Rozdział 2 "Nie taki diabeł straszny"

478 31 13
                                    

      Szłyśmy szybkim tempem, bo na zewnątrz było zimno. Wiał delikatny, ale mroźny wiatr. Po drodze mijałyśmy przypadkowych przechodniów, dookoła słyszałyśmy warkot silników samochodowych. Poranne chmury poszły w zapomnienie, a na niebie było widać gwiazdy. Uliczne lampy delikatnie rozświetlały chodniki. Ludzie wyszli na spacer z psami lub pobiegać. Przeszłyśmy przez przejście dla pieszych.

-Skąd wzięłaś te wejściówki? – zapytałam.

-Mam swoje sposoby... – w jej głosie słychać było nutkę tajemnicy.

-Napadłaś na kogoś? -uśmiechnęłam się, a Marta zaczęła chichotać.

-Nie, mój kuzyn pracuje w Empiku i dostał bilety, a że nie lubi Solera to dał je mi.

-Aha, w ten sposób...Fajnie.

      Na miejsce dotarłyśmy o osiemnastej trzydzieści. Przed wejściem ustawiła się spora kolejka. Wszystkie szyby budynku zostały poobklejane plakatami z wizerunkiem Alvaro, przez co na zewnątrz nie było widać co się dzieje w środku. Prawdopodobnie zostało to zrobione celowo, żeby ludzie nie stali przed budynkiem w czasie koncertu. Ustawiłyśmy się w długiej i gwarnej kolejce, na szczęście szybko się przesuwała i do środka weszłyśmy za piętnaście siódma. Tak jak wcześniej myślałam wszystkie regały zostały poprzesuwane pod ściany lub wyniesione. Na przeciwko wejścia, na końcu dużego pomieszczenia została ustawiona niewielka scena, a przed nią kilkanaście rzędów krzeseł przedzielonych po środku, tworzących korytarz prowadzący na scenę. Pierwsze rzędy były już zajęte. Nie sądziłam, że będzie aż tak tłumnie. Chwyciłam Martę za rękę i zaczęłyśmy się przeciskać przez tłum, żeby podejść jak najbliżej sceny.

-Patrz! Tam są dwa wolne miejsca! – Marta krzyknęła mi do ucha i palcem wskazała miejsca po prawej stronie, w pierwszej i drugiej kolumnie od wewnątrz, zaraz przy korytarzu utworzonym przez krzesła, mniej więcej w środku rzędów. Przytaknęłam głową i skierowałam się w stronę miejsc. Powiesiłam torebkę na pierwszym z nich, a Marta usiadła obok, po prawej stronie.

-Strasznie dużo ludzi! -Marta znowu krzyknęła mi do ucha.

-No, masakra... – odpowiedziałam.

      Na scenie stało kilka instrumentów: gitary, drewniane, duże cymbały, kilka grzechotek, bębenek i trzy mikrofony. O dziewiętnastej na scenę wszedł prowadzący, powitał wszystkich, wyjaśnił cel zebrania, przytoczył jakieś statystyki: liczbę sprzedanych płyt, ilość wyświetleń klipów w internecie itp. Całe rozpoczęcie trwa około piętnaście minut.

-Dość już gadania, teraz zapraszam na scenę gwiazdę dzisiejszego wieczoru. Uwaga! Przed państwem... Alvaro Soler! -cała sala zaczęła bić brawo, a na scenę wyszło trzech mężczyzn. Pierwszy, czarnoskóry z okularami i króciutkimi ciemnymi włosami. Chłopak usiadł przy bębenku, który znajdował się po mojej prawej stronie, drugi posiadał brązowe włosy, pociągłą twarz o jasnej karnacji i zajął miejsce przy cymbałach po lewej stronie. W końcu trzeci... gwiazda wieczoru, na jego widok dziewczyny zaczęły piszczeć. W lokalu panowała wrzawa, było głośno i robiło się coraz bardziej duszno. Alvaro miał na sobie niebieskie jeansy, biały podkoszulek i rozpiętą koszule, w kolorze zgniłej zieleni. Mężczyzna zajął miejsce po środku swoich towarzyszy, był o wiele wyższy niż mi się wydawało. Miał burzę brązowych włosów na głowie, oczy w tym samym kolorze, owalną twarz o ciemnej karnacji, brodę oraz idealnie zarysowane usta.

-Część Kraków! -Alvaro powiedział to po polsku, trochę nieudolnie, ale to wystarczyło, żeby wywołać jeszcze głośniejsze krzyki dziewcząt. Gwiazdor uśmiechnął się szeroko. Zerknęłam na Martę, która wręcz rozpływa się na jego widok. Dziewczyna ani na chwilę nie spuszczała z niego wzroku, była uśmiechnięta od ucha do ucha. Po chwili muzycy zaczęli grać. Głos Solera na żywo brzmiał jeszcze lepiej niż na nagraniach, miał delikatnie pisakową barwę i czysty wokal. Każda kolejna piosenka wywoływała coraz więcej emocji. Endorfiny fruwały w powietrzu, muzycy żartowali na scenie, bawili się dźwiękami, grali solówki na gitarach i byli przy tym pełni pozytywnej energii. Alvaro skakał po scenie, tańczył, a nawet oddawał mikrofon dziewczynom z pierwszego rzędu, żeby zaśpiewały wers piosenki. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, biłam brawo i krzyczałam. Nie sądziłam, że ten koncert wywoła u mnie tak pozytywne emocje. Alvaro to niesamowity człowiek, ciągle się uśmiechał i miał w sobie niekończące się pokłady dobrej energii. Przedstawienie trwało około półtora godziny.

Zanim Cię Spotkałam || Alvaro SolerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz