Studia były dla mnie ciekawym doświadczeniem. Ciężko pracowałem, aby być jak najlepszym, ale było warto. Miałem cel, który udało mi się osiągnąć. Rodzina mnie wspierała i czułem się cudownie, gdy wszyscy mi gratulowali ukończenia tego trudnego etapu w moim życiu. Ale to było kilka lat temu.
Obecnie jestem jednym z lepszych, jak nie najlepszych pracowników w znanej kancelarii adwokackiej. Długo starłem się o tę posadę. Kenz, szef całej firmy nigdy się na mnie nie zawiódł, byłem rzetelny i pracowity. Praca była dla mnie na pierwszym miejscu do czasu, aż poznałem Chloe.
Była to niska blondynka o niebieskich oczach. Nasze pierwsze spotkanie wyglądało niczym z filmu. Wpadła na mnie, gdy wychodziłem z kawiarni i poplamiłem jej bluzkę. W ramach przeprosin zaproponowałem wspólne zjedzenie lunchu. Oczywiście przedtem uparłem się, abyśmy zaszli do pobliskiego sklepu, by nie musiała chodzić z brązową plamą na odzieży. Chloe była miła, nawet bardzo. Świetnie nam się razem rozmawiało. Szybko złapaliśmy wspólny język. Nasze spotkanie przerodziło się w następne, a potem w kolejne. Wtedy była kelnerką w restauracji, miesiąc temu zerwała z chłopakiem, tak mi przynajmniej powiedziała.
Przyjacielskie wypady zamieniły się w coś poważniejszego. Zapraszałem ją na randki, wspólne spacery. Mogliśmy rozmawiać cały dzień i noc, nigdy mi się to nie znudziło. Oświadczyny przyjęła pół roku po naszej wspólnej wycieczce do Australii. W tamtej chwili byłem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Nie spieszyliśmy się ze ślubem. Zorganizowaliśmy to na spokojnie, a o ceremonii wiedziała tylko najbliższa rodzina.
Potem moje życie nie wydawało się takie fantastyczne, jak sobie wmawiałem. Wraz z Chloe staraliśmy się o dziecko. Chciałem się spełnić w roli ojca. Mieliśmy mały domek na obrzeżach miasta, ja dobrze zarabiałem, a dziewczyna oddała się swojej pasji, jaką było malarstwo. Ale nie wszystko jest takie piękne. Z kolejną nieudaną próbą, Chloe udała się do lekarza. Okazało się, że jest bezpłodna, nie może mieć dzieci. To ją załamało, lecz nie tylko ona była smutna. Próbowałem ją pocieszyć, starałem się, aby nie czuła się gorsza. Wiedziałem, jak bardzo oboje pragnęliśmy tego dziecka. Potem wspólnie podjęliśmy decyzję, że zaadoptujemy jakieś maleństwo z domu dziecka. Czekaliśmy bardzo długo, gdy do naszej rodziny dołączyła Evelyn.
Była to już nie taka mała dziewczynka. Miała cztery latka. Posiadała jasnobrązowe, lekko kręcące się włosy. To niebieskie oczy najbardziej przykuwały uwagę. Była naszym małym skarbem, skradła nasze serca. Tworzyliśmy wzorową rodzinę. Mieliśmy wspaniałych sąsiadów, co było chyba rzadkością. Ale nic nie trwa wiecznie. Nasze piękne życie prysnęło jak bańka mydlana.
Chloe odeszła. Nie wiedziałem co było tego powodem. Nie podołała w roli matki? Byłem złym mężem? Nie poświęcałem jej wystarczająco dużo uwagi? Jej prawnik dostarczył mi papiery dotyczące rozwodu. Próbowałem temu zapobiec, uratować naszą rodzinę, ale kobieta nie miała tego w planach. Powoli patrzyłem jak wszystko rozsypuje się jak domek z kart. Odeszła ode mnie, odeszła od nas.
Zostałem sam z córką. Evelyn nie mogła pogodzić się z myślą, że mamusia odeszła i nie wróci. Próbowałem jej to wytłumaczyć i zrozumiała. Była bardzo mądrym dzieckiem. Nieraz przychodziła wieczorem do mojego biura, które znajdowało się w domu i przykładała dłoń do policzka, abym przestał się smucić. Było z niej kochane dziecko. Dla niej szybko się pozbierałem. Nie sięgnąłem po alkohol, miałem przecież o kogo się troszczyć.
I tak w moje wspaniałe, zaplanowane życie wkradła się nutka goryczy. O Chloe nigdy więcej nie usłyszałem. Evelyn stała się całym moim światem. Miała już siedem lat. Swoją pracę godziłem z obowiązkami rodzinnymi. Nie pędziłem po szczeblach kariery goniąc za awansami. Byłem po prostu Harrym Stylesem, zwykłym pracownikiem najlepszej kancelarii adwokackiej.
