W tym momencie zaczęłam spisywać w głowie mój testament. Lekko rozchyliłam powieki.
-Boże, czy ty chcesz żebym na zawał zeszła?!!? - wykrzyczałam w stronę dobrze mi znanego osobnika.
-Zabijesz mnie potem, teraz musimy spadać - powiedziała Aneta.
-Ale co z tym koniem? - zapytałam naprawdę zdziwiona.
-Nie mamy czasu. Przyszłam tu po ciebie bo jakiś łysy koleś kręcił się niedaleko. Nie zdziwiłabym się gdyby zaraz tu przyszedł. Hoć!
Złapała mnie za rękę i wyciągnęła z boksu. Jednak ja zatrzymałam się po kilku krokach i wyrwałam rękę z jej uścisku.
-Nie...-powiedziałam.
-Luna nie wygłupiaj się!
-Nie idę. Sorry Aneta, ale ja mu obiecałam. A ty dobrze wiesz, że dotrzymuję obietnic - spojrzałam na nią poważnym wzrokiem. Po chwili usłyszałyśmy kroki. Teraz to ja złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę schodów na strych. Puściłam ją przodem. Schowałyśmy się w sianie tak na oko nad boksem karego ogiera. Niedaleko nas była otwarta klapa więc słyszałyśmy jego rżenie i głosy tych ludzi.
-Trzymaj ten sznur bo nam zwieje! - powiedział jeden z nich.
Usłyszałyśmy jak koń szarpiąc się uderzał o metalowe kraty. Minęły chyba trzy minuty zanim udało im się go wprowadzić i zamknąć. Potem moich uszu dobiegł dźwięk przekręcanego klucza. To ta kłódka! Pomyślałam i podeszłam po cichu do klapy. Blondynka chwyciła mnie za ramię chcąc mnie zatrzymać ale wysłałam jej spojrzenie mówiące wiem co robię. Ustawiłam się tak aby żaden z mężczyzn mnie nie zauważył.
Kary cały czas wierzgał, rżał i kopał ściany boksu.
-Uspokój się diable! I tak stąd nie uciekniesz - odezwał się jeden z nich. A byś się zdziwił, pomyślałam. Czarnowłosy mężczyzna stojący obok niego wziął kluczyk i schował go pod sianem w żłobie w boksie obok. Głupia ja! Czemu na to nie wpadłam? Po chwili odeszli rozmawiając o tym co będą dzisiaj robić. Odwróciłam się do dziewczyny za mną. Wymieniłyśmy spojrzenia i powoli zeszłyśmy na dół po schodach.
-Aneta, ty idź sprawdzić co z Dominiką. Ja go wypuszczę.
Chciała coś jeszcze powiedzieć ale mnie już przy niej nie było.
Wyjęłam siano ze żłobu i zabrałam kluczyk. Odczekałam chwilę, wyjrzałam przez okno, by sprawdzić czy ktoś jest w pobliżu i szybko znalazłam się przy ogierze. Odwrócił się w moją stronę. Jego wzrok z wściekłej żądzy mordu zamienił się w zaciekawienie i jakby lekkie zdziwienie.
-Mówiłam, że wrócę - szepnęłam do niego. Rozejrzałam się ostatni raz po korytarzu i wzięłam w ręce kłódkę. Przekręciłam kluczyk i otworzyłam boks. Koń jakby się zastanawiał co ma zrobić.
- No już! Uciekaj! - powiedziałam machając rękami w stronę wyjścia.
Potrząsną delikatnie głową jakby się ockną i z prędkością światła wybiegł na zewnątrz. Uśmiechnęłam się i pobiegłam do drugiego wyjścia. Noooo...To teraz trzeba zwiewać!
Wyskoczyłam przez uchylone drzwi. Tylko centymetry dzieliły mnie od tego by przewrócić moje przyjaciółki. Były lekko zdezorientowane ale nie czekając dłużej poszły w moje ślady.
Wczołgałyśmy się przez dziurę w siatce i ruszyłyśmy dzikim sprintem pod górę w stronę naszych rowerów. Oczywiście w drodze do domu nie obyło się bez plaskaczy liśćmi i gałęziami po ryju. Przez to rozcięłam sobie wargę. Ale nie zwracałam na to uwagi.
Przez całą drogę rozmawiałyśmy o tym co się właśnie stało.
Jakby kamień spadł mi z serca przez to, że go uwolniłyśmy. Mam nadzieję, że odnajdzie swoich towarzyszy. Najważniejsze jest to, żeby udało mu się uciec z tych terenów, jak najdalej od tego miejsca.
W domu
Opadłam bezwładnie na moje łóżko. Przez te sprinty się zmęczyłam. Ogólnie cała ta sprawa mnie zmęczyła, nie tylko fizycznie ale i psychicznie.
Drzwi zaskrzypiały. Leniwie otworzyłam prawe oko. Na progu stał Nathan. No nie...
-...- Obdarzyłam go moją ciszą, którą tak uwielbiam. Niestety on ją przerwał.
-Chyba nie zapomniałaś co?
-Nie masz litości. Biedny człowiek, zmęczony całym dniem, opadający z sił, który marzy tylko o zimnym sorbecie i miękkim łóżku, ma iść do tego syfu obok?
-No już nie dramatyzuj. Sama powinnaś tu posprzątać - powiedział rozglądając się po pomieszczeniu.
-Ale nie sprzątnęłam. Więc czemu mam sprzątać twój?
-Bo mama kazała mi sprzątnąć cały bałagan, a że mieliśmy układ to...ty to za mnie zrobisz- uśmiechnął się zwycięsko. W odpowiedzi tylko jęknęłam i wstałam z mojego łoża.
-Co...To ma być?! - powiedziałam prawie krzycząc gdy otworzyłam jego pokój. No wiedziałam, że tu będzie niezły bałagan ale żeby aż taki? Ja nigdy bym nie doprowadziła do czegoś takiego.
-No jak ciebie nie było to postanowiłem zaprosić swoich kumpli, Marcina i Karola. Wiesz, których.
-Karola znam ale Marcina nie. Mam jeszcze jedno pytanie. Co wy tu odwaliliście?
-Oglądaliśmy mecz. I Marcin się wkurzył jak Portugalia strzeliła nam gola i zaczął rzucać czym popadnie w telewizor- powiedział wskazując na przedmiot, po czym kontynuował dalej -A te ciuchy po całym pokoju to z ostatnich dni...
-A kartony? - zapytałam podchodząc do pudeł w rogu pokoju.
-To zostało po sprzęcie, który ostatnio kupiłem.
Westchnęłam.
-No, przynajmniej nie wygląda jak jakiś burdel-zażartował.
Odwróciłam się do niego.
-Zostawiam to bez komentarza - pokręcił głową i wyszedł. No to czas zacząć porządne sprzątanie...
*****************************************************
Ja żyję jeszcze nie umarłam...Choć było blisko 😆😊
YOU ARE READING
Bravo
Short StoryOpowieść o tym jak zwykła dziewczyna o imieniu Luna poznaje wspaniałego ogiera imieniem Bravo. Dziewczyna przy pomocy przyjaciół odkryje w sobie dar...Dar rozumienia końskiej mowy. Będzie starać się przekonać do siebie dzikiego konia, ale czy jej si...