Kylo
Po raz czwarty zaczął liczyć lśniące za szybą gwiazdy. Nie mógł się skupić na niczym konkretnym, więc tylko to mu pozostało.
Po wypłakaniu się Hux'owi poczuł się o wiele lepiej. Ale nie znaczyło to, że nagle znikły wszystkie jego zmartwienia. Głównym wciąż byli rebelianci, którym dał się wymknąć. No i Rey.
Tyle starań na nic. Chyba czas dać sobie z nią spokój. Zginie wraz z tymi głupcami, których wybrała.
Oparł czoło o szkło i odsapnął.
- O czym myślisz?
Zerknął na generała stojącego tuż obok ze wzrokiem utkwionym gdzieś w oddali, po czym z powrotem zwrócił oczy na gwiazdy.
- O niczym konkretnym - skłamał. - Nie chcesz niczego więcej powiedzieć? O martwym przywódcy, niepowodzeniu...
Niepokoiło go milczenie Hux'a. Nie miał ochoty zaglądać mu do głowy, dlatego pozostało mu zgadywanie.
Na pewno ma do mnie żal. Myśli, że jestem beznadziejnym nowym przywódcą. Czemu mi tego nie wytknie?
- Dlaczego nic nie mówisz? - szturchnął go lekko nogą.
- Uznałem to za bezsensowne. Znając twoje reakcje na krytykę, wolę nie ryzykować. Z resztą - zrobił przerwę na zaczerpnięcie powietrza. - Staram się być wyrozumiały. Doceń to.
Zaśmiał się pod nosem.
Uwierz, doceniam.
- Myślisz, że dam sobie radę? Prowadzić swój mały oddział rycerzy to jedno. Władać całą armią, to drugie.
- Może być ciężko - przyznał po krótkim namyśle.
- Hux - poczekał, aż na niego spojrzy. - Będę potrzebował twojej pomocy.
Przez usta mężczyzny przebiegł dyskretny skurcz na wzór uśmiechu. Skinął na Kylo głową i odparł.
- A więc ją otrzymasz.
W geście wdzięczności brunet ujął go za szczupłą, chłodną dłoń i pogładził ją kciukiem, czując dokładnie każdą wystającą żyłkę. Hux ku jego uldze odwzajemnił uścisk, przekazując mu tym falę kojącego ciepła.
- Powiedz załodze, że praca na dziś skończona, Najwyższy Przywódco - mówił z lekkim uśmiechem.
- Tak? - zdziwił się.
A to niespodzianka. Mówi ten, co haruje 24 na dobę.
Za jego prośbą rozkazał pracownikom opuścić pokład, a ci migiem to zrobili.
Przez kolejne pół minuty wsłuchiwał się w panującą na sali ciszę. Przerwał ją szelest munduru generała, który usiadł przed nim przy wielkiej, przedniej szybie statku i oparł się plecami o jego klatkę. Chwilę zajęło mu znalezienie dogodnej pozycji, podczas czego wpasowywał się kującymi łopatkami w brzuch chłopaka. Ten jednak nie zamierzał narzekać.
A więc to o to ci chodziło.
Włożył mu ręce pod ramiona i objął go czule, wsuwając nos w jego rude włosy, pachnące męskim szamponem.
- To, że ci nie na wypominałem, nie znaczy, że nie jestem zły - burknął z dołu.
- Wiem - przymknął powieki, rozkoszując się jego bliskością.
- Będę potrzebował czegoś w zamian, za pomoc - poruszył się nieco, żeby spojrzeć na niego z ukosa dość stanowczym wzrokiem.
- Hm? - mruknął pytająco.
CZYTASZ
Be careful/Kylux
RomanceTo nie fluff. Nie ma tu kotków i lodów, ani ślubów. Sorrki jeśli kogoś zawiodłam. Ale wolę ten ship jako coś w stylu "Bad Romance", niż "uuu słodziaki". No więc tyle. Piosenka przewodnia: Daddy Issues, The Neighbourhood