Rozdział 7

67 5 3
                                    


Wtorek. Dzień, którego nie cierpię a dlaczego? Ponieważ dzisiaj są dwie lekcje fizyki. Bosko. Mamrocząc coś pod nosem poszłam do łazienki by się przebrać i ogarnąć. Jednak dzisiaj zeszło mi to nadzwyczaj szybko, tylko pięć minut! No ale nie ma teraz czasu na zachwycanie się tym, trzeba lecieć do szkoły. No...może jeszcze coś zjem przed wyjściem.

Mamy teraz matematykę czyli mój ulubiony przedmiot. Jednak nie dane jest mi się nim cieszyć, gdyż muj ,,kolega" Konecki znowu się nie uczył, znowu nie uważał na lekcji i znowu ma gdzieś wszystko i wszystkich, i stoi przy tablicy, myśląc nad tak prostym zadaniem. A mianowicie :

Dany jest ciąg geometryczny o wyrazach różnych od 0. Suma siódmego i ósmego wyrazu tego ciągu jest równa 0. Oznacza to, że suma tysiąca początkowych wyrazów tego ciągu jest równa:

A. 1000a1

B. 1001a1

C. 10

D. 0

Odpowiedź : ZERO!

Padłam zrezygnowana na ławkę i westchnęłam cięrzko.

-Luna, jeśli nie interesuje cię lekcja i masz zamiar spać to przynajmniej rób to ciszej-zarzartowała sobie nauczycielka.

Odwróciłam się w stronę Nadii i spojżałam na nią błagalnie. Ta uśmiechęła się i szturchnęła dziewczynę przed nami. Usłyszałam jak szepcze : ,,Kaja, przekaż dalej do Igora, że odpowiedź to D","Ale dlaczego?" Usłyszałam jak mój rudzielec się cicho śmieje "Bo luna nam tu zaraz zejdzie". W odpowiedzi usłyszałyśmy tylko aha. Nasze podpowiadanie przeciągnęło się przez cały żąd aż w końcu doszło do Adama, który pośpiesznie napisał odpowiedź.

-ALLELUJA!-powiedziałam na tyle głośno aby usłyszała mnie cała klasa i na tyle głośno, że dotarło to też do pani. Ona tylko pokręciła głową i wywołała kolejną osobę do tablicy.

Chej wiecie co? Fizyka ma sześć liter...Głupia też ma sześć liter...Przypadek? Nie sądzę!

Już dawno po dzwonku, już dawno po przerwie a lekcja trwa i końca nie widać. Ehh, przynajmniej siedzę w ostatniej ławce pod oknem. Są jakieś plusy...a nie przepraszam...Ja zawsze siedzę z tyłu.

-Dobrze, więc teraz do tablicy przyjdzie...-i ta jakże dramatyczna przerwa. Specjalnie położyłam się na ławce żeby mnie nie widziała-o! No tak, Kwiatkowska proszę do mnie!-Zabijcie mnie...Prosze, jak macie dobre serca zabijcie mnie! Przecież ona...Dobra nie będę się wyrażać. Podeszłam do tablicy i przyjżałam się zadaniu :

ZADANIE 6/86

Oblicz siłę oporu powietrza dla piłki o masie 0,2 kg spadającej z przyspieszeniem a = 8 m/s2. W tym celu narysuj piłkę wraz z działającymi na nią siłami, a następnie zapisz dla tego ruchu drugą zasadę dynamiki.

Okej. Może dla innych to jest łatwe ale ja kompletnie tego nie rozumiem.

Po tych okropnych 90 min. Zabrałam swój rower spod szkoły i z Nadią ruszyłyśmy w stronę mojego domu. Wolę nie mówić mamie o tym, że dostałam jedynkę za nie zrobienie tak ,,prostego" zadania i za ,,nieuważanie" na lekcji. W przeciwieństwie do mnie lubi fizykę tak jak Nathan.

Matma i tak żądzi.

Weszłyśmy przez furtkę na taras i zostawiłyśmy rowery obok garażu.

Po wejściu na ganek, Nadię od razu przywitało spotkanie z glebą. Tak, to nasz ukochany Zane. Uwielbia rudowłosą i gdy przychodzi do nas zawsze chce się z nią bawić. Czasem mam wrażenie, że lubi ją bardziej odemnie.

-Dobra, dobra...koniec tych czułości.

-A co? Może zazdrosna?-Odpowiedziała wstając z ziemi. Pies tylko na to zaszczekał.

-Nie tylko, że po pierwsze przyszłaś tu do mnie-podkreśliłam oststnie słowo patrząc na zierzaka- a po drugie mamy robić ten projekt na biologię.

-No tak-odwiesiła kurtkę na wieszak.

Po chwili dobiegł nas dźwięk otwieranych drzwi. Ale nie z ganku tylko z góry. Obie skierowałyśmy wzrok na schody. To co zobaczyłyśmy było takie słodkie. Mój starszy brat po prostu świeci przykładem, że NIE NALEŻY jeść zbyt dużo słodyczy. Zszedł z buzią ubrudzoną od czekolady w swojej piżamie w...szczeniaczki. Tak Nathan ma piżamę w szczeniaczki. Dziwię się, że jeszcze jej nie zmienił. On ma ją chyba od...wsumie niewiem ile, ale zawsze chodzi w innej. Bardziej dziwił mnie fakt, że był w domu przedemną. Kiedy spojżał na Nadię zaczerwienił się. Nie to, że mu się podoba czy coś ale chodzi o jego ubranie.

-Ja nic nie widziałam - powiedziała idąc w stronę kuchni zdejmując wcześniej buty. Aha. Już ja wiem co kombinuje.

-Nawet się nie waż!

-Tylko jednego-spojżała na mnie błagalnym wzrokiem. Chodzi o pierniki z szafki. Przychodzi do nas często i doskonale wie, że mama zawsze robi nam we wtorki te ciastka. Swoją drogą sama mam na nie ochotę ale zabroniono mi nawet jednego. Do domu przychodzą dziś koleżanki mojej mamy i muszą zostać wszystkie.

Złapałam ją za nadgarstek z zamiarem zaciągnięcia jej do pokoju. Stanęłam jeszcze na chwilę przed moim bratem, który stał w tym samym miejscu. Moja toważyszka wyrwała się z uścisku i spojżałyśmy razem na Nathana.

-A ty dawaj resztę czekolady-Powiedziałyśmy równocześnie i stanowczo. On (wiedząc już do czego jest zdolna rudowłosa kiedy odmówi się jej czekolady) wyją z kieszeni opakowanie i ruszył do kuchni. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i skierowałyśmy kroki na piętro.

BravoWhere stories live. Discover now