-Bobo!
Wyszłam ze stajni i zobaczyłam Dominikę głaszczącą Bolka - psa pani Ewy. Wyglądał jakby sprawiało mu to nie wiadomo jaką przyjemność.
Uśmiechnęłam się gdy reszta psów przybiegła do dziewczyny, wręcz się na nią rzucając. I ja poszłam w ich ślady ale nie rzucałam się na nią. Podeszłam spokojnie i zatrzymałam się zaraz za nią. Tak jakby się na niej położyłam łapiąc swoimi rękami jej szyję. Jestem pewna, że od razu wiedziała, że to ja.
-Ratunku duszę się!
Zaśmiałam się lekko i wypuściłam ją z uścisku. Stanęłam obok niej. Bernejczyk (czyli Bolek) zaczął się domagać dalszego głaskania. Chodził wokół nas ocierając się i merdając ogonem. Ponownie się uśmiechnęłam i podrapałam psa po głowie.
-No to...-zaczęła-Cześć!
-Cześć!
Podeszła do mnie i mnie przytuliła. Po chwili zaczęłam się bujać i przestępować z nogi na nogę.
Puściłam ją i spojrzałam jej w oczy. Zrobiła to samo.
- No to...idziemy?
- Zaraz. Aneta jeszcze ma przyjść. Będzie za osiem minut.
- Okej. To może pójdziemy do koni?
-Jasne.
Ruszyłyśmy w stronę pastwiska. Konie jeszcze nie wróciły do stajni, więc wszystkie będą jeszcze na zewnątrz.
Szłyśmy powoli mijając drzewa stojące obok ścieżki prowadzącej na wybieg. Gdy tylko podeszłyśmy do wejścia od razu przywitało nas rżenie Kucyka. Mały srokaty konik stał niedaleko pod płotem przeżuwając znajdującą się w jego pyszczku trawę. Otworzyłyśmy furtkę, weszłyśmy i zamknęłyśmy za sobą. Podeszłam powoli do zwierzęcia i zaczęłam gładzić jego szyję. Odwrócił głowę w moją stronę i szturchną mnie w rękę.
-Dzisiaj nic dla ciebie nie mam - powiedziałam dalej go głaszcząc.
Równocześnie ze mną odwrócił głowę w kierunku drugiej strony pastwiska. Danek, nieduży kasztanowaty koń, i Persi, haflinger, biegli wzdłuż płotu brykając i prychając przy tym. Kucyk nie czekając dłużej pobiegł się do nich dołączyć.
-Straciłaś swojego pluszaczka. Smutne - rzekła Dominika. Szturchnęłam ją i poszłam do reszty stada. Ruszyła za mną.
Konie, a dokładniej moje ulubione Orlik i Bona, podeszły do nas i zaczęły obwąchiwać okolice naszych kieszeni. Zapewne w poszukiwaniu smaczków. Pogłaskałam gniadą klacz po czole. Ma na nim małą, białą gwiazdkę kształtem trochę przypominającym mi połówkę serca. Czarnym ogonem odpędzała muchy z swojego grzbietu a jedną z nóg grzebała w ziemi.
-No niestety Orlik, nie dostaniesz dzisiaj nic ode mnie.
Zwróciłam swój wzrok na przyjaciółkę. Głaskała siwo - tarantowatego wałacha po szyi. Ten tylko tupną nogą i zamachną się swoim szarym ogonem.
-Trzeba było jednak przynieść coś - powiedziałam odwracając głowę w stronę klaczy. Prychnęła wyraźnie niezadowolona z tego, że dzisiaj nic nie dostanie.
Po pewnym czasie usłyszałyśmy jak Aneta do nas krzyczy zza płotu. Zostawiłyśmy konie i ruszyłyśmy powoli w stronę blondynki.
-Cześć dziewczyny - powiedziała i obie nas przytuliła.
-Czyli co. Idziemy?-zapytałam.
-Tak. Tylko teraz musimy być bardziej ostrożne. Chyba nie chcemy żeby nas złapali co? - odpowiedziała Dominika.
-No to...choćmy-dodałam i skierowałyśmy swoje kroki w stronę naszych rowerów.
Przejechałyśmy przez leśne ścieżki, ale nie mogło być tak miło. Jedyna droga jaką znamy prowadziła przez krzaki więc co chwilę któraś z nas dostawała, a to gałęzią po twarzy, a to liśćmi, a to wjechała w pajęczynę. Jakoś jednak udało nam się przejechać przez ten busz. Jeszcze trochę i wydłubałabym sobie oko. Już mi wystarczy, że mam na jednym znamię. No ale i tak nie obeszło się bez jakichkolwiek otarć lub skaleczeń.
