Nastał kolejny piękny dzień.Mogę zagwarantować, że na pewno będzie lepszy od poprzedniego z tegórz względu, że dziś ŚRODA! Najlepsze lekcje: matma, chemia, polski (razy dwa), religia i najlepsze dwa WF'y! Byłam zachwycona jednak jeden fakt mnie bardzo zdenerwował. Mianowicie, dzisiaj też muszę załatwić sprawę, która dotyczy tego ogiera. Jakby nie patrzeć wiąże się to z dużym ryzykiem. Co jeśli nas złapią? Ugh...Wolę o tym nie myśleć. Dla mnie najważniejsze jest jego dobro. Tylko on się liczy. Jakby...Od zawsze, od dzieciństwa łączyła mnie jakaś więź z końmi. Mimo, że nie rozumiałam w sensie dosłownym co do mnie mówią (No wiecie ustawienie uszu itd. to wiem o co chodzi) to i tak czułam się wśród nich swobodnie.
Nie czekając ani chwili dłużej ruszyłam do łazienki (no...wszystkie wiemy po co więc nie ma sensu tego opisywać). Po skończonych czynnościach pobiegłam do pokoju po swoje ciuchy. Były to czarne spodnie, biała koszulka bez nadruku i czarny sweter bez kaptura. Wzięłam też trochę potargane czarne spodenki (no cóż, mamy WF ale nasz nauczyciel nie za bardzo zwraca uwagi na strój. Dla niego ważniejszy jest trening itd.). Zjadłam jeszcze moje śniadanie składające się z płatków Lion Granola i pojechałam do szkoły na rowerze.
Wjechałam jak torpeda na dziedziniec szkoły i zatrzymałam się przed samym wejściem z piskiem opon. Zstawiłam swój pojazd pod ścianą bodajże metr od drzwi. Odwruciłam się i momentalnie zostałam przyduszona przez pewnego czarnolokiego osobnika.
-R-ratunku! P-powietrza!-Powiedziałam z trudem po czym zostałam uwolniona z uścisku. Tak...To była Olga. Mały potwór. Zresztą jak Nadia, są siebie warte. Ale mimo wszystko i tak je kocham. Są dla mnie jak siostry, których niestety niemam. Los postanowił podarować mi brata idiote. A raczej, los padarował mu mnie, w końcu jest ode mnie starszy, ale to tylko szczegół.
-Melduje się na stanowisku kapitanie!-Rzekła salutując i chichocząc przy tym.
-No to...może przywitamy się normalnie co?-Zapytałam poczym nabrałam oddechu i dodałam-Cześć!-Rozłożyłam ręce i przytuliłam się do niej. Nagle coś, a raczej ktoś odciągną mnie od przyjaciółki przytulając równocześnie od tyły. Obruciłam lekko wzrok na moje lewe ramie i zauważyłam znajome niebieskie oczy. To był mój durny blondyn...Maks. Ale spokojnie!!! To tylko przyjaciel w dodatku należący do naszej paczki.
-Hej Maks. Fajne powitanie. A dwa dni temu to sie nie dało co?!-wykrzyknęłam w żarcie w jego stronę wyrywając się z uścisku.
-No wybacz ale- obok niego pojawił się kolejny głupek naszej bandy -ja i Jack - szatyn ukłonił się teatralnie- obmyślaliiśmy jakim trikiem powitać naszą jagudkę w szkole- dokończył pocierając ręce ze swoim uśmieszkiem, patrząc na czarnowłosą.
-No więc...co zamierzacie zrobić?-zapytałam.
-Dowiesz się na polskim. Pani...raczej nie powinna się obrazić-odpowiedział kasztanowłosy.
-Coście wymyślili co?- zapytał znikąd głos mojego najukochańszego rudzielca.
-Witamy panią spuźnialską. Luna i nasza jagoda chcą wyciągnąć od nas, nasz pomysł na żart-rzekł blondyn.
-W takim raze mów.
-Nie. Dowiesz się na trzeciej lekcji.
Westchnęłyśmy. Akórat usłyszałyśmy dzwonek. No tak, jednak nie byłam dzisiaj za wcześnie. Trudno, powiedziałam w myślach. Niechętnie ruszyłyśmy do klasy a chłopaki za nami.
Matematyka i chemia poszły mi szybko. W końcu, to moje ulubione przedmioty a ja chcę zdać weterynarię więc no. Równocześnie nadeszła ta lekcja na, którą czekałyśmy.
Pani weszła do klasy. Chłopaków nie ma.
-Dzień dobry kochani.
-Dzień doby- powiedzieliśmy wszyscy. Każdy z nas lubi panią Kingę więc przywitaliśmy ją z uśmiechem.
-A gdzie sią...Maks i Jack?
-Na wagary poszli proszę pani-odpowiedział żartobliwie Piotrek. Pani chyba zanotowała im uwagi i już chciała rozpocząć lekcję, gdy nagle na korytażu zabrzmiało jakby...wycie? Nie wiem jak to określić. Klasa zaczęła się śmiać a nauczycielka przejechała po każdym z nas pytającym wzrokiem.
-Może to Edek z czwartej-powiedział niebieskooki Dawid do swojego kolegi z ławki, którym właśnie jest Piotrek i obaj zaczęli się śmiać. W tym samym czasie na korytażu znowu zabżmiało to wycie ale jakby wyraźniejsze.
Drzwi otwożyły się pod wpływem kopnięcia i w progu ukazał się nie kto inny jak niebiesooki, bląd włosy kretyn imieniem Maks. Pani spojżała na niego zdziwiona ale równocześnie zdenerwowana. Po kilku sekundach ciszy odezwał się.
-Hello...Its me...- Robił przy tym swoje miny przez co wszyscy się śmiali.
Z otwartego okna (klasa znajduje się na parteże) wychylił się piwnooki Jack, i on także zaśpiewał rozkładając ręce na boki.
- HELLO FROM THE OTHER SIDEEEEEEE!!!!! I MUST HAVE CALLED A THOUSAND TIMES!!!!-wypowiadając drugie zdanie wyciągną telefon. Nadia i Olga leżały na ławce jak znokałtowane. Pani także zaczęła się śmiać. Niby takie nic ale jednak coś.
- Hello darkness my old friend...- Powiedział blondyn a szatyn przeszedł przez parapet i przytulili się do siebie tuż przed biurkiem pani Kingi.
- Dobrze dosyć tych czułości, do ławki!- dodała nauczycielka śmiejąc się cicho.
- Właśnie...Obściskiwać się będziecie na przerwie- wtrącił kolejny blondyn, Grzesiek, i poruszył znacząco brwiami. No...teraz przynajmniej wiemy o co chodzi. I jak już powiedziałam, takie nic ale jednak potrafi ludzi rozbawić. Jednak mimo tego dalej dręczył mnie niepokój, związany z tajemniczym ogierem...
Za wszelkie błędy przepraszam.
No...Coś dużo tych blondynów.

YOU ARE READING
Bravo
Short StoryOpowieść o tym jak zwykła dziewczyna o imieniu Luna poznaje wspaniałego ogiera imieniem Bravo. Dziewczyna przy pomocy przyjaciół odkryje w sobie dar...Dar rozumienia końskiej mowy. Będzie starać się przekonać do siebie dzikiego konia, ale czy jej si...