Rozdział dwunasty

3K 256 60
                                    

Harry jako pierwszy kończy pocałunek, ale chwilę patrzy prosto w moje oczy.

-Uwielbiasz się pakować w kłopoty, prawda?- Szepce tak, abym tylko ja mógł to usłyszeć. Kiwam lekko głową i odpowiadam.

-A ty jesteś moim superbohaterem i mnie ratujesz przed śmiercią.- Harry uśmiecha się.

-Dobra gołąbeczki! Koniec tego! Trzeba wracać dopóki Louisowi nie zrosła się ręka.- Dopiero gdy przerywa nam głos Liama, przypominam sobie, że nie jesteśmy sami.

-Liam, ty... ty... ugh. Chodźmy.

-Nie dam rady iść.- Mówię cicho i patrzę na ziemię.

Nikt nie odpowiada, ale Harry przemienia się w wilka i po chwili szturcha mnie łbem, niemo pokazując, że mam wsiąść na jego grzbiet.

-Zarwę cię.

Wilk jedynie warczy ostrzegawczo.

-Harry, nie ma mowy. Jestem za ciężki.

Niespodziewanie silne dłonie Zayna, o ile dobrze pamiętam, podnoszą mnie nad ziemię i sadzają na plecach czarnej alfy.

-Za dużo gadasz.- Odzywa się chłopak, który mnie podniósł.

-Jeśli on- wskazuję na alfę pode mną - będzie później marudził, że bolą go plecy, to wiedz, że jest to twoja wina.

Wszystkie trzy alfy prychają, a zaraz po tym Liam i Zayn zmieniają się w wilki. Przytulam się do ciepłej sierści Harry'ego, gdy zaczynają biec. Moja prawa ręka nadal boli, więc to chyba dobry znak, że jeszcze nie zaczęła się zrastać. Po kilkunastu minutach wbiegamy na teren watahy Stylesa, a po kilku kolejnych znajdujemy się koło domu Harry'ego. Czwórką wchodzimy do środka.

-Jak dobrze, że jesteście! Harry przynieś tutaj Louisa, zawołaliśmy już doktora Harrisa, więc będzie w dobrych rękach.

-Dobry wieczór, Louis. Nazywam się Brad Harris i teraz zobaczę co wymaga natychmiastowej pomocy, dobrze?

-Dobrze.

Lekarz pomaga mi usiąść na kanapie, która na szczęście jest skórzana, a nie materiałowa, bo jestem cały brudny od krwi i ziemi.

-Oprócz tego, że masz dosyć świeże ślady kłów na nodze oraz kilka starszych, posiadasz jeszcze mocne zadrapania na nodze i plecach, jak mniemam?

-Tak, doktorze. Dosyć mocno krwawił i się nie regenerował, więc założyłem mu opaskę uciskową na nogę, ale na plecy założyłem tylko bandaż. Rękę już sobie wcześniej usztywnił.

Do pokoju wchodzi Liam, który ma na sobie tylko obcisłe bokserki. Muszę przyznać, że jest gorący z dużą ilością tatuaży, ale ma również znak połączenia, co mnie trochę dziwi, bo nie było czuć na nim żadnej omegi. Sprawa wyjaśnia się gdy zaraz po nim wchodzi Zayn, który od razu przytula się do jego pleców. Dwie alfy razem? Bez omegi?

-Oh, Liam! Już rozumiem skąd ta profesjonalna robota.

Doktor Harris jest miły i jest alfą. Zabawną, starszą i spokojną alfą.

-Starałem się dopóki młody nie obrzygał mi prawie nóg.

-Wymiotował?

-Tak, trochę mazią, a trochę krwią.

-Nie wiem czy nie doszło do jakiś urazów wewnętrznych.

-Możecie najpierw mi nastawić rękę, bo ból już powoli mija.

-Tak, jasne. Liam, chcesz to zrobić?

-Co? Nie, ble, nie chcę. Nie chcę mu sprawić bólu, bo już się dużo nacierpiał.

-To podaj mu trochę znieczulenia. Jest tam w torbie.

Podążam wzrokiem za Liamem, gdy nagle czuję przeraźliwy ból w ręce, który aż podrywa mnie na nogi i wzbudza moją omegę, która jak na zawołanie warczy.

-Jednak znieczulenie nie było potrzebne.