Zwolniłyśmy gdy tylko zobaczyłyśmy kawałek budynku między liśćmi. Rowery zostawiłyśmy gdzieś w krzakach tak, aby nie mogli ich znaleźć ale też tak, abyśmy mogły w razie czego szybko je zabrać.
Wychyliłam się lekko zza pnia sosny. Nikogo ni było na zewnątrz...no...przynajmniej po tej stronie. Rozejrzałam się jeszcze raz i zwróciłam się do dziewczyn.
-Czyli tak jak ustaliłyśmy? Ja idę do ogiera a wy stoicie na czatach.
Obie przytaknęły.
-Okej.
Wzięłam wdech i powoli zaczęłam schodzić w dół. Przyjaciółki zaraz za mną. Z każdym krokiem serce zaczynało mi szybciej bić, a oddech lekko przyśpieszał. Jeżeli mamy go stąd zabrać, muszę zrobić to szybko. Kolejny krok, i następny. Zaraz znalazłyśmy się na dole. Szukałyśmy wzrokiem wejścia przez które ostatnio weszłyśmy. Nie mogłyśmy przecież wejść przez rozwaloną siatkę, tam nie ma gdzie się ukryć.
-Jest! - powiedziała szeptem Aneta. Poszłyśmy za nią do dziury. Weszła pierwsza. Dalej szłyśmy pod siatką gdzie było pełno krzaków. Idealne miejsce na ukrycie się. Szkoda tylko, że były tam też ciernie. Przechodząc na czworakach skaleczyłam się dość głęboko. Syknęłam. Mała stróżka krwi spłynęła po moim ramieniu. Zignorowałam to i ,,czołgałam" się dalej. Chociaż to nie było do końca czołganie.
-Dobra. Luna, wchodzisz do środka, szukasz klucza i wypuszczasz go a my pilnujemy wyjść.
Przytaknęłam. Blondynka pobiegła po cichu w stronę drugiego wyjścia a Dominika została. Weszłam na korytarz zamykając drzwi. Rozejrzałam się. Całe szczęście boksy są puste. Nie chciałabym oglądać ponownie tego widoku. Pokręciłam głową i poszłam w stronę boksu ogiera starając się nie wydawać przy tym żadnych dźwięków. Nawet moich kroków nie było słychać. Skręciłam w prawo, a moje serce momentalnie zaczęło szybciej bić, oddech przyśpieszył a oczy się rozszerzyły.
-Co do...-szepnęłam i szybko podeszłam do miejsca, w którym powinien stać koń. Boks był pusty...
-Nie, nie, nie...nie mogli go zabrać...nie mogli...- złapałam się za głowę i zaczęłam chodzić po sianie. Nagle zamarłam. Moją skórę przeszył dreszcz gdy usłyszałam głośne rżenie. Spojrzałam na okno i szybko do niego podeszłam. Zobaczyłam go i tych typków. Dwóch trzymało karego a trzeci miał w ręce bat. Teraz wiem skąd te blizny. Mężczyzna zaśmiał się, zrobił zamach i uderzył z całej siły w staw skokowy zwierzęcia. Ponownie zadrżałam gdy usłyszałam ten ,,krzyk"...krzyk bólu. Koń próbował się bronić jednak nic to nie dawało. Dostał jeszcze kilka raz aż po jego nodze spłynęła krew. Myślałam, że zaraz się przewróci ale utrzymał się. Po policzku spłynęła mi łza.
Na korytarzu słychać było skrzypnięcie drzwi. Podskoczyłam i spanikowana szukałam miejsca gdzie mogę się ukryć. Jednak nie miałam gdzie. Wokół mnie były tylko boksy. Przykucnęłam pod ścianką i próbowałam uspokoić oddech. Po chwili słychać było kroki. Jeden, drugi, trzeci...Każdy następny był coraz głośniejszy.
W pewnym momencie ustały. Osoba, która szła w tę stronę zatrzymała się i weszła do ,,pokoju" ogiera stając obok mnie...

YOU ARE READING
Bravo
Short StoryOpowieść o tym jak zwykła dziewczyna o imieniu Luna poznaje wspaniałego ogiera imieniem Bravo. Dziewczyna przy pomocy przyjaciół odkryje w sobie dar...Dar rozumienia końskiej mowy. Będzie starać się przekonać do siebie dzikiego konia, ale czy jej si...