- Nie chcę chodzić na balet - odezwała się dziewczynka.
Właśnie zmierzaliśmy do domu. Odebrałem ją ze szkoły. Zbierało się na deszcz i błagałem, abyśmy zdążyli schować się w budynku, zanim porządnie lunie. Spojrzałem na szatynkę we wstecznym lusterku. Miała niezadowoloną minę. Patrzyła przez okno, paluszkiem malując po zaparowanej szybie.
- Nie musisz chodzić na balet, skarbie - zapewniłem. - Nigdy ci nawet tego nie proponowałem.
- Christin i Ashley opowiadały o balecie i uważały, że każda dziewczynka z klasy powinna na niego chodzić - skrzywiła się. - Ale ja nie chcę.
- Nikt nie może nakazać ci, co masz robić.
- Ty każesz mi odrabiać lekcję - zauważyła.
- To już inna sprawa - zaśmiałem się. - Jeszcze mi za to podziękujesz. Nauka jest ważna.
- Chcę grać w piłkę. Chłopcy grają i ja też chcę, czy mogę? - zapytała z nadzieją.
- Porozmawiamy w domu, lecz nie widzę żadnych przeszkód ku temu - posłałem jej uśmiech.
Skręciłem na swój podjazd i zaparkowałem. Wysiadłem z samochodu i otworzyłem drzwi mojej księżniczce. Wziąłem od niej fioletowy plecak w kucyki i ruszyliśmy razem do domu. Na szczęście zaczęło padać, gdy znaleźliśmy się już w środku.
- Odpocznij chwilkę, a ja przygotuję dla nas obiad - powiedziałem. - Spaghetti będzie w porządku?
- Uwielbiam spaghetti! - zawołała. - Będę w salonie.
- Ale najpierw ściągnij buty, Evelyn! - upomniałem ją, gdy zmierzała w stronę największego z pomieszczeń.
Sam włożyłem swoje wypastowane buty do szafki i poluzowałem krawat. W końcu poczułem odrobinę ulgi. Ruszyłem do swojego pokoju, aby zdjąć garnitur. Kiedyś się nie przebrałem i poplamiłem swój strój sosem pomidorowym. Nie chciałbym popełnić tego samego błędu. Elegancki garnitur zamieniłem na zwykłe spodnie dresowe i błękitną koszulkę. Teraz czułem się o wiele lepiej. Krawat nie uwierał i nie zaciskał się na mojej szyi.
Gdy schodziłem na dół, słyszałem odgłos telewizora. Mała Evelyn oglądała wiadomości. Prezenterka mówiła o samobójstwie nastolatka, który zabił się z powodu prześladowania przez innych uczniów w szkole. Nie zaprzątałem sobie tym głowy, tylko skierowałem do kuchni. Wyciągnąłem garnek, naszykowałem paczkę makaronu i słoik z sosem. Po kilku minutach, gdy tylko makaron został ugotowany, obiad był gotowy. Podałem danie na białych talerzykach i zawołałem córkę na posiłek.
- Czy homoseksualizm to coś złego? - zapytała, siadając na swoim krześle.
- Dlaczego pytasz skarbie? - zdziwiłem się. - Nie zaprzątaj sobie tym swojej główki.
- Ale czy to coś złego? - zapytała, upierając się przy swoim pytaniu.
- Makaron ci stygnie.
- Czy jeśli będę taką osobą, to czy też muszę umrzeć, tatusiu? - popatrzyła na mnie ze łzami w oczach.
- Co ty opowiadasz, skarbie? - zmarszczyłem brwi. - Znów naoglądałaś się tych wiadomości? Nie powinnaś brać na poważnie tych niektórych głupot.
- Dlaczego tamten chłopiec umarł?
- Evelyn... - westchnąłem. - Jemy teraz obiad.
- Ale tatusiu...
Odłożyłem widelec i przetarłem dłońmi twarz. I co ja mam jej powiedzieć? Jak można rozmawiać o takich tematach z małym dzieckiem? Ona nawet nie zrozumie. Zerknąłem na nią i zauważyłem, że się we mnie wpatruje. Wiedziałem, że nie uniknę odpowiedzi, potrafi być bardzo uparta.
Uratował mnie telefon. Przeprosiłem i wstałem od stołu. Gdy skończyłem rozmawiać, dziewczynka już skończyła posiłek. Na szczęście nie wracała do tamtego tematu.
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Witajcie asy!
Co dziś szalonego porabialiście? ^.^
Ja zrobiłam karmel na patelni i nawet nie wywołałam pożaru! :D
*** Miłego dnia! ***
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
CZYTASZ
House of Cards ~Larry ✔
FanfictionPrzechodziłem obok niego. Dzień w dzień. Ciągle tam przebywał. Przeważnie spał, a gdy tego nie robił, patrzył tępym spojrzeniem przed siebie. Inni też go mijali. Nikt nie zwracał na niego uwagi. To przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie, jak kie...