Następny ranek nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Usłyszałem irytujący dzwonek z budzika, który nakazał mi zwlec się z łóżka. Był czwartek, miałem dość tej szkoły. Przez sekundę rozważałem, czy nie mógłbym zostać w domu. Potem przypomniało mi się, że moja mama ma wolne, więc to zdecydowanie by nie wypaliło. Znając ją, to gdybym tylko wspomniał o wagarach, złapałaby mnie za rączkę i odprowadziła pod same drzwi klasy, gdzie miałbym mieć pierwszą lekcję. Ale to byłby wstyd!
Skrzywiłem się, gdy stopy dotknęły zimnej podłogi. A tak dobrze mi się spało w ciepłym łóżku... Spojrzałem tęsknie na miękką poduszeczkę, ale pukanie do drzwi przywróciło mnie do rzeczywistości.
- Harry? Wstałeś kochanie? - usłyszałem kobiecy głos.
- Tak, już się ubieram mamo - powiedziałem.
Słyszałem jej oddalające się kroki. Podszedłem do szafy, skąd wyciągnąłem swój strój do szkoły, na który składały się czarne jeansy i zwykła, biała koszulka. Najpierw poszedłem do łazienki, aby skorzystać z toalety i doprowadzić się nieco do stanu używalności, jak to mówię. Moje włosy były w okropnym stanie. Na poważnie zastanawiałem się nad obcięciem ich. Przemyłem twarz i skrzywiłem się na widok cieni pod oczami. Wcale nie tak późno położyłem się spać, a wyglądałem jak zombie, chociaż może troszeczkę przesadzam.
Ubrany, z plecakiem na ramieniu zszedłem na dół. Anne i moja siostra Gemma siedziały przy stole. Myślałem, że młodsza z kobiet będzie jeszcze u swojego chłopaka, ale jak widać wróciła. Zająłem miejsce przy stole i sięgnąłem po serowe tosty. Nalałem również soku pomarańczowego do szklanki.
- Mamo? Mogę zabrać samochód? - zapytałem.
- Tak, ale pod warunkiem, że w drodze powrotnej go zatankujesz - uśmiechnęła się.
- Ale to Gem zużyła dużo paliwa, nie ja! - oburzyłem się.
- Nie złość się, bo złość piękności szkodzi - zaszydziła siostra i potargała moje włosy.
- Kiedyś cię zabiję - wysyczałem, a mama posłała mi karcące spojrzenie.
- Mógłbyś zajechać jeszcze do sklepu? - zapytała Anne. - Zrobiłabym wieczorem ciasto, Jay dała mi wczoraj przepis na proste wypieki. Mam nadzieję, że Louis i Niall nie będą mieli nic przeciwko, jeśli zatrzymasz się chwileczkę w sklepie.
- Na pewno nie - odparłem.
Ugryzłem chrupiący chleb i wbiłem spojrzenie w szklankę soku. Zwykle gdy biorę samochód, zabieram chłopaków po drodze. Tym razem nie zamierzałem, chyba, że Horana. On jest w porządku. Wyciągnąłem komórkę i wystukałem na szybko wiadomość, że ma dziś podwózkę. Wysłał mi tylko zadowolony uśmiech i zdjęcie swojego śniadania, na które składały się naleśniki oblane syropem klonowym.
Po skończonym śniadaniu pożegnałem się z kobietami i pognałem do wyjścia. Założyłem plecak i opuściłem dom. Samochód stał na podjeździe. Wsiadłem do niego i odpaliłem silnik. Podjechałem pod adres Horana. Właśnie szedł w moją stronę z szerokim uśmiechem. Otworzył drzwi z tyłu i już chciał się pakować, kiedy nakazałem mu, aby usiadł z przodu.
- A Lou? - zapytał. - Zawsze jedzie z przodu.
- Nie dzisiaj - odparłem i ruszyłem dalej.
Po kilkunastu metrach zauważyłem szatyna. Szedł chodnikiem ze spuszczoną głową. Jego szary plecak zwisał mu z ramienia, ale zdawał się tym nie przejmować. Zmierzał w stronę przystanku. Ja nawet nie pomyślałem, aby się zatrzymać.
CZYTASZ
House of Cards ~Larry ✔
FanfictionPrzechodziłem obok niego. Dzień w dzień. Ciągle tam przebywał. Przeważnie spał, a gdy tego nie robił, patrzył tępym spojrzeniem przed siebie. Inni też go mijali. Nikt nie zwracał na niego uwagi. To przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie, jak kie...