Doktor uśmiecha się do mnie spokojnie i klepie kanapę obok siebie, ale ja nie dam mu się już dotknąć. Przez hałas do pokoju Harry, a zaraz po nim Luna. Powoli patrzą na uśmiechniętego doktora Harrisa, zamarzniętego Zayna i Liama, który stoi koło torby lekarza ze strzykawką w ręku. Ich wzrok na końcu pada na mnie. Stoję koło kominka z prawą ręką przyciśniętą do torsu, jedynie w bokserkach, bo dresy zostały mi wcześniej ściągnięte przez Liama, i głośno warczę.

-Louis, wracaj tu do mnie to podam ci morfinę, która pomoże ci na ból.

-Nie dotkniesz już mnie.- Warczę jeszcze głośniej gdy Harris wstaje z kanapy, żeby do mnie podejść.

-Uspokój się, przecież jakoś musiałem ci to nastawić.

-Ale nie bez znieczulenia!

-Nie przesadzaj. Nie udawaj, że aż tak to cię boli.

-Nie, kurwa, wcale mnie nie boli jak na żywca nastawiłeś mi złamaną rękę!

-Nie krzycz! Jesteś jedynie małą omegą, więc co mi możesz zrobić! Jak tu podejdziesz to dam ci leki przeciwbólowe, a jeśli nie to będziesz zdychał w cierpieniu.

-Jak powiedział, że nie chce, żebyś go dotykał to znaczy, że do ciebie nie podejdzie.- Do rozmowy wtrąca się zdenerwowany Harry, który podchodzi do mnie i staje przede mną, jakby trochę ochronnie.- Możesz też wyjść jeśli nie chcesz się zajmować omegą. 

-Dobrze, do widzenia.

I tyle go widzimy. Harris wręczy wybiega przez drzwi obok zdziwionej Luny.

-Louis, tak bardzo cię przepraszam. Nie wiedziałem, że tak zrobi. Kur...jakbym wiedział, to ja bym chciał ci nastawić tę rękę.- Jako pierwszy odzywa się Liam, który jak najszybciej przeszukuje skórzaną torbę, którą zostawił lekarz.- Mogę ci tylko wstrzyknąć leki przeciwbólowe? Są odpowiednie dla wilkołaków, więc będą dłużej działać. Chce ci się jakoś wymiotować? Czujesz się słabo? Może się połóż. Harry odsuń się od niego, przecież ja nic mu nie zrobię.

Podchodzę do kanapy, a gdy mijam Harry'ego delikatnie dotykam jego dłoń i się uśmiecham.

-Mam nadzieję, że jesteś normalny. - Mówię kiedy siadam na miejsce gdzie wskazuje Liam.

-Nieraz jestem trochę szalony, ale nie chcę cię skrzywdzić.

-Ktoś mi teraz powie co opętało Harrisa?- Luna podchodzi bliżej nas i siada na kanapie obok. Jej syn dalej stoi przy kominku, a Zayn podchodzi do Liama i stara się wytłumaczyć wcześniejszą sytuację, ale jego głos się za bardzo trzęsie, żeby ktokolwiek mógł go zrozumieć, więc pałeczkę przejmuje Liam.

-Chwilę rozmawiałem z Bradem i wydawało mi się wszystko okej, ale później Louis przypomniał, że trzeba mu złożyć rękę. No i Harris zapytał się mnie czy nie chcę zrobić tego ja, ale zaprzeczyłem.- Alfa wbija mi malutką igłę w ramie i wstrzykuje mi jakiś płyn.- To przeciwbólowe, zaraz będzie ci lepiej i może zaśniesz, bo są mocno przeciwbólowe i lekko nasenne. Wracając, po tym jak się nie zgodziłem, kazał mi podać znieczulenie z torby, ale on w tym czasie na żywca nastawił Louisowi rękę.

-Przecież alfie nawet podaje się znieczulenie przed nastawianiem kości.-Harry wspomina tylko cicho i do mnie podchodzi.

-Um, Harry, leki zaczynają działać. Nie chciałbyś może zanieść naszego pacjenta do jakiegoś wolnego pokoju?

-Jasne.

Moje powieki robią się strasznie ciężkie, a gdy tylko czuję ciepło nagiej klatki piersiowej alfy, jeszcze mocnej owijam nogi wokół torsu Harry'ego i zasypiam.


Od autorki: Zaborczy Harry wkracza do akcji hihi

Dziękuję za każdą gwiazdkę i za każdy komentarz!

Miłego dnia!

I See Fire // Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz