Rozdział 2

67 3 0
                                    


Nie no ja zaraz nie wytrzymam! Ta chemiczka zapytała mnie czegoś z poza materiału a jak zwróciłam jej o to uwagę to powiedziała "powinnaś to wiedzieć". Nie wiem jakim cudem ale jakoś udało mi się zdobyć tróje. Fartem...Ale teraz coś na co czekałam przez cały dzień czyli Wf. Na szczęście gramy w kosza, mój ulubiony sport zaraz po koniach. A propo koni. Mogę dzisiaj pojechać do stajni tylko trzeba by było napisać do mamy. Dobra, nie teraz nie mogę o tym  myśleć. Trzeba skupić się na grze!

Po Wf poszłam po swój rower. W planach miałam pójść tylko po rower ale zastałam tam mojego psa. Ma na imię Zane. Jest to bardzo duży pies rasy alaskan malamute. Duży bo sięga mi głową powyżej pasa. Przywitałam się z nim i razem wróciliśmy do domu.

Rower postawiłam z powrotem w garażu. Wchodząc do domu puściłam Zane'a przodem, a ten od razu pobiegł do salonu na kanapę. Zdjęłam buty a kurtkę zawiesiłam na haczyku. Poszłam sprawdzić w jakim stanie jest jego miska, a następnie wzięłam jakieś jabłko i skierowałam się w stronę pokoju. Będąc na górze sprawdziłam jeszcze czy Nathan już poszedł. Wczoraj mówił coś, że będzie wychodził gdzieś z kumplami. Zapukałam do drzwi jego pokoju po czym powoli je otworzyłam. W pokoju nie było nikogo. Za to po całym pomieszczeniu walały się jego rzeczy : szafa otwarta, ciuchy pod łóżkiem i na komodzie a na podłodze co jakiś czas można było spotkać długopisy, markery i inne takie. Mój pokój jest już w lepszym stanie.

Nie chcąc dłużej patrzeć na ten bałagan zamknęłam drzwi i poszłam do siebie.

Po około pół godziny zrobiłam już wszystko zadane w szkole. Odłożyłam plecak pod drzwi i wzięłam swój telefon. Odblokowałam go i wyszukałam numer mamy.

Do : Mama

Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam ale jak by co to nie będzie mnie w domu. Jadę do stajni.

Na odpowiedź nie musiałam czekać długo.

Od : Mama

Nie przeszkadzasz. Baw się dobrze, nie wracaj późno i pozdrów ode mnie panią Ewę.

Wzięłam swoją torbę, w której zazwyczaj noszę swoje przybory do rysowania ale dzielę ją także ze sprzętem jeździeckim. Wrzuciłam do środka telefon i poszłam na dół. Poszłam jeszcze do kuchni po kostki cukru. Zawsze przynoszę swoje przekąski dla koni do stajni. Następnie ruszyłam do przedsionka po swoje oficerki. Założyłam je, potem kurtkę (tą co wcześniej) i wyszłam z domu, próbując przy tym zachować jak największą ciszę, ponieważ Zane zasną na kanapie.

Przez całą drogę do stajni (czyli jakieś...pięć minut?) słuchałam swojej ulubionej piosenki zespołu BlackVeilBrides : Wake up. Dojeżdżając do bramy wyłączyłam piosenkę i wyciszyłam telefon. Wyjęłam słuchawki i włożyłam wszystko do torby.

Zostawiając rower przy parkingu, poszłam do siodlarni i zostawiłam tam swoje rzeczy. Zabrałam tylko bryczesy i poszłam się przebrać do łazienki.

Wychodząc natknęłam się na panią Ewę, moją instruktorkę.

-O, Luna. Nie wiedziałam, że przyjdziesz.

-Dzień dobry. No, mamy nie ma w domu więc przyszłam pojeździć i pobyć po prostu w stajni-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do kobiety.

-Dobrze. Jeśli chcesz pojeździć na Karinie to jest na wybiegu-puściła mi oczko.

-A i mama kazała przekazać pozdrowienia.

-Dobrze, dziękuję-powiedziała i wyszła z pomieszczenia. Posłałam jeszcze uśmiech w stronę zamykających się drzwi. Chwyciłam swój kask i torbę, i poszłam w stronę wybiegu.

Karino to dosyć wysoki, kary koń hanowerski z białą łysiną na łbie oraz jedną skarpetką na tylniej nodze. Wyczyściłam go, osiodłałam i poszłam na ujeżdżalnie. Miałam dzisiaj w planach trochę z nim poskakać, a parkur, który był rozłożony nie był jakoś specjalnie dla niego wymagający więc przejechaliśmy go bez problemu. Po całej jeździe rozsiodłałam go, rozczyściłam i wypuściłam na pastwisko do innych koni. Zostałam tam chwilę i obserwowałam je.

-Hej, Luna!-Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Moją przyjaciółkę (kolejną), Dominikę. To wysoka dziewczyna z ciemnymi blond włosami i niebieskimi oczami.

-No cześć-uśmiechnęłam się do niej a ona podeszła bliżej i mnie przytuliła.

-Ty już po jeździe?-zapytała wypuszczając mnie z objęć.

-Tak. Ty też? Nie widziałam cię.

-Bo byłam w terenie na Gruli. 

-Z jej nogą już wszystko w porządku?- Grula to myszaty hucuł z małą gwiazdką na czole. Ostatnio zaczęła kuleć na przednią nogę. Nie chodziła przez tydzień i myślałam, że dalej nie może.

-Tak, już nic się nie dzieje-Dalej rozmowa zeszła na jakieś głupoty, sama nie wiem jakim cudem. No ale Domi to Domi, ona zawsze coś wymyśli. Aż w końcu zainteresował mnie pewien temat. Zaczęła mi opowiadać o pewnym budynku znajdującym się w lesie. Ustaliłyśmy, że przejdziemy się tam o 17.00. Akurat kiedy moja mama wróci do domu. Pożegnałam się i poszłam po mój rower.

BravoWhere stories live. Discover now