Rozdział 12

23 3 2
                                    


W tym momencie zaczęłam spisywać w głowie mój testament. Lekko rozchyliłam powieki. 

-Boże, czy ty chcesz żebym na zawał zeszła?!!? - wykrzyczałam w stronę dobrze mi znanego osobnika.

-Zabijesz mnie potem, teraz musimy spadać - powiedziała Aneta.

-Ale co z tym koniem? - zapytałam naprawdę zdziwiona.

-Nie mamy czasu. Przyszłam tu po ciebie bo jakiś łysy koleś kręcił się niedaleko. Nie zdziwiłabym się gdyby zaraz tu przyszedł. Hoć!

Złapała mnie za rękę i wyciągnęła z boksu. Jednak ja zatrzymałam się po kilku krokach i wyrwałam rękę z jej uścisku.

-Nie...-powiedziałam.

-Luna nie wygłupiaj się!

-Nie idę. Sorry Aneta, ale ja mu obiecałam. A ty dobrze wiesz, że dotrzymuję obietnic - spojrzałam na nią poważnym wzrokiem. Po chwili usłyszałyśmy kroki. Teraz to ja złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę schodów na strych. Puściłam ją przodem. Schowałyśmy się w sianie tak na oko nad boksem karego ogiera. Niedaleko nas była otwarta klapa więc słyszałyśmy jego rżenie i głosy tych ludzi.

-Trzymaj ten sznur bo nam zwieje! - powiedział jeden z nich.

Usłyszałyśmy jak koń szarpiąc się uderzał o metalowe kraty. Minęły chyba trzy minuty zanim udało im się go wprowadzić i zamknąć. Potem moich uszu dobiegł dźwięk przekręcanego klucza. To ta kłódka! Pomyślałam i podeszłam po cichu do klapy. Blondynka chwyciła mnie za ramię chcąc mnie zatrzymać ale wysłałam jej spojrzenie mówiące wiem co robię. Ustawiłam się tak aby żaden z mężczyzn mnie nie zauważył. 

Kary cały czas wierzgał, rżał i kopał ściany boksu.

-Uspokój się diable! I tak stąd nie uciekniesz - odezwał się jeden z nich. A byś się zdziwił, pomyślałam. Czarnowłosy mężczyzna stojący obok niego wziął kluczyk i schował go pod sianem w żłobie w boksie obok. Głupia ja! Czemu na to nie wpadłam? Po chwili odeszli rozmawiając o tym co będą dzisiaj robić. Odwróciłam się do dziewczyny za mną. Wymieniłyśmy spojrzenia i powoli zeszłyśmy na dół po schodach.

-Aneta, ty idź sprawdzić co z Dominiką. Ja go wypuszczę.

Chciała coś jeszcze powiedzieć ale mnie już przy niej nie było.

Wyjęłam siano ze żłobu i zabrałam kluczyk. Odczekałam chwilę, wyjrzałam przez okno, by sprawdzić czy ktoś jest w pobliżu i szybko znalazłam się przy ogierze. Odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok z wściekłej żądzy mordu zamienił się w zaciekawienie i jakby lekkie zdziwienie.

-Mówiłam, że wrócę - szepnęłam do niego. Rozejrzałam się ostatni raz po korytarzu i wzięłam w ręce kłódkę. Przekręciłam kluczyk i otworzyłam boks. Koń jakby się zastanawiał co ma zrobić.

- No już! Uciekaj! - powiedziałam machając rękami w stronę wyjścia. 

Potrząsną delikatnie głową jakby się ockną i z prędkością światła wybiegł na zewnątrz. Uśmiechnęłam się i pobiegłam do drugiego wyjścia. Noooo...To teraz trzeba zwiewać!

Wyskoczyłam przez uchylone drzwi. Tylko centymetry dzieliły mnie od tego by przewrócić moje przyjaciółki. Były lekko zdezorientowane ale nie czekając dłużej poszły w moje ślady.

Wczołgałyśmy się przez dziurę w siatce i ruszyłyśmy dzikim sprintem pod górę w stronę naszych rowerów. Oczywiście w drodze do domu nie obyło się bez plaskaczy liśćmi i gałęziami po ryju. Przez to rozcięłam sobie wargę. Ale nie zwracałam na to uwagi.

Przez całą drogę rozmawiałyśmy o tym co się właśnie stało.

Jakby kamień spadł mi z serca przez to, że go uwolniłyśmy. Mam nadzieję, że odnajdzie swoich towarzyszy. Najważniejsze jest to, żeby udało mu się uciec z tych terenów, jak najdalej od tego miejsca.

W domu

Opadłam bezwładnie na moje łóżko. Przez te sprinty się zmęczyłam. Ogólnie cała ta sprawa mnie zmęczyła, nie tylko fizycznie ale i psychicznie.

Drzwi zaskrzypiały. Leniwie otworzyłam prawe oko. Na progu stał Nathan. No nie...

-...- Obdarzyłam go moją ciszą, którą tak uwielbiam. Niestety on ją przerwał.

-Chyba nie zapomniałaś co?

-Nie masz litości. Biedny człowiek, zmęczony całym dniem, opadający z sił, który marzy tylko o zimnym sorbecie i miękkim łóżku, ma iść do tego syfu obok?

-No już nie dramatyzuj. Sama powinnaś tu posprzątać - powiedział rozglądając się po pomieszczeniu.

-Ale nie sprzątnęłam. Więc czemu mam sprzątać twój?

-Bo mama kazała mi sprzątnąć cały bałagan, a że mieliśmy układ to...ty to za mnie zrobisz- uśmiechnął się zwycięsko. W odpowiedzi tylko jęknęłam i wstałam z mojego łoża.

-Co...To ma być?! - powiedziałam prawie krzycząc gdy otworzyłam jego pokój. No wiedziałam, że tu będzie niezły bałagan ale żeby aż taki? Ja nigdy bym nie doprowadziła do czegoś takiego.

-No jak ciebie nie było to postanowiłem zaprosić swoich kumpli, Marcina i Karola. Wiesz, których.

-Karola znam ale Marcina nie. Mam jeszcze jedno pytanie. Co wy tu odwaliliście?

-Oglądaliśmy mecz. I Marcin się wkurzył jak Portugalia strzeliła nam gola i zaczął rzucać czym popadnie w telewizor- powiedział wskazując na przedmiot, po czym kontynuował dalej -A te ciuchy po całym pokoju to z ostatnich dni...

-A kartony? - zapytałam podchodząc do pudeł w rogu pokoju.

-To zostało po sprzęcie, który ostatnio kupiłem. 

Westchnęłam.

-No, przynajmniej nie wygląda jak jakiś burdel-zażartował.

Odwróciłam się do niego.

-Zostawiam to bez komentarza - pokręcił głową i wyszedł. No to czas zacząć porządne sprzątanie...



*****************************************************

Ja żyję jeszcze nie umarłam...Choć było blisko 😆😊

BravoWhere stories live. Discover now