Rozdział dwudziesty pierwszy

2.8K 257 54
                                    

Jest godzina szósta kiedy wyjeżdżamy z terenu watahy państwa Styles. Główna siedziba stada jest oddalona od miasta około dwie godziny jazdy, może byłyby mniej gdyby dróżki nie były typowo leśne, ale taka są wymagania, jeśli nie chcemy zostać odkryci przez zwykłych ludzi.

Rzadko się zdarza, że jakiemuś człowiekowi chce się jechać dwadzieścia kilometrów na godzinę jakaś leśną ścieżką w środek lasu. Dla nas to dobrze, ale oni nie widzą co tracą, nie wiedzą jakie cudowne widoki ich omijają. Nie raz nawet zdarza się tak, że do wilkołaczych domków podchodzą dzikie zwierzęta. Oczywiście te niegroźne na przykład jelenie czy sarny. Mimo tego, że w naszych wnętrzach żyją wilki to często jest tak, że na rozbudowane wioski atakują zwykłe wilki.

Tak było u mnie. Na szczęście Harry i jeszcze kilka innych alf, skutecznie ich wygonili. Zwykłe wilki lubią się osadzać w opuszczonych wioskach lub nawet na terenach naszych watah tylko w miejscach, w których nie za często bywamy, a mają dogodne warunki do zamieszkania. Tereny poszczególnych stad na obwodzie Londynu są dość duże, a wilkołaki zazwyczaj pracują również w mieście, chociaż główne zajęcie to pomaganie w watasze i lesie. Sami budujemy domki, drogi czy świątynie. Jesteśmy samowystarczalni.

Po wjechaniu do Londynu kierujemy się na południe. Liczymy, że droga nie zajmie nam więcej niż pięć godzin. Wychodzi nam, że mamy około dziewięćdziesiąt minut na dotarcie do watahy Dereka od południowej granicy miasta. Słyszeliśmy, że jest tam zakaz wstępu ze względu na duże zagrożenie pożarowe. Przez to musimy znaleźć jakąś mniej używaną dróżkę - przynajmniej tak nam powiedział Derek.

-Haaary, kiedy będziemy?

-Louis, dopiero co wjechaliśmy do Londynu, trochę nam to jeszcze zajmie.

-Nie mogliśmy biec jako wilki?

-Nie mogliśmy, bo byśmy się za bardzo zmęczyli. Prześpij się może trochę to ci szybciej czas upłynie.

-Oh, no dobrze, ale najpierw zjedź na jakąś stację.

-Po co?

-Muszę siku, a nie zasnę jeśli nadal będzie mi się chciało.

-Na nawigacji jest napisane, że stacja benzynowa będzie za jakieś pięć minut drogi, wytrzymasz?

-Postaram się, żeby nie zasikać ci tej białej tapicerki.

-Mam nadzieję, że dasz radę. Kiedyś odwoziłem Zayna z imprezy i zwymiotował na tylnym siedzeniu. Musiałem przez dwa tygodnie wietrzyć samochód, żeby przestało śmierdzieć.

-Ale aż tak się upił? Przecież wilkołaki nie mogą...

-Nie do końca to był alkohol. Niby ktoś mu coś dosypał do drinka i mimo że to też nie powinno działać, to okazało się, że jednym ze składników tego czegoś był tojad.

-Przecież tojad może zabić zwykłego człowieka.

-Mi się wydaje, że ci ludzie, którzy mu to dali, dobrze wiedzieli kim jest.

-Złapaliście ich?

-Tylko jednego.

-Pamiętasz jak się nazywał?

-Ja nie, ale jak zapytasz się kiedyś Liama to ci powie. To on zawsze pamięta o takich rzeczach.

-To jak wrócimy to się zapytam.

-Dobrze, a teraz idź spać, bo jeszcze długa droga przed nami.

Harry ścisza jakąś popową piosenkę, która leci na jednej z młodzieżowych, londyńskich stajci radiowych. Biorę z tylnego siedzenia poduszkę, którą alfa spakował specjalnie z myślą o mojej drzemce. W aucie jest ciepło, chociaż na dworze nie ma słońca, Harry pomyślał o włączeniu ogrzewania foteli. Zamykam oczy, a w głowie powstają obrazy moje i Harry'ego. Wyobrażam sobie naszą wspólną przyszłość, kilka małych szkrabów, duży dom i wspaniała wataha. Czy to normalne, że myślę o takich rzeczach?

Zasypiam.

-Louis, obudź się. Już prawie jesteśmy na miejscu.

-Hmm?- Głos chłopaka wyrywa mnie ze wspaniałego snu.

-Zostało nam jakieś dwadzieścia minut jazdy, ale chciałbym, żebyś już się rozbudził.

-Oh, -ziewam- jasne.

W radio leci znana mi piosenka, więc zwiększam głośność. Kiedyś często słuchałem jej z Niallem, ale teraz nie umiem przypomnieć sobie tytułu, za to tekst pamiętam perfekcyjnie. Harry widocznie też, przez co już po chwili zaczynamy głośno śpiewać i tańczyć. Piosenka kończy się, a zastępuje ją głos prezentera, który ogłasza, że będą reklamy, a po nich puszczą nową muzykę jakiegoś popowego idola wielu nastolatek. Nawet nie wiem o kogo chodzi. Chyba jestem już stary. Harry ścisza radio.

-Masz ładny głos. - Mówię z wielkim uśmiechem na twarzy i patrzę na profil chłopaka.

-Um, dzięki.

-Myślałeś kiedyś nad tym, żeby zacząć śpiewać?

-Jak byłem mały to chciałem zostać znanym piosenkarzem, ale nie mam na to czasu, tym bardziej, że mam przejąć po ojcu watahę.

-Oh, no tak, ale mówiłeś, że masz jeszcze siostrę.

-Jest omegą i połączyła się z jakąś alfą z Hiszpanii, więc tam się przeniosła. Widzimy się dosyć rzadko, bo za dużo kilometrów nas dzieli. Gemma już od początku powiedziała, że nie szuka alfy, tylko po to, żeby przejąć watahę, więc cały obowiązek spada na mnie.

-U mnie watahę miała przejąć Lottie, mimo tego, że to ja byłem najstarszych. Ona jako pierwsza znalazła sobie omegę i chciała założyć rodzinę, ale przeze mnie nie spełniła swoich marzeń. Lott miała duże plany dotyczące stada. Ja to wszystko zniszczyłem.

-Lou, nie mów tak. To nie była twoja wina, tylko tych popieprzonych ludzi, którzy ją zabili. Ty nie wiedziałeś, że tak się stanie.

-Ale mogłem zostać przy stadzie, a nie uciekać.

-Skąd wiesz, że jakbyś kazał iść samej Fizzy z Niallem i Gregiem, to by sobie poradzili z ludźmi, którzy was napadli? Gdyby cię tam nie było im też by mogło się coś stać.

-Mimo wszystko wcale nie jestem gotowy na znalezienie sobie alfy, żeby móc przejąć watahę.- Czuję łzy, które usilnie próbują spłynąć po moich policzkach, ale im na to nie pozwalam.

-Hej, spokojnie. Nikt cię nie pospiesza. Wilkołaki z twojego stada są bezpieczne w mieście. Mój tata przydzielił im jakieś mieszkania. Wszystko jak na razie jest dobrze.

-Wiem, Harry, ale czuję się źle gdy wy wszystko robicie, a to przecież moja wataha.

-Rada rozumie, dlaczego to my spełniamy obowiązki, wie, że jest ci teraz trudno i wie, że nie masz alfy, która by ci pomogła.

-Zebraliście Radę bez mojej wiedzy?

-Nie, ale mój tata ma dosyć dobry kontakt z większością watah, dlatego powiedział co się wydarzyło.

-Oh, dobrze. - Trochę zabolało mnie to, że nie zostałem o niczym poinformowany, a wszyscy o tym wiedzieli.

Niby jestem omegą, ale to jest moja wataha i to ja o niej powinienem decydować, a nie Desmond. Wiem, że chciał dla mnie dobrze, ale muszę sobie radzić sam, jeśli chcę objąć najważniejsze stanowisko.

-Już jesteśmy na miejscu. - Głos Harry'ego jest lekko ponury, ale nie przejmuję się tym za bardzo.

Od autorki: Jeśli będzie duża aktywność (pod każdym rozdziałem) to pomyślę nad dodawaniem ich codziennie.

Ale tylko pomyślę haha

Dziękuję za każdą gwiazdkę i każdy komentarz ❤️

Dobranoc ❤️

I See Fire // Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz