I.

1.6K 102 28
                                    


Kylo

- Nie jest dobrze.

Siwy, brodaty mężczyzna w pelerynie mówił do starszej kobiety, z którą komunikował się przez holo. Jego twarz wyrażała wielki niepokój.

- O czym chcesz mi powiedzieć, bracie? Na starość zapominasz, że ja nie jestem tak czuła w mocy, jak ty i Ben - uśmiechnęła się ciepło.

- Właśnie o nim chciałem rozmawiać - odparł, podnosząc na nią smutne oczy.

- Dobrze się sprawuje? Jak mu idą treningi. Opowiedz mi o wszystkim - poprosiła, układając dłonie na kolanach.

Mężczyzna westchnął i przymknął oczy, po czym na powrót je otworzył. Skrywały one wielki ból i strach. Widocznie kobieta ujrzała o to u brata i zamrugała nerwowo.

- Coś się stało? Ben znów coś przeskrobał?

- Na razie nie - odpowiedział.

- Jak to... - ściągnęła brwi.

- Miałem wizje. Jedną z tych o przyszłości. Widziałem go, Leia. Zmienił się. Jego potęga go zniszczyła. Co jeśli to prawda? Jak mam z nim postępować?

- Luke, jak często te wizje się sprawdzają? - spytała mocno zaniepokojona.

Mężczyzna pokręcił głową.

- Zawsze

Obraz się rozmył, a na jego miejsce wpłynął ogień. Płomienie szalały, ludzie uciekali w popłochu. On sam biegł przed siebie, najdalej i najszybciej jak potrafił. Czuł swoje palce zaciśnięte na metalowym uchwycie błękitnego miecza. Ten kolor nigdy mu się nie podobał. W płucach brakowało powietrza, nogi odmawiały posłuszeństwa. Ale on wciąż biegł. Zostawiając po sobie tylko śmierć i ból. Opadł na kolana w mokrą od rosy trawę i spojrzał na rozgwieżdżone niebo. Poczuł łzy na policzkach.

- Gdzie jesteś mistrzu? Zrobiłem wszystko, czego ode mnie wymagałeś. Jestem ci wierny. Od teraz, na zawsze! - wykrzyczał w górę, mając nadzieję, że Snoke słyszy jego słowa.

Usłyszał za sobą kroki.

- Ben? - spytał znajomy głos.

Jego bliski przyjaciel z zakonu jedi - Brath Pleforth . Zwykle przyjacielskie, szare oczy, teraz wpatrywały się w niego w mroku z niedowierzaniem i przerażeniem.

- Co ty zrobiłeś? - spytał zasapany. Jego twarz była pełna zadrapań i krwi, a jasna szata trzepotała na wietrze ,porwana w wielu miejscach. - Dlaczego?

Uniósł miecz. Kylo nie był gotów. Łzy zamgliły mu wzrok. Dłonie drżały. Nigdy przedtem nie zabił człowieka. A tu na raz ze trzydziestu. I to bliskich przyjaciół, z którymi trenował od dziecka. Miał jednak determinację, a jego serce wypełniała nienawiść i nieczułość. A to wszystko z powodu... Luke'a.

- Mistrz we mnie zwątpił. Usiłował mnie zabić. Niczego nie rozumiesz, Barth. - opanował drżenie głosu i podniósł się na nogi.

- Jesteś bestią - wysyczał.

Jednak nim zdążył cokolwiek zrobić, znikąd pojawił się blask trzeciego miecza, który przeszył mrok i przebił jego ciało na wskroś. Chłopak otworzył usta w bezgłośnym okrzyku bólu i osunął się na trawę. Z za niego ukazała się sylwetka Guanto Houshie .

- Nie ma za co - wzruszył ramionami i schował miecz. Podszedł do niego i spytał - Masz już nowe rozkazy, Ben?

- Nie. I nie nazywaj mnie tak więcej - przejął szybko defensywę. Objął Guanto z góry dominującym spojrzeniem. - To imię to przeszłość. Od dziś jestem Kylo. Kylo Ren.

Be careful/KyluxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz