-Tato... Ja... Ja nie wiem. Co z tego, że mamy numery rejestracyjne samochodu, którym uciekali czy nawet imiona tych łowców jeśli to nam nic nie daje?- Chodzę nerwowo po gabinecie ojca gdy on siedzi sobie przy dużym, dębowym biurku, a jego wzrok jest wbity w moją osobę. Spokój na jego twarzy jest tylko maską, bo wie, że jeśli zacząłby pokazywać emocje, które trzyma w głębi duszy, to nic byśmy nie zrobili.Dużo osób zaangażowało się w pomoc w poszukiwaniach Louisa. Począwszy od przedszkola, do którego raz po raz przychodził (ono zrobiło i porozwieszało ulotki po całej watasze) poprzez wilkołaków z jego stada, którzy dowiedzieli się pewnie przez plotki, kończąc na ludziach, którzy zapewnie go nie znali lub nie mieli z nim jakiś bliższych kontaktów, a mimo to starają się pomóc.
Chociaż od dnia porwania Louisa cały czas chodzę zdenerwowany to dałem radę usłyszeć kilka z tych plotek na przykład "Ej, Amanda, słyszałaś, że ten przydupas od alfy Harry'ego zaginął? Daję głowę, że on pewnie nawet nie został porwany, ale uciekł, bo zrozumiał, że na niego nie zasługuje." Tak, plotki tworzy zazdrość.
W takich momentach nie wiem czy się śmiać, czy płakać. Zazwyczaj się śmieję, bo co one mogą wiedzieć. Jak tylko go znajdę chcę się z nim połączyć i wtedy chcę zobaczyć miny tych dziewczyn, bo ten przydupas jest najlepszym mężczyzną na świecie.
Jednak mam momenty załamania, gdy nagle uderza we mnie to, że przeze mnie został porwany. To ja go skrzywdziłem, to ja go naraziłem na to wszystko. W takich chwilach uświadamiam sobie, że on może nie chcieć się ze mną połączyć, bo to ja nie niego nie zasługuję.
-Harry... Wiem też, że za tym wszystkim stoi Amles.
-Ale co to daje?! Wiesz gdzie mają siedzibę?! Wiesz co z nim zrobili?! Wiesz czy on jeszcze w ogóle żyje?!
-Harry...
-Jeszcze do tego wszystkiego dwójka moich najlepszych przyjaciół pieprzy właśnie jakąś młodą omegę z gorączką!- Mimo wszystko nie mam im tego za złe, bo przecież oni tego nie kontrolują, a ulżyć sobie muszą. Współczuję tylko Zaynowi, bo Niall ma gorączkę, a Liam ruję co może doprowadzić do zbyt brutalnych czynów, więc on musi być jak najbardziej skupiony.
-Lamentując nic nie uzyskasz!
-I tak mamy związane ręce!
-Wcale nie! Czekamy tylko na wyniki!
Zanim na spokojnie mogę przemyśleć wszystkie opcje "co powiedzieć teraz" po pokoju rozbrzmiewa się głośne pukanie w dębowe, ciężkie drzwi. Des krzyczy, że można, a do pomieszczenia wchodzi beta w około dwudziestego drugiego roku życia z dużymi okularami na nosie. Nie potrzebuje ich, ale pewnie chce wyglądać jak prawdziwy informatyk.
-Mam wyniki, które sądzę, że mogą w czymś pomóc, jednak każda wiadomość jest wysłana z innego miejsca.
-Co?- Patrzę raz na informatyka, a raz na tatę, który tak jak ja, ma wielkie zdezorientowanie wypisane na twarzy.
-Macie może mapę? Zaznaczę wam miejsca gdzie zostały wysłane te wiadomości. Może to coś da.- Des otwiera jedną z sześciu szuflad w biurku, przerzuca kilka zbędnych w tym momencie rzeczy i wyciąga kilka rulonów lekko żółtawego papieru.
Otwiera dwie, jednak bez słowa wrzuca je z powrotem do ich poprzedniego miejsca pobytu. Trzecia jest większa od poprzednich. Zwija ją i wkłada pod pachę, tak, żeby jej nie zgnieść, a resztę rulonów odkłada do szuflady. Wyciąga tą największą z pod ręki, przesuwa kilka rzeczy na biurku i rozkłada mapę, a na jej krańce kładzie jakieś mniejsze, ale za to grube książki.
-To jest mapa całego Londynu oraz watah wokół niego.
-Tak... dobrze...
Beta podchodzi do mapy, bierze z kieszeni swoich materiałowych spodni jakiś ołówek i po kilku pociągnięciach palecem wzdłuż papieru zaznacza pierwszy punkt. Później kolejny i następny, aż jest ich osiem. Dla mnie nic nie znaczą, ale w momencie kiedy chłopak łączy je zaczynam rozumieć jego poczynania. Wszystkie, połączone punkty tworzą duże, niedokończone "A". Niedokończone, bo bez jednej dolnej kreseczki. Beta rysuje jeszcze koło w miejscu gdzie powinna być jeszcze jedna kropka.
-Moim zdaniem trzeba go szukać w tych okolicach.
-Ale zanim obejdziemy całość, miną wieki, a on pewnie zginie.- Mówię z wyraźnym niezadowoleniem, bo chociaż przyniósł coś, co mam nadzieję, że nam pomoże to jednak nie dał nam dokładnego położenia Louisa. Jestem strasznym panem wygodnickim.
-Harry, a mamy jakieś inne wyjście? Trzeba próbować.- Des patrzy na mnie tym swoim kamiennym, alfim wzrokiem. I chociaż też jestem alfą, ulegam mu.
Zapada cisza podczas, której słuchać jedynie dźwięk przychodzącej wiadomości oraz późniejsze kilkanie myszki komputerowej przez Desa.
-Ja już może pójdę. Jest już prawie szesnasta, zaraz kończy się moja zmiana, a moja żona jest w ciąży, więc muszę iść.
-Tak, jasne, dziękujemy za pomoc!- Mówię gdy młody beta kieruje się do drzwi, później je otwiera, znika za nimi i wręcz biegnie przez naszą posiadłość, co wiem dzięki mojemu dobremu słuchowi.
Nie mogę wyjść z podziwu, bo powiedział, że ma żonę i to w ciąży. Niegdy nie dałbym mu więcej niż dwadzieścia dwa lata, a już stworzył rodzinę. Ja mam dwadzieścia trzy lata i nawet nie mam omegi, a przecież już dawno powinienem przejąć stado.
Nawet jeśli się połączę z Louisem czy on będzie chciał mieć dzieci? Przecież on ma dopiero dziewiętnaście lat!
Potrząsam lekko głową i patrzę na tatę, który patrzy ze zmarszczonymi brwiami na monitor. Mimo że nigdy nie patrzę w jego komputer to tym razem muszę. Moja alfa mnie do tego zmusza.
Podchodzę do biurka od strony Desa i widzę otwartą skrzynkę pocztową, na której oprócz wielu wiadomości z reklamami czy to sklepów odzieżowych, czy supermarketów z jedzeniem, rzuca mi się w oczy jedna wiadomość wysłana przez nieznany adres e-mail. Des się waha, ale ja sprawnie łapię myszkę i klikam aby ją otworzyć. Pokazuje się nagłówek.
"Piękna omega, szkoda, żeby zdechła"
Pod spodem jest link do czegoś. Wchodzę w niego, a złość się we mnie gotuje gdy widzę na ekranie Andreasa i przywiązanego do ściany Louisa, jeszcze przed naciśnięciem play.
Puszczam odtwarzanie i patrzę na omegę, która mimo rozwalonej nogi, kilku siniaków na szczęce i brzuchu, nadal jest piękna.
Pada pierwsze pytanie z ust łowcy o mojego ojca, który w tym samym momencie zaciska mocno swoje zęby, tak, że boję się, że je sobie połamie.
Louis odpowiada, że nie wie, przez to, że chce nas chronić. Łzy napływają mi do oczu gdy patrzę jak Andreas przykłada do jego pięknego ciała srebro. Odwracam wzrok przy kolejnym pytaniu i kolejnej karze za brak odpowiedzi. Patrzę w momencie gdy Des lekko szturcha mnie łokciem. Spoglądam na omegę, której oczy teraz świecą się na kolor zielony, walczy, to dobry znak.
Jednak gdy czekam na rozwinięcie się akcji, obraz staje się czarny. Dopiero po kilku sekundach pokazuje się znowu Louis gdy jakiś łysy facet spina mu lekko zakrwawioną rękę. Co się musiało wydarzyć gdy wyłączył się ekran?
Już nie widać Andreasa, a zamiast niego pojawia się jakiś młodziak.
"Gdzie jestem?" To zdanie przyciąga moją uwagę.
-Wróć trochę i podgłośnij.- Wytężam alfi słuch.
"w opuszczonej..."
-Daj jeszcze raz ten moment.
"w opuszczonej fabryce..."
-Wiem! Jest w starej fabryce!
Od autorki: Wierzcie, że Harry da radę uratować Lou przed kolejnym okropnym dniem w zamknięciu?
Aktywność słabnie i jest mi przykro :(
Ale mimo to mamy aż #31 w ff!
Dziękuję za każdą gwiazdkę i każdy komentarz ❤️
Dobranoc ❤️
CZYTASZ
I See Fire // Larry A/B/O
RandomOpowiadanie, w którym miłość tej dwójki zaczyna się dosyć ogniście - dosłownie i w przenośni. "Szybko wybiegamy na dwór i rzeczywiście coś się pali, czuję ten zapach spalenizny. Jeśli to koniec, dziś w tym ogniu, to przynajmniej spłoniemy razem. Pa...