdżającego pod nasz dom, a później mocnego trzaśnięcia drzwi połączonego z głośnymi i szybkimi krokami. Kobieta nawet nie zamierza pukać lub dzwonić do drzwi, bo niecałą minutę później stoi już w drzwiach łazienki, w której znajduje się nasza trójka. 

-Uh, dzień dobry! Nazywam się Nina Baker, a pani to pewnie Anne, a ty to Harry.

-Tak wszystko się zgadza.- Odpowiadam trochę niezbyt miło gdy dziewczyna odrobinę za długo się na mnie patrzy.- A to jest Louis, mój chłopak. 

Uśmiechnięta mimika twarzy Niny jednak się nie zmienia, jak to się dzieje przy innych betach lub omegach gdy uświadamiam je, że wolę chłopców, a konkretnie jednego chłopca. 

-Dobrze, więc co mu jest? W senie wiem, że jego omega jest lub w sumie była nieprzytomna, ale co teraz się stało?- Baker kuca przy Louisie i sprawdza jakieś podstawowe rzeczy typu czy nadal oddycha. 

-Uh, no zemdlał, mówił, że go to bardzo boli i chciał, żebym odebrał mu ból, ale nie mogłem nic zrobić. 

-Co doprowadziło do tego, że zemdlał?

-A co mogło go doprowadzić do tego?

-Co robiliście gdy stracił przytomność?- Serio muszę o tym mówić? Czy to coś wniesie do chwili obecnej?- Nie czuj się zawstydzony czy coś, mamy pewnie tyle samo lat lub jestem starsza, więc wiem jak wygląda seks między dwoma chłopakami. Robiłeś mu dobrze? Na kolanach czy na szybko ręką?

-Co? Nie! Tylko się całowaliśmy.

-O to mi chodziło.- Nina patrzy na moje delikatne rumieńce zażenowania i uśmiecha się zwycięsko. Nawet nie mam tyle odwagi by spojrzeć teraz na mamę, a przecież jestem dorosłym alfą, a kiedyś moje ruje spędzałem z moją byłą omegą, w sumie to było jakieś trzy lata temu albo nawet więcej.- Nie chcę go przewozić do mojej kliniki, bo to jednak trochę długa droga, więc nawet dobrze, że jesteśmy w łazience. 

-Co ty chcesz mu zrobić?

-Musimy go obudzić, więc możesz nalać zimną wodę do wanny, a później dam mu środek na oczyszczenie krwi, który zazwyczaj podaję psom, kiedy zjedzą jakieś trujące rośliny. Jest bardzo mocny, więc Louis pewnie będzie wymiotował, jeśli podziała dobrze.- Robię to co mówi kobieta, a w czasie gdy woda już leci zadaję jeszcze jedno pytanie.

-Skąd wiesz, że się obudzi?

-To proste, jego omega jest nieprzytomna, ale twoja alfa nadal o nią walczy, więc gdy pocałowaliście się wydałeś silne hormony, które zazwyczaj mają za zadanie pobudzić partnera, teraz dały podobny skutek, bo mogły go obudzić, jednak powrót do zdrowia jego wewnętrznej omegi chłonie tyle energii, a zabiera ją z organizmu, dlatego zemdlał. I dlatego też nie mogłeś mu odebrać bólu, bo sam go sobie stworzył. 

-Wow, to rzeczywiście układa się w logiczną całość. 

-No dalej, wykaż się tą wilczą siłą i zanieś swojego królewicza do wanny. 





Od autorki: Przepraszam, że rozdzialik dodaję tak późno, ale od rana umieram na ból brzucha i dopiero teraz jestem w stanie cokolwiek napisać, mimo ciągłego bólu, więc z góry przepraszam za wszystkie błędy.

Dziękuję za każdą gwiazdkę i każdy komentarz ❤️

Miłego wieczoru ❤️

I See Fire // Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz